Czasami wydaje mi się, że
wszystko co się wydarzyło w ciągu całego mojego życia to zwykły sen, fikcja, w
której jestem tylko obserwatorem. Nie mam wpływu na decyzje, wybory, porażki i
sukcesy bo wszystko zostało już zapisane, a ja jedynie czytam odkryte już
strony.
Czasami czuje, że mam nad
tym kontrolę, ale nagle dzieje się coś, co przypomina mi, że tak nie jest…
brutalnie rzuca mną o ścianę i mówi wyraźnie, że koniec tej wolności. Tak samo
było tym razem.
Przeznaczenie znowu
zadrwiło ze mnie i zagrało na moim nosie niezły utwór, a skutki tego koncertu
są do tej pory odczuwalne w mojej głowie. Potworny ból głowy, który nie może
minąć, który pojawił się niedawno, i który z każdą chwilą narasta, a z mgły
wspomnień wyciągane są kolejne fragmenty. Choć najbardziej powinny mnie martwić
inne fakty, to słowa Jordana w mojej głowie wciąż odtwarzają się jak zacięta
płyta…
,,A co Twoim zdaniem
miałem powiedzieć!? Że Cię kocham i nie pozwolę Ci umrzeć?! Że nadal szukam
sposobu byśmy byli tu razem?! Nie chciałem byś patrzyła na mnie z politowaniem!
Przecież widzę co łączy Cię z Rickiem. Jak bawisz się z tym całym księciem. Nie
chcę Ci odbierać tego cholernego życia!”
Leżałam w pokoju
gościnnym Kaspijskiej Ambasady już dwa dni. Przez ten czas różni mistycy
próbowali całkowicie pozbierać mnie do kupy. Ciągle mówili tylko, że to
najsilniejsze zaklęcie z jakim się spotkali, i że mam szczęście, że przeżyłam
proces odzyskiwania wspomnień bo było ze mną kiepsko. Mój tata przychodził do
mnie dość często, nawet Rick się raz pojawił. Najczęstszym gościem jednak był
Aron. Troszczył się o mnie. Zamieniał się w co tylko chciałam i rozbawiał gdy
było mi smutno. Wieczorem próbowałam ogarnąć w samotności minione wydarzenia.
Mimo protestów w końcu
przyniesiono mi notatnik i długopis. Po kolei pisałam wszystko co może pomóc mi
odzyskać zmysły.
Lista rzeczy, którą
powinnam ogarnąć jest długa, bardzo długa i skomplikowana:
1. Nie żyje niewinny
człowiek.
2. Sprawcę wypadku
poszukuje policja, a prokuratura już mówi o dożywociu dla mordercy za
kierownicą.
3. Tym sprawcą jestem ja.
I teraz zrobi się bardzo
dziwnie:
4. Od uniknięcia kary
uratował mnie mój przyjaciel, Władca Wszechświata. Przeprowadził mnie przez
magiczny portal do środka Drogi Mlecznej gdzie znajduje się nieznana nikomu
planeta Oban.
5. Mój przyjaciel wymazał
mi wspomnienia o zamordowaniu człowieka.
6. Mój przyjaciel się we
mnie kocha.
7. Mój przyjaciel szuka
sposobu bym nigdy nie umarła.
8. Mój przyjaciel
wskrzesił wrogą rasę kosmitów i zbudował im nowy dom.
9. Mój przyjaciel znowu
zmienił mi wspomnienia i myślał, że się nie dowiem.
Myśleliście że to jest
dziwne… no cóż, to teraz będzie prawdziwa bomba:
10. Ścigacz, który zabił
tego człowieka, i który ja prowadziłam, jest własnością Księcia Kaspii: Arona.
11. Książę Kaspii będzie
ścigał się w barwach Koalicji Ziemskiej by uratować upadającą firmę mojego
ojca.
12. Książę Kaspii i ja
jesteśmy zaręczeni… przez przypadek.
Z bardziej przyziemnych
spraw…
13. Mój tata ma bliskiego
przyjaciela Ricka.
14. Rick jest ode mnie
starszy o jakieś 10 lat.
15. Rick ma dziecko z
przybraną siostrą moich kosmicznych przyjaciółek.
16. Rick nie wie, że ma
dziecko.
17. Rick ma długi.
18. Rick mnie kocha.
19. Ja kocham Ricka.
20. Rick i ja kochaliśmy
się ze sobą w chwili kiedy za ścianą był mój ojciec.
21. Rick był moim
pierwszym facetem.
22. Rick chce bym z nim
zamieszkała.
23. Rick będzie trenerem
mojego przypadkowego narzeczonego.
24. Rick jeszcze nie wie,
że mam narzeczonego.
25. Aron nie wie, że Rick
jest moim kochankiem.
26. Mój tata nie wie, że
mam narzeczonego.
27. Mój tata nie wie, że
mam faceta.
28. Mój tata nie wie, że
mój facet jest jego wychowankiem i przyjacielem.
29. Rick ma być moim
szefem.
30. Ja mam być asystentką
Ricka podczas treningów Arona.
Lista zawiera 30 punktów,
w tych 30 punktach widzę jakąś kiepską telenowele, którą zachwycałyby się
miliony gospodyń domowych. Może jednak po kolei wyjaśnię wszystko od początku,
zaczynając od tego dlaczego tak spokojnie o tym mówię i dlaczego mam czas na
takie wydawałoby się głupie listy.
No cóż… Jak już wcześniej
wspomniałam jestem teraz w Ambasadzie Kaspii i zajmują się mną najlepsi mistycy
planety Arona. Wszystko zaczęło się rankiem po powrocie z Obanu…
- Dzień dobry. – Rick
opierał się o blat stołu pijąc czarną kawę z kilkoma łyżeczkami cukru. Nie miał
na sobie okularów a w oczach płonęły mu figlarne płomyki. Noc poprzedzająca
poranek była niesamowita. Rick po oficjalnej kolacji został na noc i gdy Don
już zasnął Rick zakradł się do mojej sypialni. Długo rozmawialiśmy, aż w końcu
z rozmów przeszliśmy do innych… milszych rzeczy.
- Dzień dobry. – Odpowiedziałam
przechadzając się w pomarańczowym podkoszulku i jeansowych spodniach. Patrzył
na mnie jakby chciał mnie pożreć, jednak powstrzymywał się bo za drzwiami był
mój ojciec.
- Nic Cię nie boli? – Spytał
z troską. Starał się być delikatny mając na względzie, że był to mój pierwszy
raz. Pokręciłam głową przecząco i przegryzłam kapsułkę o smaku kanapki z szynką
popijając ją wodą. Posłałam mu jednocześnie najmilszy z moich uśmiechów. Czułam
się w pełni spełniona choć na szyi ciążył mi medalion, którego z różnych
względów Aron nie chciałbym mu oddawała. Zdziwiło mnie to trochę ponieważ
jeszcze wczorajszej nocy był on dla niego dosyć cenny.
- Musimy porozmawiać. –
Mój tata jak duch zjawił się w kuchni wygrażając mi palcem.
- Witaj tato! Miło Cię
widzieć. Cieszę się, że jesteś w tak dobrym humorze.
- Nie denerwuj mnie młoda
panno! Twoja arogancja sięgnęła zenitu! – Mój ojciec od wczorajszego wieczora
wygraża mi palcem i mówi, że jestem niekompetentna, jednak ani razu nie
wspomniał dlaczego. Aż do teraz…
- Don, Książę sam wyszedł
z tą inicjatywą. Eva nie miała z tym nic wspólnego. – Rick starał się mnie
bronić, to miłe. Mały gest. Postawił się tacie za moją sprawą.
- Nie, młoda panno! Mam
dość wtrącania się w sprawy firmy!
- Ale co ja takiego
zrobiłam!? – Nie wytrzymałam. Nie lubiłam dostawać ochrzanu za nic.
- Myszko będziesz od teraz
moją asystentką… - Rick podniósł teatralnie kubek w górę.
- Asy… kim!? – Byłam w
szoku… tym bardziej, że o to ani razu nie prosiłam.
- Asystentką. Książę po
Twoim zniknięciu zakomunikował, że zgadza się na wszystko pod warunkiem, że Ty
będziesz wraz z Rickiem czuwać nad jego treningami. – Moje oczy były jak dwie
wielkie pięciozłotówki.
- Chyba nie powiesz, że
się na to zgodziłeś? – Byłam pewna, że ojciec na to nie poszedł, nie jest aż
tak zdesperowany.
- A miałem jakieś
wyjście?! – Czyli jednak jest bardzo źle z firmą.
- O nic nie prosiłam
Księcia. Spróbuję z nim porozmawiać, może uda mi się to cofnąć…
- Nie drażnij mnie
dziecko. – Tata dopił kawę i skinął na Ricka, który patrzył na mnie z
przepraszającą miną.
- Tato! Daj spokój!
Odkręcę to! - Zawołałam kiedy widziałam że zbiera się do swojego gabinetu.
- Takim zachowaniem
udowadniasz, że jesteś nieodpowiedzialna. - Don spojrzał na mnie karcąco.
Zabolało. W Sternie nie było takich sytuacji. Wszyscy jedynie mówili jak mam
się zachowywać, dawali kary, ale nigdy nie mówili, że jestem nieodpowiedzialna.
Tylko mój tata. Tata.
Razem z długowłosym
emerytowanym pilotem poszli do jego gabinetu a ja ubrałam się i jak z procy
ruszyłam do Ambasady Kaspijskiej….
Kaspijska Ambasada lśniła
w blasku grudniowego słońca. O dziwo jak tylko podeszłam do bramy strażnicy
byli na tyle dobrze poinformowani kim jestem, że wpuścili mnie bez większych
problemów, a miła służka zaprowadziła mnie do ogrodu.
Wśród zielonych krzewów
była najpiękniejsza altanka z białego kamienia jaką widziałam. Dach był
podtrzymywany przez rzeźby istot z różnych planet. Poznałam kilka:
Nourasjanina, Ziemianina, Werysjanina… i jeszcze parę. W środku altanki Aron
ćwiczył szermierkę z jakąś kobietą świetnie się przy tym bawiąc.
Stal mierzyła się ze
stalą. Stukot był dość przyjemny i bardzo spokojny. Wpatrywałam się w te
niesamowite zwroty i uniki. Widać było że Aron się tym cieszy. Jednak jak mnie
zauważył przerwał całkowicie olewając swoją trenerkę. Miecz, który okazał się
być po prostu kolejną jego formą „schował do ręki” i podbiegł do mnie z wielkim
uśmiechem.
- Eva! – Przytulił mnie
mocno i szepnął do ucha. – Obserwują nas, proszę naśladuj mnie. – Nie
wiedziałam o co chodzi ale był moim przyjacielem więc zrobiłam co mówi. Też go
przytuliłam. Wtedy się odsunęła.
- Pewnie Ci zimno.
Zapraszam do środka. – Podał mi ramię i wprowadził do tego zaklętego zamku. W
drzwiach witali nas strażnicy, a w środku - nawet nie wiem kto - zabrał mój
płaszcz. Aron od razu zauważył wisiorek, który miałam dla niego odzyskać ze
ścigacza, a którego tak uparcie nie chciał zabrać na oczach jego rodziców.
Poprawił go by symbol królewski dumnie wisiał na mojej piersi.
- Idealnie. – Wymamrotał.
- Panno Wei! – W jednych
z drzwi pojawiła się kobieta. Wysoka o chudej i bladej twarzy, wielkich
błękitnych oczach i trupich palcach. Korona na jej głowie uświadomiła mi, że
jest to jego matka. Ukłoniłam się, odwzajemniając uprzejmości. Kobieta
uśmiechnęła się tak idealnie, że aż odebrało mi dech z piersi.
- Po co te oficjalne
tony? – Spojrzała na wisiorek. – Pięknie wygląda na Twojej szyi. – Dodała. –
Argamonie zajmij się swoim gościem. – Poprosiła patrząc na niego wymownie i
zniknęła za drzwiami. Spojrzałam na niego pytająco na co on tylko wysłał mi wzrok
nr. 5 – wszystko Ci wyjaśnię, ale nie tutaj.
Weszliśmy po schodach na
najwyższą wieżę. Było tam chłodno ale ciepła herbata rekompensowała wiele.
Usiadłam przy dużym oknie i spojrzałam na okolice. Całe Kansas City wyglądało z
tej perspektywy niesamowicie. Aron trzy razy upewnił się, że drzwi są zamknięte
i nikt nam nie będzie przeszkadzał. Usiadł na podłodze naprzeciw mnie i
wpatrywał się to we mnie, to w medalion.
- Dobra, mam dość. O co
chodzi? – Było już wystarczająco niezręcznie. Ta sytuacja była wręcz śmieszna:
jego matka zachowywała się jak wariatka, mój ojciec oszalał, a ja byłam
rozdarta między dwoma świetnymi facetami. Nie umiałam tłumić tego wszystkiego.
Czas to wyjaśnić.
- Może zacznę od tych
przyjemniejszych rzeczy? – Spytał rumieniąc się.
- Okey. – Zgodziłam się
popijając łyk herbaty, która była niesamowicie słodka ale też dobra i pachniała
malinami.
- Chcesz wersję krótką
czy długą? – Zapytał. Byłam zniecierpliwiona więc palnęłam „krótką” i zaraz
znów wzięłam łyk napoju.
- Jesteśmy zaręczeni! – Uśmiechnął
się i starał się to jak najszybciej obrócić w żart… z marnym skutkiem. Próbował
pokazać jakie to niesamowite. Swoje dłonie podniósł na wysokość twarzy i zaczął
nimi wymachiwać, jakby wkręcał żarówkę. W głowie słyszałam niedopowiedziane
“TADAM!”. Zakrztusiłam się. Kiedy doszłam do siebie wydukałam tylko…
- Jak to zaręczeni!? CO!?
- Nie krzycz. Bo jeszcze
ktoś to źle odbierze. – Starał się mnie uspokoić. Zrozumiał, że dla mnie to nie
jest śmieszne i spoważniał.
- I dobrze, bo to co
mówisz jest bez sensu! – Byłam wściekła! Cały dobry humor związany z nocą z
Rickiem minął.
- Czyli długa wersja? – Upewnił
się trzymając mnie za ramiona i patrząc mi w oczy.
- Tak! – To chyba
oczywiste, chętnie dowiem się, w którym momencie ominęłam „Wyjdziesz za mnie?”
- Wisiorek, który masz na
sobie - wskazał palcem - jest symbolem władzy Kaspii. To łapiesz, tak? – Pokiwałam
głową.
- Jest moim symbolem
władzy. – Doprecyzował. – Ojciec daje taki synowi kiedy stwierdzi, że ten jest
gotowy na objęcie tronu. – Ja kiwnęłam ze zrozumieniem. – Jedyny warunek to
małżeństwo. – Byłam lekko zdziwiona ale również zrozumiałam. – Z osobą której
podaruje wisiorek, a ona go przyjmie. – Aron zacisnął oczy i lekko schował
głowę podczas gdy ja przetwarzałam co powiedział. Doszło do mnie: ja nosze
wisiorek.
Po powrocie z Obanu nie
zauważyłam, że wisiorek jest na mojej szyi, a jak go zauważyłam to się
ucieszyłam, że przynajmniej się nie zgubi. Kiedy jednak weszłam do domu i
spotkałam wychodzących króla i królową wszystko było inaczej. Stali się
cieplejsi i inaczej zwracali się do Arona. Ba! Nawet raz wymsknęło mi się nie
„Argamon” a Aron! Ale nie mogę uwierzyć, że jeden wisiorek może tyle zmienić.
Na odchodne rzucili tylko, że jestem u nich miłym gościem.
- Zaręczyny to nie ślub.
Po prostu Ci go teraz oddam. – już chciałam go ściągnąć ale mnie powstrzymał.
- To nie takie proste.
- Tak Aron, to jest
proste. – Próbowałam znaleźć zapięcie.
- Jeżeli mi go teraz
oddasz stracę tron. – Wyjaśnił. Zatrzymałam się i czekałam na jakieś dalsze
wyjaśnienia.
- Posłuchaj, rodzice
pierwszy raz od przyjazdu tu uznali mnie za dojrzałego. Jeżeli teraz ich
zawiodę wydziedziczą mnie.
- Chyba żartujesz, nie wyjdę
za Ciebie! – Byłam wściekła. Jak on to sobie wyobraża? W końcu mój głos w
głowie mi coś podpowiedział.
- Nie jestem
arystokratką. – Odpowiedziałam stanowczo.
- W tym problem, że
jesteś kimś lepszym, jesteś ponad wszystkimi. Jesteś Avatarem! – Aron mówił to
z czcią klęcząc między moimi nogami i trzymając mi ręce bym nie zdjęła tego
przeklętego wisiora.
- Nie, nie jestem. – Odpowiedziałam
stanowczo.
- Tak wszyscy Cię widzą.
Jesteś zwyciężczynią nawet jeśli nie masz całej nagrody. – Aron nawet nie wie,
że nagroda to wieczna samotność.
- Dobra pominę to. Co
jeśli ja nie chcę!? – Oburzyłam się. Założył z góry, że nie będę mieć żadnych
oporów, ale się mylił. Chciałam ułożyć sobie życie zupełnie inaczej…
- Nie będziesz musiała za
mnie wychodzić… wystarczy, że teraz… poudajesz. Jak Kaspia będzie bezpieczna
pojedziesz z nami, pobędziesz tam trochę, a później uznasz, że życie na dworze
nie jest dla Ciebie i znikniesz.
- I będę tą złą? Jak to
niby naprawi sprawę!?
- Zrozum, nie
spodziewałem się, że będziesz go miała na szyi. – Patrzył mi prosto w oczy. –
Obiecuję, że będę najlepszym narzeczonym na świecie, tylko się zgódź.
- Nie, to za dużo. –
Wstałam i chciałam wyjść ale zatrzymał mnie i mocno przytulił mimo moich
sprzeciwów.
- Proszę Evo, tu chodzi o
moją przyszłość.
- A co jak chciałam sobie
poukładać inaczej życie? – Spytałam z wyrzutem. Aron czuł się skrępowany.
- Nie wspominałaś, że
masz chłopaka. – Przypomniał mi się ten przyjemny ciężar na moim ciele. Jego
usta na mojej szyi, jego dłonie na moich udach…
- Bo nie mam. - Odpowiedziałam
bez przekonania.
- To w czym problem? Nie
będę się narzucał. Kilka razy pojawimy się razem na jakichś oficjalnych
kolacjach i tyle. – Patrzył na mnie błagalnie.
- A potem będę mogła
odejść? – Spytałam ostrożnie. Choć i tak czułam, że to się źle skończy: o
zaręczynach dowie się Don i poprosi Ricka by wybił mi to z głowy, a wtedy…
Zranię Ricka.
- Jeśli tylko będziesz
chciała. – Aron odpowiedział na to z ostrożnością, jakby nie chciał tego
powiedzieć. Patrzył tak błagalnie…
- Zgoda. – Odpowiedziałam
po długim milczeniu, a ten porwał mnie w uścisku. Nie chciałam go odwzajemniać.
- Musimy nad tym
popracować. – Zauważył. Wziął moje dłonie i splótł je na swoim pasie. – Musi
być naturalnie.
- Ale chyba całować się
nie musimy? - Sama myśl o tym napawała mnie lękiem i pewnym rodzajem zdrady
zarówno siebie jak i Ricka.
- Najwyżej w policzek. – Puścił
mi oczko. – I tak etykietę już złamaliśmy przytulając się. Rodzice uważają
jednak, że nabrałem już nawyków ziemskich więc to jest dopuszczalne.
- To jest jakieś
szaleństwo! – Odpowiedziałam wyrywając się z uścisku.
- Damy radę. Jeszcze rok
i Kaspia będzie gotowa.
- Rok!? - Wydusiłam z
paniką. Zapamiętać na przyszłość… czytać całą umowę zanim zgodzisz się ją
podpisać.
- Już się zgodziłaś
pamiętasz? – Upewnił się znów porywając mnie w ramiona.
- Naprawdę się cieszę. – Szepnął
całując mi włosy. Było to takie nienaturalne. Takie okropne… jak ja to wszystko
wyjaśnię Rickowi, tacie… wszystkim? Najgorsze, że Aron miał to gdzieś. Był
dziwnie szczęśliwy choć chyba powinien być tak samo wściekły jak ja. Przecież
on też nie planował tych zaręczyn.
Po tym jak się
uspokoiliśmy przeszliśmy do innych tematów.
- To może w ramach
rekompensaty teraz Ty odpowiesz na parę pytań? – Aron usiadł koło mnie podając
mi kolejny kubek herbaty. Była już chłodniejsza ale nadal dobrze smakowała.
- Jasne. – Mój narzeczony
wyjął z kieszeni komórkę i coś wstukał.
- Wyjaśnij mi dlaczego we
wszystkich wiadomościach pojawia się mój zniszczony ścigacz i informacja, że
kierowca jest ścigany listem gończym w całej Koalicji? – Spojrzałam na niego
jak na kogoś z wysoką gorączką… o czym on do cholery do mnie mówi? Starałam
sobie przypomnieć co się działo przed Obanem jednak nie przypominałam sobie
żadnego wypadku.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Poinformowałam go na spokojnie. To musi być jakaś pomyłka. Śmieszny żarty
którego nie rozumiem.
Aron miał skwaszoną minę.
Odpalił obraz na holo i moim oczom ukazał się fragment wiadomości porannych:
Nadal poszukiwany jest
sprawca wczorajszego wypadku na przecznicy Mei. Kierowca ścigacza z obławy
policyjnej, podczas której odkryto serce nielegalnych wyścigów, uciekając przed
władzami zmiażdżył człowieka i jeszcze kilka metrów wlókł jego ciało przez
przecznicę póki sam nie stracił kontroli nad pojazdem. Policja szuka świadków,
jednak na razie nie odnaleziono żadnego. Na miejscu nie znaleziono również
żadnych śladów biologicznych sprawcy, a przez uszkodzony monitoring nie znamy
szczegółów na temat sprawcy.
Pokazano grubego
policjanta który wygłaszał komunikat.
Sprawca nadal jest
poszukiwany. Na razie nie mamy jego śladów. Wiemy jedynie, że nie mógł wyjść
bez szwanku z tego wypadku. Jesteśmy pewni, że w końcu odwiedzi jakiś szpital
dzięki czemu go złapiemy. Przypominamy, że osoba ta może być niebezpieczna.
W końcu pokazali miejsce
wypadku. Porozrzucane części biało-pomarańczowego ścigacza, zniszczony kokpit,
dużo szkła...
Złapałam się za skronie,
coś miażdżyło mi mózg. Ból był okropny.
- Eva, wszystko w
porządku? - Nie umiałam mu odpowiedzieć. Ból głowy stawał się nieznośny. Jakbym
była kołem lokomotywy, który co chwile przytula się do torów pędzącego pociągu.
Łzy napływały mi do oczu i nie umiałam złapać tchu. Dusiłam się mocno. Nic nie
widziałam, choć czułam, że ktoś mnie trzyma. Ktoś krzyczał ale co z tego jak
nie słyszałam co? Moja głowa napełniała się czymś okropnym jakbym była w
wodzie. Topiłam się… dusiłam. Nie wiedziałam co się dzieje. W mgle słyszałam
tylko zapewnienie, że “wszystko będzie dobrze”.
W końcu… straciłam
przytomność.
W moim śnie, który okazał
się być kolejnym wspomnieniem, byłam w swoim pokoju. Zrelaksowana, po kąpieli,
po Obanie. Tata zamknął się w gabinecie z Rickiem żeby oblać sukces a ja
schowałam się u siebie. Oczywiście wiedziałam, że będzie dziś z nami nocował bo
wraz z tatą trochę popili. Ubrana w zwykły podkoszulek położyłam się i
nasłuchiwałam czyichś kroków. W końcu kiedy byłam na pograniczu snu do mojego
pokoju wszedł Rick. Nie miał już koszulki a jedynie długie dresowe spodnie.
Usiadł na moim łóżku i pogłaskał po czole.
- Hej Myszko.
- Zostaw mnie. - Chciałam
spać. Poza tym nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nadal byłam zła za wszystkie
poprzednie sprawy.
- Mogę się położyć? - Spytał
spokojnie. Odbąknęłam, że nie, a on się położył. Nie miałam siły go zrzucać, a
też nie chciałam wzywać taty na pomoc. Mimo wszystko coś jednak do niego
czułam.
- Opowiesz mi co się
stało? - Spytał łagodnie próbując mnie przewrócić na bok by widzieć moją twarz.
- Nie. - Odpowiedziałam
jasno dając do zrozumienia, że powinien odejść. Rick jednak nie poddawał się. W
końcu spojrzałam na niego.
- Myszko… - wyszeptał to
tak spokojnie... To jedno słowo złamałoby nawet największy lód w moim sercu. I
te jego oczy… Jego zielone oczy mimo całkowitej ciemności były w dalszym ciągu
widoczne. Poczułam rękę na swojej talii. Dreszcz przeszedł mnie po plecach.
- A jak Don wejdzie? - Spytałam
spokojnie.
- Nie wejdzie. Śpi.
- A jak ja chcę żebyś
sobie poszedł?
- Tylko tutaj leżę. - Odpowiedział
podkładając sobie drugą rękę pod głowę i trochę przysuwając mnie do siebie.
- Tylko leżysz? - Upewniłam
się.
- Tylko leżę. - Potwierdził.
- I będziesz tylko leżał?
- Ponownie spytałam wpatrując się w zarys jego sylwetki.
- Pamiętasz co mówiłem o
Twojej sukience? - Spytał ignorując moje pytanie.
- Już nie mam jej na
sobie. - Poinformowałam spokojnie. Leżała już w szafie a ja byłam w starym
podkoszulku i niepasujących do nich spodenkach.
- Nie masz?
- Nie mam. - Potwierdziłam.
Rick jakby szukając potwierdzenia zjechał płynnie trochę niżej aż dojechał do
mojej gołej skóry.
- Nie masz. - Potwierdził
ale nie zabrał ręki z mojego uda.
- Nie mam. - Odpowiedziałam
w ten fascynujący i inteligentny sposób. Wiedziałam, że uśmiechnął się pod
nosem. Lekko zacisnął dłoń na moim udzie i podciągnął ją do góry zaczepiając na
swoim biodrze przez co przybliżył mnie jeszcze bliżej siebie. Jego ciepły tors
prawie parzył moje zmarznięte palce. Chciałam mu powiedzieć, że ma odpuścić, że
powinien wyjść ale było mi… dobrze. Niesamowicie bezpiecznie.
- Myszko? - Upewnił się
że go słucham. - Powiedz coś. - Poprosił spokojnie.
- Coś. - Odpowiedziałam
bez namysłu a on wbił się w moją wargę. Bez ostrzeżenia, bez pytania, bez pozwolenia.
Zassał ją i nie chciał puszczać. Chwyciłam jego włosy jedną ręką by przypadkiem
nie przyszło mu na myśl żeby się odsuwać. Pomyślałam jednak, że trzeba coś
powiedzieć.
- Przepraszam. - Wyszeptałam
czym zbiłam go z tropu ale nie cofnął się.
- Za co? - Spytał.
- Że w Ciebie zwątpiłam.
- Odpowiedziałam spokojnie.
- Przepraszam. - Powtórzył
za mną.
- Za co?
- Za wszystko. - i
ponownie dał się ponieść chwili. Oboje daliśmy się ponieść. Wysoko i na długo.
W końcu zrozumiałam czemu wszyscy w związkach tak chwalą kochanie się na
przeprosiny. Było to przyjemne, miłe i pozwalało odbudować relacje.
Jeśli wcześniej miałam
wątpliwości co do Ricka, w końcu je straciłam: był facetem mojego życia. Co
mogłoby pójść nie tak…?
Ocknęłam się następnego
dnia. Na krześle siedział Aron ubrany w biały mundur z odznaczeniami. Po
drugiej stronie stały dwie istoty o zielonych twarzach, bardzo wysuniętych
brodach i długich uszach. Poderwałam się przerażona do pozycji siedzącej.
- Nie bój się ich.
Uratowali Ci życie. - Aron wyglądał na zmartwionego. Bolała mnie głowa a
poczucie winy targało moim całym ciałem od środka. Matko… co ja zrobiłam…
- Od wczorajszego dnia
budzisz się i tracisz przytomność. Wszyscy się martwimy. - Aron był bardzo
zaniepokojony moim stanem. - Wezwałem najlepszych mistyków. Mówią, że to jakieś
bardzo silne zaklęcie i pełne zniesienie go może jeszcze trochę potrwać. Mimo
to już powinnaś mieć większość wspomnień. - Łzy napływały mi do oczu… Więc to
prawda… te wszystkie obrazy w mojej głowie… to prawda.
- Mogę zostać sama? - Spytałam.
Musiałam się jakoś pozbierać ale nie wiedziałam jak.
- Oczywiście. - Aron
skinął na te istoty i wyszły. Sam podniósł się z krzesła, ucałował mnie w czoło
i poprawił przykrycie. - Powiem Twojemu tacie, że się obudziłaś.
- Jest tu? - Przeraziłam
się. On nie może wiedzieć… załamałby się albo wyparłby się mnie. Te wyścigi
miały być przecież tajemnicą.
- Tak, jego przyjaciel
Rick też. Em również przyszła. Jak będziesz gotowa zawołaj. - Poprosił i
zamknął drzwi. Zostałam sama.
Pokój był duży i wysoki.
Biały z elementami brązu. Prócz łóżka była też szafa i półka z mnóstwem
buteleczek z kolorowymi płynami. Przez duże okno wpadało światło. Ciekawe czy
jestem na tyle wysoko by rzucić się z niego i zabić. Nie zasługuję by żyć. Gdy
tak histerycznie się rozglądałam coś przykuło moją uwagę.
Droga Molly,
Wiem, że cała sytuacja
Cię przerasta i wiem też, że popełniłem wiele błędów. Musisz jednak wiedzieć,
że jesteś bezpieczna. Wszelkie ślady po Twoim wypadku wiążące Ciebie lub Arona
są zniszczone. Nikt nie będzie Cię podejrzewał. Jedyne co musisz zrobić to sama
się z tym uporać. Zdaję sobie sprawę, że masz miękkie serce i to nie jest
łatwe. Proszę jednak byś tego nie zniszczyła. Złamałem wiele reguł i dużo
poświęciłem by Ci pomóc.
Zasłużyłaś, by być
szczęśliwą.
Kocham Cię, Jordan.
List leżał sobie od tak,
na ziemi. Kiedy jednak go przeczytałam sam zniknął jakby nigdy go tu nie było.
Jak uporać się z czymś takim?! Zabiłam tego człowieka. Niewinnego. I tylko
dlatego, że pomagałam komuś innemu. Tylko dlatego, że brałam udział w tych wyścigach.
To wszystko stało się, bo chciałam być dorosła. Chciałam znowu poczuć
adrenalinę. Chciałam znowu być Molly. I jestem Molly.
Molly popełniła
przestępstwo. Eva będzie za nie cierpieć.
Kolejne dni stawały się
łatwiejsze. Wspomnienia wracały już wolniej, a ja nie mówiłam za dużo jak to
się stało. Choć Don się upierał to dostawał tylko wymijające odpowiedzi. Nikomu
nie powiedziałam i nikt też nie naciskał ze względu na moje dobro. Spędziłam w
ambasadzie parę dni. W dzień kiedy miałam wyjeżdżać poszłam z Aronem na spacer.
Czułam, że muszę komuś powiedzieć. Usiedliśmy na ławce w jego obszernym
ogrodzie mimo, iż było już dość zimno.
- Tam w tej wierzy… ja…
- Nie tłumacz się,
rozumiem.
- Powinnam jednak Ci
powiedzieć, że…
- Zabiłaś człowieka,
wiem. Wiem też, że ktoś zablokował w Tobie te wspomnienia. Mistycy mówili, że
mogłaś je odblokować dopiero jak namacalnie zderzysz się z problemem.
- Mój tata wie?
- Wie tyle ile mu sama
powiedziałaś.
- Matko co ja zrobiłam. -
Dalej nie mogłam uwierzyć.
- Zawsze możesz na mnie
liczyć, wiesz o tym. - Przytulił mnie mocno. Potrzebowałam tego choć nie
zasłużyłam na to ciepło. Byłam zwykłym mordercą.
- Jordan zadbałby nie
było dowodów. - Wyznałam wtulona w jego ramiona.
- Jordan to Avatar? -
Aron chciał się upewnić.
- Tak. - Odpowiedziałam
krótko hamując łzy… Tak wiele osób się dla mnie poświęca.
- Będzie dobrze. Możesz
mi zaufać.
- Bo jesteś moim
narzeczonym? - Spytałam i po raz pierwszy nie wzdrygnęło mnie na tę myśl.
- Bo jestem Twoim
przyjacielem. - Poprawił i jeszcze mocniej mnie przytulił.
Serdeczne podziękowania za pomoc w korektach Asi :)
Po szoku przychodzi czas na uwielbienie, a po uwielbieniu następuje uzależnienie :3
OdpowiedzUsuńWiesz jak bardzo byłam bliska wybrania się do Ciebie i potrząśnięcia Tobą po przeczytaniu 12 i 20 podpunktu z listy Evy?! Świadomość, że coś się wydarzyło a ja tego nie przeczytałam pięknie zobrazowanego doprowadziło do tego, że moja kuzynka niechybnie uważa mnie teraz za wariatkę. :D
Jednak muszę Cię pochwalić bo mimo powyższego eksperymentu wybrnęłaś z tego zwycięsko ;)
Nie jestem pewna czy wypada mi tak sądzić, jednak możliwe, że jest to najlepsza notka jaką do tej pory napisałaś (a napisałaś ich wieeeleee i wszystkie były perfekcyjne - poza tą. Ta jest ponad perfekcję).
Pomysł z przypadkowymi zaręczynami był genialny! Taki niespodziewany, że aż miałam ochotę wrócić do poprzedniego rozdziału i sprawdzić czy aby nie ominęłam w nim tej wzmianki. Eva zaręczona.... czułam, że będą razem, ale żeby w taki sposób..? Reakcja Dona będzie bezcenna xD
Rick... hmmmm.... Najpierw stylistyka: dialog jaki prowadzili w ciemnościach nocy nakręcając siebie wzajemnie był nieziemski! Mogłabym czytać tę scenę setki razy i by mi się nie znudziła :) Świetna robota! ;)
Co do fabuły: Nie za bardzo mi szkoda Ricka. Już od dawna wykreśliłam go z kandydatów do tytułu chłopaka Molly. Owszem, niby teraz ma taką nalepkę, ale co to za chłopak, który po nocy spędzonej z dziewczyną odwiedził ją tylko raz gdy ta była "chora"? Poza tym, gdyby Eva za nim szalała nie ukrywałaby przed Aronem, że Rick to jej chłopak. Coś czuję, że dzięki temu udawaniu zaręczonych między Księciem a zwyciężczynią wyścigu Obana zrodzi się piękna miłość :3 Już się coś tworzy, a przecież od przyjaźni się zaczyna ;)
Gdybym tylko mogła wręczyłabym Ci teraz Najwyższą Nagrodę za obłędne dialogi jakimi nas obdarowałaś. Są tak proste i jednocześnie tak zabawne, namiętne i szczere, że zapomina się, iż jest to fanowskie opowiadanie. Dla mnie mogłoby to być równie dobrze książką i to taką, która głęboko zapada w pamięć. Niemal żałuję, że publikujesz te rozdziały tutaj zamiast przelać je na papier i wydać w świat. Jestem pewna, że okazałaby się bestsellerem ;) Tak trzymaj kochana! <3
Ah, no tak! I zapomniałam o moim triumfalnym okrzyku :D Dobrze czułam, że to wiadomości przyczynią się do odzyskania wspomnień! xD
OdpowiedzUsuń:3 jak dobrze jest czasem posiedzieć w Twojej głowie ;)
Nie wiem nawet od czego zacząć. Zastrzeliłaś mnie tym rozdziałem :D. Jestem pod wrażeniem Twoich pomysłów. Genialnie wszystko przedstawiasz. Nie będę mówić o błędach, bo ich nie widzę (nie jestem pisarką więc nie doradzę xd) więc zostaje mi lukrowanie ;). Gdy zaczęłam czytać myślałam, że coś pominęłam, ale szybko się wyjaśniło. Związek Ricka i Evy się rozwija co mnie bardzo cieszy. Ciekawa jestem jak to dalej będzie wyglądać. No i jest jeszcze Aron. Przypadkowe zaręczyny - skojarzyło mi się to z kac vegas xd. Ja oczywiście całym sercem, zawsze i wszędzie jestem za paringiem Jordan x Eva, jednak wiem, że w Twojej historii nie mam co liczyć na to, że się zejdą, ale mam nadzieję, że uraczysz nas jeszcze jakąś miłą sceną z nimi (proszę, bardzo ładnie proszę *robi słodkie oczka*).
OdpowiedzUsuńTak w ogóle strasznie namieszałaś w życiu Evy. Zabójstwo niewinnego człowieka - ciężka sprawa. Mam nadzieję, że jakoś się z tym upora. Życzę Ci weny i mnóstwa pomysłów na jeszcze więcej zakręconych sytuacji w życiu bohaterki. Mam nadzieję, że następna notka pojawi się szybciej ;)
Pozdrawiam
Jak tylko skończę sesję to napiszę. Ostatni egzamin 9 luty
Usuń