03 stycznia 2016

Rozdział XXII



Czasami wydaje mi się, że wszystko co się wydarzyło w ciągu całego mojego życia to zwykły sen, fikcja, w której jestem tylko obserwatorem. Nie mam wpływu na decyzje, wybory, porażki i sukcesy bo wszystko zostało już zapisane, a ja jedynie czytam odkryte już strony.
Czasami czuje, że mam nad tym kontrolę, ale nagle dzieje się coś, co przypomina mi, że tak nie jest… brutalnie rzuca mną o ścianę i mówi wyraźnie, że koniec tej wolności. Tak samo było tym razem.
Przeznaczenie znowu zadrwiło ze mnie i zagrało na moim nosie niezły utwór, a skutki tego koncertu są do tej pory odczuwalne w mojej głowie. Potworny ból głowy, który nie może minąć, który pojawił się niedawno, i który z każdą chwilą narasta, a z mgły wspomnień wyciągane są kolejne fragmenty. Choć najbardziej powinny mnie martwić inne fakty, to słowa Jordana w mojej głowie wciąż odtwarzają się jak zacięta płyta…

,,A co Twoim zdaniem miałem powiedzieć!? Że Cię kocham i nie pozwolę Ci umrzeć?! Że nadal szukam sposobu byśmy byli tu razem?! Nie chciałem byś patrzyła na mnie z politowaniem! Przecież widzę co łączy Cię z Rickiem. Jak bawisz się z tym całym księciem. Nie chcę Ci odbierać tego cholernego życia!”

Leżałam w pokoju gościnnym Kaspijskiej Ambasady już dwa dni. Przez ten czas różni mistycy próbowali całkowicie pozbierać mnie do kupy. Ciągle mówili tylko, że to najsilniejsze zaklęcie z jakim się spotkali, i że mam szczęście, że przeżyłam proces odzyskiwania wspomnień bo było ze mną kiepsko. Mój tata przychodził do mnie dość często, nawet Rick się raz pojawił. Najczęstszym gościem jednak był Aron. Troszczył się o mnie. Zamieniał się w co tylko chciałam i rozbawiał gdy było mi smutno. Wieczorem próbowałam ogarnąć w samotności minione wydarzenia.
Mimo protestów w końcu przyniesiono mi notatnik i długopis. Po kolei pisałam wszystko co może pomóc mi odzyskać zmysły.

Lista rzeczy, którą powinnam ogarnąć jest długa, bardzo długa i skomplikowana:
1. Nie żyje niewinny człowiek.
2. Sprawcę wypadku poszukuje policja, a prokuratura już mówi o dożywociu dla mordercy za kierownicą.
3. Tym sprawcą jestem ja.

I teraz zrobi się bardzo dziwnie:

4. Od uniknięcia kary uratował mnie mój przyjaciel, Władca Wszechświata. Przeprowadził mnie przez magiczny portal do środka Drogi Mlecznej gdzie znajduje się nieznana nikomu planeta Oban.
5. Mój przyjaciel wymazał mi wspomnienia o zamordowaniu człowieka.
6. Mój przyjaciel się we mnie kocha.
7. Mój przyjaciel szuka sposobu bym nigdy nie umarła.
8. Mój przyjaciel wskrzesił wrogą rasę kosmitów i zbudował im nowy dom.
9. Mój przyjaciel znowu zmienił mi wspomnienia i myślał, że się nie dowiem.

Myśleliście że to jest dziwne… no cóż, to teraz będzie prawdziwa bomba:

10. Ścigacz, który zabił tego człowieka, i który ja prowadziłam, jest własnością Księcia Kaspii: Arona.
11. Książę Kaspii będzie ścigał się w barwach Koalicji Ziemskiej by uratować upadającą firmę mojego ojca.
12. Książę Kaspii i ja jesteśmy zaręczeni… przez przypadek.

Z bardziej przyziemnych spraw…

13. Mój tata ma bliskiego przyjaciela Ricka.
14. Rick jest ode mnie starszy o jakieś 10 lat.
15. Rick ma dziecko z przybraną siostrą moich kosmicznych przyjaciółek.
16. Rick nie wie, że ma dziecko.
17. Rick ma długi.
18. Rick mnie kocha.
19. Ja kocham Ricka.
20. Rick i ja kochaliśmy się ze sobą w chwili kiedy za ścianą był mój ojciec.
21. Rick był moim pierwszym facetem.
22. Rick chce bym z nim zamieszkała.
23. Rick będzie trenerem mojego przypadkowego narzeczonego.
24. Rick jeszcze nie wie, że mam narzeczonego.
25. Aron nie wie, że Rick jest moim kochankiem.
26. Mój tata nie wie, że mam narzeczonego.
27. Mój tata nie wie, że mam faceta.
28. Mój tata nie wie, że mój facet jest jego wychowankiem i przyjacielem.
29. Rick ma być moim szefem.
30. Ja mam być asystentką Ricka podczas treningów Arona.

Lista zawiera 30 punktów, w tych 30 punktach widzę jakąś kiepską telenowele, którą zachwycałyby się miliony gospodyń domowych. Może jednak po kolei wyjaśnię wszystko od początku, zaczynając od tego dlaczego tak spokojnie o tym mówię i dlaczego mam czas na takie wydawałoby się głupie listy.
No cóż… Jak już wcześniej wspomniałam jestem teraz w Ambasadzie Kaspii i zajmują się mną najlepsi mistycy planety Arona. Wszystko zaczęło się rankiem po powrocie z Obanu…

- Dzień dobry. – Rick opierał się o blat stołu pijąc czarną kawę z kilkoma łyżeczkami cukru. Nie miał na sobie okularów a w oczach płonęły mu figlarne płomyki. Noc poprzedzająca poranek była niesamowita. Rick po oficjalnej kolacji został na noc i gdy Don już zasnął Rick zakradł się do mojej sypialni. Długo rozmawialiśmy, aż w końcu z rozmów przeszliśmy do innych… milszych rzeczy.
- Dzień dobry. – Odpowiedziałam przechadzając się w pomarańczowym podkoszulku i jeansowych spodniach. Patrzył na mnie jakby chciał mnie pożreć, jednak powstrzymywał się bo za drzwiami był mój ojciec.
- Nic Cię nie boli? – Spytał z troską. Starał się być delikatny mając na względzie, że był to mój pierwszy raz. Pokręciłam głową przecząco i przegryzłam kapsułkę o smaku kanapki z szynką popijając ją wodą. Posłałam mu jednocześnie najmilszy z moich uśmiechów. Czułam się w pełni spełniona choć na szyi ciążył mi medalion, którego z różnych względów Aron nie chciałbym mu oddawała. Zdziwiło mnie to trochę ponieważ jeszcze wczorajszej nocy był on dla niego dosyć cenny.
- Musimy porozmawiać. – Mój tata jak duch zjawił się w kuchni wygrażając mi palcem.
- Witaj tato! Miło Cię widzieć. Cieszę się, że jesteś w tak dobrym humorze.
- Nie denerwuj mnie młoda panno! Twoja arogancja sięgnęła zenitu! – Mój ojciec od wczorajszego wieczora wygraża mi palcem i mówi, że jestem niekompetentna, jednak ani razu nie wspomniał dlaczego. Aż do teraz…
- Don, Książę sam wyszedł z tą inicjatywą. Eva nie miała z tym nic wspólnego. – Rick starał się mnie bronić, to miłe. Mały gest. Postawił się tacie za moją sprawą.
- Nie, młoda panno! Mam dość wtrącania się w sprawy firmy!
- Ale co ja takiego zrobiłam!? – Nie wytrzymałam. Nie lubiłam dostawać ochrzanu za nic.
- Myszko będziesz od teraz moją asystentką… - Rick podniósł teatralnie kubek w górę.
- Asy… kim!? – Byłam w szoku… tym bardziej, że o to ani razu nie prosiłam.
- Asystentką. Książę po Twoim zniknięciu zakomunikował, że zgadza się na wszystko pod warunkiem, że Ty będziesz wraz z Rickiem czuwać nad jego treningami. – Moje oczy były jak dwie wielkie pięciozłotówki.
- Chyba nie powiesz, że się na to zgodziłeś? – Byłam pewna, że ojciec na to nie poszedł, nie jest aż tak zdesperowany.
- A miałem jakieś wyjście?! – Czyli jednak jest bardzo źle z firmą.
- O nic nie prosiłam Księcia. Spróbuję z nim porozmawiać, może uda mi się to cofnąć…
- Nie drażnij mnie dziecko. – Tata dopił kawę i skinął na Ricka, który patrzył na mnie z przepraszającą miną.
- Tato! Daj spokój! Odkręcę to! - Zawołałam kiedy widziałam że zbiera się do swojego gabinetu.
- Takim zachowaniem udowadniasz, że jesteś nieodpowiedzialna. - Don spojrzał na mnie karcąco. Zabolało. W Sternie nie było takich sytuacji. Wszyscy jedynie mówili jak mam się zachowywać, dawali kary, ale nigdy nie mówili, że jestem nieodpowiedzialna. Tylko mój tata. Tata.
Razem z długowłosym emerytowanym pilotem poszli do jego gabinetu a ja ubrałam się i jak z procy ruszyłam do Ambasady Kaspijskiej….

Kaspijska Ambasada lśniła w blasku grudniowego słońca. O dziwo jak tylko podeszłam do bramy strażnicy byli na tyle dobrze poinformowani kim jestem, że wpuścili mnie bez większych problemów, a miła służka zaprowadziła mnie do ogrodu.
Wśród zielonych krzewów była najpiękniejsza altanka z białego kamienia jaką widziałam. Dach był podtrzymywany przez rzeźby istot z różnych planet. Poznałam kilka: Nourasjanina, Ziemianina, Werysjanina… i jeszcze parę. W środku altanki Aron ćwiczył szermierkę z jakąś kobietą świetnie się przy tym bawiąc.
Stal mierzyła się ze stalą. Stukot był dość przyjemny i bardzo spokojny. Wpatrywałam się w te niesamowite zwroty i uniki. Widać było że Aron się tym cieszy. Jednak jak mnie zauważył przerwał całkowicie olewając swoją trenerkę. Miecz, który okazał się być po prostu kolejną jego formą „schował do ręki” i podbiegł do mnie z wielkim uśmiechem.
- Eva! – Przytulił mnie mocno i szepnął do ucha. – Obserwują nas, proszę naśladuj mnie. – Nie wiedziałam o co chodzi ale był moim przyjacielem więc zrobiłam co mówi. Też go przytuliłam. Wtedy się odsunęła.
- Pewnie Ci zimno. Zapraszam do środka. – Podał mi ramię i wprowadził do tego zaklętego zamku. W drzwiach witali nas strażnicy, a w środku - nawet nie wiem kto - zabrał mój płaszcz. Aron od razu zauważył wisiorek, który miałam dla niego odzyskać ze ścigacza, a którego tak uparcie nie chciał zabrać na oczach jego rodziców. Poprawił go by symbol królewski dumnie wisiał na mojej piersi.
- Idealnie. – Wymamrotał.
- Panno Wei! – W jednych z drzwi pojawiła się kobieta. Wysoka o chudej i bladej twarzy, wielkich błękitnych oczach i trupich palcach. Korona na jej głowie uświadomiła mi, że jest to jego matka. Ukłoniłam się, odwzajemniając uprzejmości. Kobieta uśmiechnęła się tak idealnie, że aż odebrało mi dech z piersi.
- Po co te oficjalne tony? – Spojrzała na wisiorek. – Pięknie wygląda na Twojej szyi. – Dodała. – Argamonie zajmij się swoim gościem. – Poprosiła patrząc na niego wymownie i zniknęła za drzwiami. Spojrzałam na niego pytająco na co on tylko wysłał mi wzrok nr. 5 – wszystko Ci wyjaśnię, ale nie tutaj.
Weszliśmy po schodach na najwyższą wieżę. Było tam chłodno ale ciepła herbata rekompensowała wiele. Usiadłam przy dużym oknie i spojrzałam na okolice. Całe Kansas City wyglądało z tej perspektywy niesamowicie. Aron trzy razy upewnił się, że drzwi są zamknięte i nikt nam nie będzie przeszkadzał. Usiadł na podłodze naprzeciw mnie i wpatrywał się to we mnie, to w medalion.
- Dobra, mam dość. O co chodzi? – Było już wystarczająco niezręcznie. Ta sytuacja była wręcz śmieszna: jego matka zachowywała się jak wariatka, mój ojciec oszalał, a ja byłam rozdarta między dwoma świetnymi facetami. Nie umiałam tłumić tego wszystkiego. Czas to wyjaśnić.
- Może zacznę od tych przyjemniejszych rzeczy? – Spytał rumieniąc się.
- Okey. – Zgodziłam się popijając łyk herbaty, która była niesamowicie słodka ale też dobra i pachniała malinami.
- Chcesz wersję krótką czy długą? – Zapytał. Byłam zniecierpliwiona więc palnęłam „krótką” i zaraz znów wzięłam łyk napoju.
- Jesteśmy zaręczeni! – Uśmiechnął się i starał się to jak najszybciej obrócić w żart… z marnym skutkiem. Próbował pokazać jakie to niesamowite. Swoje dłonie podniósł na wysokość twarzy i zaczął nimi wymachiwać, jakby wkręcał żarówkę. W głowie słyszałam niedopowiedziane “TADAM!”. Zakrztusiłam się. Kiedy doszłam do siebie wydukałam tylko…
- Jak to zaręczeni!? CO!?
- Nie krzycz. Bo jeszcze ktoś to źle odbierze. – Starał się mnie uspokoić. Zrozumiał, że dla mnie to nie jest śmieszne i spoważniał.
- I dobrze, bo to co mówisz jest bez sensu! – Byłam wściekła! Cały dobry humor związany z nocą z Rickiem minął.
- Czyli długa wersja? – Upewnił się trzymając mnie za ramiona i patrząc mi w oczy.
- Tak! – To chyba oczywiste, chętnie dowiem się, w którym momencie ominęłam „Wyjdziesz za mnie?”
- Wisiorek, który masz na sobie - wskazał palcem - jest symbolem władzy Kaspii. To łapiesz, tak? – Pokiwałam głową.
- Jest moim symbolem władzy. – Doprecyzował. – Ojciec daje taki synowi kiedy stwierdzi, że ten jest gotowy na objęcie tronu. – Ja kiwnęłam ze zrozumieniem. – Jedyny warunek to małżeństwo. – Byłam lekko zdziwiona ale również zrozumiałam. – Z osobą której podaruje wisiorek, a ona go przyjmie. – Aron zacisnął oczy i lekko schował głowę podczas gdy ja przetwarzałam co powiedział. Doszło do mnie: ja nosze wisiorek.
Po powrocie z Obanu nie zauważyłam, że wisiorek jest na mojej szyi, a jak go zauważyłam to się ucieszyłam, że przynajmniej się nie zgubi. Kiedy jednak weszłam do domu i spotkałam wychodzących króla i królową wszystko było inaczej. Stali się cieplejsi i inaczej zwracali się do Arona. Ba! Nawet raz wymsknęło mi się nie „Argamon” a Aron! Ale nie mogę uwierzyć, że jeden wisiorek może tyle zmienić. Na odchodne rzucili tylko, że jestem u nich miłym gościem.
- Zaręczyny to nie ślub. Po prostu Ci go teraz oddam. – już chciałam go ściągnąć ale mnie powstrzymał.
- To nie takie proste.
- Tak Aron, to jest proste. – Próbowałam znaleźć zapięcie.
- Jeżeli mi go teraz oddasz stracę tron. – Wyjaśnił. Zatrzymałam się i czekałam na jakieś dalsze wyjaśnienia.
- Posłuchaj, rodzice pierwszy raz od przyjazdu tu uznali mnie za dojrzałego. Jeżeli teraz ich zawiodę wydziedziczą mnie.
- Chyba żartujesz, nie wyjdę za Ciebie! – Byłam wściekła. Jak on to sobie wyobraża? W końcu mój głos w głowie mi coś podpowiedział.
- Nie jestem arystokratką. – Odpowiedziałam stanowczo.
- W tym problem, że jesteś kimś lepszym, jesteś ponad wszystkimi. Jesteś Avatarem! – Aron mówił to z czcią klęcząc między moimi nogami i trzymając mi ręce bym nie zdjęła tego przeklętego wisiora.
- Nie, nie jestem. – Odpowiedziałam stanowczo.
- Tak wszyscy Cię widzą. Jesteś zwyciężczynią nawet jeśli nie masz całej nagrody. – Aron nawet nie wie, że nagroda to wieczna samotność.
- Dobra pominę to. Co jeśli ja nie chcę!? – Oburzyłam się. Założył z góry, że nie będę mieć żadnych oporów, ale się mylił. Chciałam ułożyć sobie życie zupełnie inaczej…
- Nie będziesz musiała za mnie wychodzić… wystarczy, że teraz… poudajesz. Jak Kaspia będzie bezpieczna pojedziesz z nami, pobędziesz tam trochę, a później uznasz, że życie na dworze nie jest dla Ciebie i znikniesz.
- I będę tą złą? Jak to niby naprawi sprawę!?
- Zrozum, nie spodziewałem się, że będziesz go miała na szyi. – Patrzył mi prosto w oczy. – Obiecuję, że będę najlepszym narzeczonym na świecie, tylko się zgódź.
- Nie, to za dużo. – Wstałam i chciałam wyjść ale zatrzymał mnie i mocno przytulił mimo moich sprzeciwów.
- Proszę Evo, tu chodzi o moją przyszłość.
- A co jak chciałam sobie poukładać inaczej życie? – Spytałam z wyrzutem. Aron czuł się skrępowany.
- Nie wspominałaś, że masz chłopaka. – Przypomniał mi się ten przyjemny ciężar na moim ciele. Jego usta na mojej szyi, jego dłonie na moich udach…
- Bo nie mam. - Odpowiedziałam bez przekonania.
- To w czym problem? Nie będę się narzucał. Kilka razy pojawimy się razem na jakichś oficjalnych kolacjach i tyle. – Patrzył na mnie błagalnie.
- A potem będę mogła odejść? – Spytałam ostrożnie. Choć i tak czułam, że to się źle skończy: o zaręczynach dowie się Don i poprosi Ricka by wybił mi to z głowy, a wtedy… Zranię Ricka.
- Jeśli tylko będziesz chciała. – Aron odpowiedział na to z ostrożnością, jakby nie chciał tego powiedzieć. Patrzył tak błagalnie…
- Zgoda. – Odpowiedziałam po długim milczeniu, a ten porwał mnie w uścisku. Nie chciałam go odwzajemniać.
- Musimy nad tym popracować. – Zauważył. Wziął moje dłonie i splótł je na swoim pasie. – Musi być naturalnie.
- Ale chyba całować się nie musimy? - Sama myśl o tym napawała mnie lękiem i pewnym rodzajem zdrady zarówno siebie jak i Ricka.
- Najwyżej w policzek. – Puścił mi oczko. – I tak etykietę już złamaliśmy przytulając się. Rodzice uważają jednak, że nabrałem już nawyków ziemskich więc to jest dopuszczalne.
- To jest jakieś szaleństwo! – Odpowiedziałam wyrywając się z uścisku.
- Damy radę. Jeszcze rok i Kaspia będzie gotowa.
- Rok!? - Wydusiłam z paniką. Zapamiętać na przyszłość… czytać całą umowę zanim zgodzisz się ją podpisać.
- Już się zgodziłaś pamiętasz? – Upewnił się znów porywając mnie w ramiona.
- Naprawdę się cieszę. – Szepnął całując mi włosy. Było to takie nienaturalne. Takie okropne… jak ja to wszystko wyjaśnię Rickowi, tacie… wszystkim? Najgorsze, że Aron miał to gdzieś. Był dziwnie szczęśliwy choć chyba powinien być tak samo wściekły jak ja. Przecież on też nie planował tych zaręczyn.

Po tym jak się uspokoiliśmy przeszliśmy do innych tematów.
- To może w ramach rekompensaty teraz Ty odpowiesz na parę pytań? – Aron usiadł koło mnie podając mi kolejny kubek herbaty. Była już chłodniejsza ale nadal dobrze smakowała.
- Jasne. – Mój narzeczony wyjął z kieszeni komórkę i coś wstukał.
- Wyjaśnij mi dlaczego we wszystkich wiadomościach pojawia się mój zniszczony ścigacz i informacja, że kierowca jest ścigany listem gończym w całej Koalicji? – Spojrzałam na niego jak na kogoś z wysoką gorączką… o czym on do cholery do mnie mówi? Starałam sobie przypomnieć co się działo przed Obanem jednak nie przypominałam sobie żadnego wypadku.
- Nie wiem o czym mówisz. - Poinformowałam go na spokojnie. To musi być jakaś pomyłka. Śmieszny żarty którego nie rozumiem.
Aron miał skwaszoną minę. Odpalił obraz na holo i moim oczom ukazał się fragment wiadomości porannych:
Nadal poszukiwany jest sprawca wczorajszego wypadku na przecznicy Mei. Kierowca ścigacza z obławy policyjnej, podczas której odkryto serce nielegalnych wyścigów, uciekając przed władzami zmiażdżył człowieka i jeszcze kilka metrów wlókł jego ciało przez przecznicę póki sam nie stracił kontroli nad pojazdem. Policja szuka świadków, jednak na razie nie odnaleziono żadnego. Na miejscu nie znaleziono również żadnych śladów biologicznych sprawcy, a przez uszkodzony monitoring nie znamy szczegółów na temat sprawcy.
Pokazano grubego policjanta który wygłaszał komunikat.
Sprawca nadal jest poszukiwany. Na razie nie mamy jego śladów. Wiemy jedynie, że nie mógł wyjść bez szwanku z tego wypadku. Jesteśmy pewni, że w końcu odwiedzi jakiś szpital dzięki czemu go złapiemy. Przypominamy, że osoba ta może być niebezpieczna.
W końcu pokazali miejsce wypadku. Porozrzucane części biało-pomarańczowego ścigacza, zniszczony kokpit, dużo szkła...

Złapałam się za skronie, coś miażdżyło mi mózg. Ból był okropny.
- Eva, wszystko w porządku? - Nie umiałam mu odpowiedzieć. Ból głowy stawał się nieznośny. Jakbym była kołem lokomotywy, który co chwile przytula się do torów pędzącego pociągu. Łzy napływały mi do oczu i nie umiałam złapać tchu. Dusiłam się mocno. Nic nie widziałam, choć czułam, że ktoś mnie trzyma. Ktoś krzyczał ale co z tego jak nie słyszałam co? Moja głowa napełniała się czymś okropnym jakbym była w wodzie. Topiłam się… dusiłam. Nie wiedziałam co się dzieje. W mgle słyszałam tylko zapewnienie, że “wszystko będzie dobrze”.
W końcu… straciłam przytomność.

W moim śnie, który okazał się być kolejnym wspomnieniem, byłam w swoim pokoju. Zrelaksowana, po kąpieli, po Obanie. Tata zamknął się w gabinecie z Rickiem żeby oblać sukces a ja schowałam się u siebie. Oczywiście wiedziałam, że będzie dziś z nami nocował bo wraz z tatą trochę popili. Ubrana w zwykły podkoszulek położyłam się i nasłuchiwałam czyichś kroków. W końcu kiedy byłam na pograniczu snu do mojego pokoju wszedł Rick. Nie miał już koszulki a jedynie długie dresowe spodnie. Usiadł na moim łóżku i pogłaskał po czole.
- Hej Myszko.
- Zostaw mnie. - Chciałam spać. Poza tym nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nadal byłam zła za wszystkie poprzednie sprawy.
- Mogę się położyć? - Spytał spokojnie. Odbąknęłam, że nie, a on się położył. Nie miałam siły go zrzucać, a też nie chciałam wzywać taty na pomoc. Mimo wszystko coś jednak do niego czułam.
- Opowiesz mi co się stało? - Spytał łagodnie próbując mnie przewrócić na bok by widzieć moją twarz.
- Nie. - Odpowiedziałam jasno dając do zrozumienia, że powinien odejść. Rick jednak nie poddawał się. W końcu spojrzałam na niego.
- Myszko… - wyszeptał to tak spokojnie... To jedno słowo złamałoby nawet największy lód w moim sercu. I te jego oczy… Jego zielone oczy mimo całkowitej ciemności były w dalszym ciągu widoczne. Poczułam rękę na swojej talii. Dreszcz przeszedł mnie po plecach.
- A jak Don wejdzie? - Spytałam spokojnie.
- Nie wejdzie. Śpi.
- A jak ja chcę żebyś sobie poszedł?
- Tylko tutaj leżę. - Odpowiedział podkładając sobie drugą rękę pod głowę i trochę przysuwając mnie do siebie.
- Tylko leżysz? - Upewniłam się.
- Tylko leżę. - Potwierdził.
- I będziesz tylko leżał? - Ponownie spytałam wpatrując się w zarys jego sylwetki.
- Pamiętasz co mówiłem o Twojej sukience? - Spytał ignorując moje pytanie.
- Już nie mam jej na sobie. - Poinformowałam spokojnie. Leżała już w szafie a ja byłam w starym podkoszulku i niepasujących do nich spodenkach.
- Nie masz?
- Nie mam. - Potwierdziłam. Rick jakby szukając potwierdzenia zjechał płynnie trochę niżej aż dojechał do mojej gołej skóry.
- Nie masz. - Potwierdził ale nie zabrał ręki z mojego uda.
- Nie mam. - Odpowiedziałam w ten fascynujący i inteligentny sposób. Wiedziałam, że uśmiechnął się pod nosem. Lekko zacisnął dłoń na moim udzie i podciągnął ją do góry zaczepiając na swoim biodrze przez co przybliżył mnie jeszcze bliżej siebie. Jego ciepły tors prawie parzył moje zmarznięte palce. Chciałam mu powiedzieć, że ma odpuścić, że powinien wyjść ale było mi… dobrze. Niesamowicie bezpiecznie.
- Myszko? - Upewnił się że go słucham. - Powiedz coś. - Poprosił spokojnie.
- Coś. - Odpowiedziałam bez namysłu a on wbił się w moją wargę. Bez ostrzeżenia, bez pytania, bez pozwolenia. Zassał ją i nie chciał puszczać. Chwyciłam jego włosy jedną ręką by przypadkiem nie przyszło mu na myśl żeby się odsuwać. Pomyślałam jednak, że trzeba coś powiedzieć.
- Przepraszam. - Wyszeptałam czym zbiłam go z tropu ale nie cofnął się.
- Za co? - Spytał.
- Że w Ciebie zwątpiłam. - Odpowiedziałam spokojnie.
- Przepraszam. - Powtórzył za mną.
- Za co?
- Za wszystko. - i ponownie dał się ponieść chwili. Oboje daliśmy się ponieść. Wysoko i na długo. W końcu zrozumiałam czemu wszyscy w związkach tak chwalą kochanie się na przeprosiny. Było to przyjemne, miłe i pozwalało odbudować relacje.
Jeśli wcześniej miałam wątpliwości co do Ricka, w końcu je straciłam: był facetem mojego życia. Co mogłoby pójść nie tak…?

Ocknęłam się następnego dnia. Na krześle siedział Aron ubrany w biały mundur z odznaczeniami. Po drugiej stronie stały dwie istoty o zielonych twarzach, bardzo wysuniętych brodach i długich uszach. Poderwałam się przerażona do pozycji siedzącej.
- Nie bój się ich. Uratowali Ci życie. - Aron wyglądał na zmartwionego. Bolała mnie głowa a poczucie winy targało moim całym ciałem od środka. Matko… co ja zrobiłam…
- Od wczorajszego dnia budzisz się i tracisz przytomność. Wszyscy się martwimy. - Aron był bardzo zaniepokojony moim stanem. - Wezwałem najlepszych mistyków. Mówią, że to jakieś bardzo silne zaklęcie i pełne zniesienie go może jeszcze trochę potrwać. Mimo to już powinnaś mieć większość wspomnień. - Łzy napływały mi do oczu… Więc to prawda… te wszystkie obrazy w mojej głowie… to prawda.
- Mogę zostać sama? - Spytałam. Musiałam się jakoś pozbierać ale nie wiedziałam jak.
- Oczywiście. - Aron skinął na te istoty i wyszły. Sam podniósł się z krzesła, ucałował mnie w czoło i poprawił przykrycie. - Powiem Twojemu tacie, że się obudziłaś.
- Jest tu? - Przeraziłam się. On nie może wiedzieć… załamałby się albo wyparłby się mnie. Te wyścigi miały być przecież tajemnicą.
- Tak, jego przyjaciel Rick też. Em również przyszła. Jak będziesz gotowa zawołaj. - Poprosił i zamknął drzwi. Zostałam sama.
Pokój był duży i wysoki. Biały z elementami brązu. Prócz łóżka była też szafa i półka z mnóstwem buteleczek z kolorowymi płynami. Przez duże okno wpadało światło. Ciekawe czy jestem na tyle wysoko by rzucić się z niego i zabić. Nie zasługuję by żyć. Gdy tak histerycznie się rozglądałam coś przykuło moją uwagę.

Droga Molly,
Wiem, że cała sytuacja Cię przerasta i wiem też, że popełniłem wiele błędów. Musisz jednak wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Wszelkie ślady po Twoim wypadku wiążące Ciebie lub Arona są zniszczone. Nikt nie będzie Cię podejrzewał. Jedyne co musisz zrobić to sama się z tym uporać. Zdaję sobie sprawę, że masz miękkie serce i to nie jest łatwe. Proszę jednak byś tego nie zniszczyła. Złamałem wiele reguł i dużo poświęciłem by Ci pomóc.
Zasłużyłaś, by być szczęśliwą.
Kocham Cię, Jordan.

List leżał sobie od tak, na ziemi. Kiedy jednak go przeczytałam sam zniknął jakby nigdy go tu nie było. Jak uporać się z czymś takim?! Zabiłam tego człowieka. Niewinnego. I tylko dlatego, że pomagałam komuś innemu. Tylko dlatego, że brałam udział w tych wyścigach. To wszystko stało się, bo chciałam być dorosła. Chciałam znowu poczuć adrenalinę. Chciałam znowu być Molly. I jestem Molly.
Molly popełniła przestępstwo. Eva będzie za nie cierpieć.


Kolejne dni stawały się łatwiejsze. Wspomnienia wracały już wolniej, a ja nie mówiłam za dużo jak to się stało. Choć Don się upierał to dostawał tylko wymijające odpowiedzi. Nikomu nie powiedziałam i nikt też nie naciskał ze względu na moje dobro. Spędziłam w ambasadzie parę dni. W dzień kiedy miałam wyjeżdżać poszłam z Aronem na spacer. Czułam, że muszę komuś powiedzieć. Usiedliśmy na ławce w jego obszernym ogrodzie mimo, iż było już dość zimno.
- Tam w tej wierzy… ja…
- Nie tłumacz się, rozumiem.
- Powinnam jednak Ci powiedzieć, że…
- Zabiłaś człowieka, wiem. Wiem też, że ktoś zablokował w Tobie te wspomnienia. Mistycy mówili, że mogłaś je odblokować dopiero jak namacalnie zderzysz się z problemem.
- Mój tata wie?
- Wie tyle ile mu sama powiedziałaś.
- Matko co ja zrobiłam. - Dalej nie mogłam uwierzyć.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz o tym. - Przytulił mnie mocno. Potrzebowałam tego choć nie zasłużyłam na to ciepło. Byłam zwykłym mordercą.
- Jordan zadbałby nie było dowodów. - Wyznałam wtulona w jego ramiona.
- Jordan to Avatar? - Aron chciał się upewnić.
- Tak. - Odpowiedziałam krótko hamując łzy… Tak wiele osób się dla mnie poświęca.
- Będzie dobrze. Możesz mi zaufać.
- Bo jesteś moim narzeczonym? - Spytałam i po raz pierwszy nie wzdrygnęło mnie na tę myśl.
- Bo jestem Twoim przyjacielem. - Poprawił i jeszcze mocniej mnie przytulił.

Serdeczne podziękowania za pomoc w korektach Asi :) 

4 komentarze:

  1. Po szoku przychodzi czas na uwielbienie, a po uwielbieniu następuje uzależnienie :3
    Wiesz jak bardzo byłam bliska wybrania się do Ciebie i potrząśnięcia Tobą po przeczytaniu 12 i 20 podpunktu z listy Evy?! Świadomość, że coś się wydarzyło a ja tego nie przeczytałam pięknie zobrazowanego doprowadziło do tego, że moja kuzynka niechybnie uważa mnie teraz za wariatkę. :D
    Jednak muszę Cię pochwalić bo mimo powyższego eksperymentu wybrnęłaś z tego zwycięsko ;)
    Nie jestem pewna czy wypada mi tak sądzić, jednak możliwe, że jest to najlepsza notka jaką do tej pory napisałaś (a napisałaś ich wieeeleee i wszystkie były perfekcyjne - poza tą. Ta jest ponad perfekcję).
    Pomysł z przypadkowymi zaręczynami był genialny! Taki niespodziewany, że aż miałam ochotę wrócić do poprzedniego rozdziału i sprawdzić czy aby nie ominęłam w nim tej wzmianki. Eva zaręczona.... czułam, że będą razem, ale żeby w taki sposób..? Reakcja Dona będzie bezcenna xD
    Rick... hmmmm.... Najpierw stylistyka: dialog jaki prowadzili w ciemnościach nocy nakręcając siebie wzajemnie był nieziemski! Mogłabym czytać tę scenę setki razy i by mi się nie znudziła :) Świetna robota! ;)
    Co do fabuły: Nie za bardzo mi szkoda Ricka. Już od dawna wykreśliłam go z kandydatów do tytułu chłopaka Molly. Owszem, niby teraz ma taką nalepkę, ale co to za chłopak, który po nocy spędzonej z dziewczyną odwiedził ją tylko raz gdy ta była "chora"? Poza tym, gdyby Eva za nim szalała nie ukrywałaby przed Aronem, że Rick to jej chłopak. Coś czuję, że dzięki temu udawaniu zaręczonych między Księciem a zwyciężczynią wyścigu Obana zrodzi się piękna miłość :3 Już się coś tworzy, a przecież od przyjaźni się zaczyna ;)
    Gdybym tylko mogła wręczyłabym Ci teraz Najwyższą Nagrodę za obłędne dialogi jakimi nas obdarowałaś. Są tak proste i jednocześnie tak zabawne, namiętne i szczere, że zapomina się, iż jest to fanowskie opowiadanie. Dla mnie mogłoby to być równie dobrze książką i to taką, która głęboko zapada w pamięć. Niemal żałuję, że publikujesz te rozdziały tutaj zamiast przelać je na papier i wydać w świat. Jestem pewna, że okazałaby się bestsellerem ;) Tak trzymaj kochana! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, no tak! I zapomniałam o moim triumfalnym okrzyku :D Dobrze czułam, że to wiadomości przyczynią się do odzyskania wspomnień! xD
    :3 jak dobrze jest czasem posiedzieć w Twojej głowie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem nawet od czego zacząć. Zastrzeliłaś mnie tym rozdziałem :D. Jestem pod wrażeniem Twoich pomysłów. Genialnie wszystko przedstawiasz. Nie będę mówić o błędach, bo ich nie widzę (nie jestem pisarką więc nie doradzę xd) więc zostaje mi lukrowanie ;). Gdy zaczęłam czytać myślałam, że coś pominęłam, ale szybko się wyjaśniło. Związek Ricka i Evy się rozwija co mnie bardzo cieszy. Ciekawa jestem jak to dalej będzie wyglądać. No i jest jeszcze Aron. Przypadkowe zaręczyny - skojarzyło mi się to z kac vegas xd. Ja oczywiście całym sercem, zawsze i wszędzie jestem za paringiem Jordan x Eva, jednak wiem, że w Twojej historii nie mam co liczyć na to, że się zejdą, ale mam nadzieję, że uraczysz nas jeszcze jakąś miłą sceną z nimi (proszę, bardzo ładnie proszę *robi słodkie oczka*).
    Tak w ogóle strasznie namieszałaś w życiu Evy. Zabójstwo niewinnego człowieka - ciężka sprawa. Mam nadzieję, że jakoś się z tym upora. Życzę Ci weny i mnóstwa pomysłów na jeszcze więcej zakręconych sytuacji w życiu bohaterki. Mam nadzieję, że następna notka pojawi się szybciej ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko skończę sesję to napiszę. Ostatni egzamin 9 luty

      Usuń

Dziękuje że chcesz podzielić się swoją opinią, jest ona dla mnie cenna dlatego nie lukruj jej, jeśli będzie to nieszczere ;)