07 października 2019

Rozdział XLVI


 Rozdział XLVI

,,Nadal możemy latać" 


- Molly
Kapanie wody odbijało się echem w pustym pokoju.
- Molly
Słabe światło przenikało do moich oczu.
- Molly!
Z każdym wołaniem pokój stawał się jaśniejszy. Szare i zimne betonowe ściany zdawały się sięgać do nieba.
- Molly!
Siedziałam cała mokra na betonowym bloku, ubrana w bawełniane, luźne, białe spodenki i cienki top. Z włosów kapała mi woda.
- Molly!
W końcu spojrzałam w jaśniejszy kąt, skąd dobiegało coraz głośniejsze wołanie. Męski głos zdawał się desperacko zwrócić na siebie uwagę. Zmrużyłam oczy by przyjrzeć mu się bliżej.
- Molly!
Wołał nadal. Ukazał mi się cień, który zdawał się podchodzić do mnie coraz bliżej.
- Kim jesteś? – Spytałam w końcu. Odczuwałam lęk w pobliżu cienia, który zdawał się przybierać coraz wyraźniejsze kształty.
- Jak to kim? – Zapytał drwiąco, nachylając się do mnie. Cień jakby pozostawał cieniem.
- Twoim największym koszmarem. – Odpowiedział po chwili, a ja ujrzałam twarz taty, Ricka, Canaletto i tego zamordowanego mężczyzny.

Obudziłam się z jednym wielkim krzykiem, zrywając się z łóżka jak poparzona i stając na równe nogi.
- Eva! – Jakby z prędkością światła oplotły mnie czułe dłonie Arona. Cała się trzęsłam.
– Usiądź – poprosił i poprawił mi roztrzepane włosy. Był sam środek nocy, a ja byłam niezmiennie w sypialni w wielkim pałacu na Nourasi. Nie potrafiłam opanować drżenia. Było mi zimno, ale nawet ciepły koc nie byłby w stanie zmienić tej sytuacji. Aron objął mnie ramieniem i starał się przytulić do swojej piersi jednak ja była sztywna jak ten betonowy blok ze snu.
- Koszmar? – Spytał delikatnie. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Wciąż widziałam ten przenikliwy chłód. Tamto miejsce miażdżyło mnie swoim chłodem i pustką. Aron machnął mi ręką przed oczami.
- Śpij. – szepnął. – Będę obok. – zapewnił, a ja poczułam pogrążającą mnie senność. Ciepłe dłonie kładą mnie wygodnie na łóżko i okrywa.

Obudziła się z krzykiem, pojawiłem się przy niej szybciej niż myślałem. Była cała spocona i przerażona. W jej głowie panował za duży chaos bym mógł się przez niego przebić.
- Usiądź. – Poprosiłem, w tym czasie do pokoju wpadli zaalarmowani przyjaciele.
- Możesz rozpylić coś na uspokojenie. – poprosiłem Holi, a ta zatrzepała swoim ogonem. Pyłek za chwilę powinien działać.
- Co się stało? – Spytała Em podchodząc bliżej.
- Nie podchodź! – poprosiłem odsuwając rękę w ochronnym geście. - Jest w szoku. Nie umiem odczytać jej myśli, nie wiem co się stało.
- Koszmar? – Zasugerowała Em. Pokręciłem głową przecząco. Nigdy nie widziałem takiej reakcji na nocne sny, to musiało być coś większego, jej największy lub coś znacznie potężniejszego. Pomachałem jej przed twarzą ręką by nawdychała się proszku, który rozpyliła Holi.
- Śpij. – poprosiłem cicho i na chwilę wdarłem się w jej myśli. Uspokoiłem je na tyle by zasnęła. Kiedy jej oddech się uspokoił położyłem ją na łóżku i przykryłem.
- Zostanę przy niej chwilę. – Holi usiadła obok niej i cały czas rozpylała uspokajający proszek ze swojego ogona.
- Wyjdźmy na powietrze na ten czas. – Zasugerowała Em chwytając mnie zdecydowanie za nadgarstek i ciągnąć na balkon.
Dopiero teraz potrafiłem skupić się na Em. Jej rude krótkie futro świeciło w blasku księżycy. Em spała w krótkich rozszarpanych specjalnie ubraniach, które zasłaniały niedbale jej piersi i okolice bikini. Rude włosy urosły już na sporą długość. Em oparła się przodem o balustradę.
- Jak idzie Wam z wodą? – starałem się zacząć rozmowę. Uświadomiłem sobie, że kiedyś rozmowa z Em była czymś naturalnym, a teraz na siłę próbuje coś zacząć. Od kiedy dowiedziała się o moich zaręczynach z Evą stała się bardziej zdystansowana.
- Wszystko zgodnie z planem, za dwa dni będziemy mieć uzupełnione zapasy. – Odpowiedziała spokojnie. – Mówiła spokojnie, a w jej głowie aż tliło się od myśli.
- Wszystko będzie dobrze. Omira będzie zdrowa. Obiecuję Ci to. – oparłem się obok niej i nachyliłem w jej stronę.
- Już mi to obiecałeś. – Przypomniała. – Obiecałeś, że zabierzesz ją na swoją planetę jak tylko będzie zdatna do zamieszkania.
Dobrze pamiętam tą obietnicę.
- Dotrzymam jej. Jak tylko stan Omiry się ustabilizuje przetransportujemy ją na Kaspie. Tam zajmą się nią moi medycy. Możesz lecieć z nią. – dodałem. Em jakby od razu posmutniała. Nie chciałem wchodzić w jej głowę. Chciałem z nią porozmawiać, tak jak kiedyś, a coś konkretnie ją trapiło.
- Nie mogę, muszę zostać na Ziemi. – w jej słowach panował strach, bała się nawet myśleć o wylocie.
- Przeniesiemy tam cały sierociniec. Będziecie bezpieczni – wszyscy. – Chciałem ją jakoś rozweselić, pocieszyć, jednak ją to jeszcze bardziej przygasiło. Ramiączko jej bluzki opadło odsłaniając delikatnie jej pierś. Poprawiłem je odruchowo.
Musisz przestać ubierać się tak grzecznie. Wszyscy w okolicy mają Cię pragnąć. Usłyszałem jej myśli, wręcz krzyczały, jakby chciała, żebym je usłyszał. Spojrzała na mnie wyczekująco.
- Musisz się nimi wszystkimi zająć. – powtarzała, a w jej głowie tworzyła się twarz mężczyzny jej rasy. Jego wzrok był bardzo magnetyczny, przenikliwy i niebezpieczny.
- Boisz się go? – Spytałem, starając się dobrać słowa jak najlepiej umiem. Odwróciła się do mnie i mocno przytuliła. Nie pytałem, po prostu odwzajemniłem.
- Musiałam to zrobić. – wyszeptała w moją klatkę piersiową. Wplotłem palce w jej włosy. Ogarnęło mnie to samo ciepło, co w dniu naszego pierwszego pocałunku.
- Em, co Ty dokładnie zrobiłaś? – Spytałem marszcząc przy tym czoło. Nie umiałem sobie wyobrazić jakie głupstwo zrobiła moja przyjaciółka.
- Zgodziłam się wyjść za mąż, w zamian za pomoc w leczeniu Omiry. – powiedziała powoli. Długo dojrzewała do tego wyznania. Mówiła powoli, coraz bardziej zalewając się łzami, a ja nawet nie umiałem jej przytulić. Sparaliżowała mnie myśl, że Em zrobiła coś tak nierozsądnego.
- Dlatego wtedy mnie odrzuciłaś? – Spytałem, przełykając wolno ślinę, nie do końca byłem pewny czy chcę poznać prawdę.
- Nie, dopiero jak stan Omiry się pogorszył poprosiłam o pomoc Silwerta.
- Chcesz mi powiedzieć, że oddałaś swoje życie, za życie Omiry?
- Nie oddałam życia – próbowała się tłumaczyć – Nikt mnie nie zabije, po prostu…
- Po prostu spędzisz resztę życia z despotą… - wyrzuciłem z siebie z wielkimi pretensjami. Wiedziałem kim był ten kosmita, zwykłym gangsterem bez skrupułów.
- Nie miałam wyjścia. – Łzy na jej policzkach były coraz liczniejsze.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że nie polecisz ze mną i Omirą? – Spytałem w końcu nie mogąc zrozumieć jej decyzji.
- Zawsze powtarzałam, że masz się zająć Omirą, nigdy nie prosiłam o siebie Aronie. – przypomniała. Dopiero w tej chwili zrozumiałem o co jej tak naprawdę wtedy chodziło.
Byłem taki głupi. Pomyślałem patrząc na załamaną przyjaciółkę. Wziąłem ją w ramiona. Przytuliłem tak mocno jak tylko umiałem, jakby to miało pomóc załagodzić sytuację. Em odwzajemniłam uścisk i trwaliśmy tak bez słowa kołysząc się lekko. Ciepło jej ciała szybko do mnie dotarło. Była taka niewinna, taka dobra. Nie mogła tak skończyć.
- Nie wrócisz na Ziemię. – odparłem po dłuższej chwili. W mojej głowie zrodził się plan idealny. Chroniący ją przed wszelkim złem tego świata. Wychyliła głowę z mojej piersi i spojrzała zapłakanym wzrokiem na mnie.
- Zorganizuję Ci transport bezpośrednio na Kaspię. Będziesz miała ochronę i wszystko czego Ci potrzeba. – Oczy Em powoli otwierały się coraz szerzej. – Gdy tylko Omira poczuje się lepiej, zabiorę ją i cały sierociniec na Kaspie. Będziecie tam wszyscy bezpieczni, bez tyrani jakiegoś psychopaty.
Em popchnęła mnie do tyłu i sama odskoczyła jak poparzona.
- O czym Ty mówisz!? Oszalałeś! – Em się bała… Bała się jej przyszłego męża do tego stopnia, że myśl ucieczki ją przerażała. – Starałem się podejść do niej, jednak ona z każdym moim krokiem się odsuwała.
- Kochasz go? – Chciałem się upewnić, bo być może się mylę i Em naprawdę darzy go uczuciem. Jednak ona spuściła głowę, a jej ręce opadły swobodnie wzdłuż ciała. Była bezradna, potrzebowała mnie, tylko ja mogłem jej pomóc.
Podszedłem ostrożnie do niej i jedną ręką objąłem ją w tali przyciągając do siebie. Druga dłoń powędrowała do jej podbródka, podniosłem go by móc spojrzeć w jej oczy. Jej piękne, załamane przez bezradność oczy.
- Pomogę Ci, zaopiekuję się Tobą. Nie musisz się już więcej bać. – mówiłem powoli starając się nie zginąć w jej zielonych oczach.
Wtedy Em zrobiła coś czego się nie spodziewałem. Chwyciła moją twarz dwoma rękami i przybliżyła się jeszcze bardziej. Pocałowała mnie. Jej szorstkie i suche usta dotknęły moich. W pierwszej chwili chciałem ją odrzucić, jednak po chwili znowu poczułem ciepło którego dawno od niej nie czułem. Ciepłe usta stykały się z moimi, a ja nie miałem ochoty tego przerywać. Staliśmy na królewskim balkonie wtuleni i z pełnym zaangażowaniem kochanków całującymi się. Nie istniało nic po za nami w tym momencie. Świat przestał być istotny. Po tak długim czasie poczułem bliskość, której nie chciała mi dać Eva i nie umiałem się jej przeciwstawić, zwłaszcza, że pochodziła od mojej Em.
Wiedziałem, że na pocałunkach się skończy, dlatego chciałem by trwały jak najdłużej.

W trakcie oficjalnych wizyt, trudno mi było szczerze porozmawiać z Molly. W jej życiu wiele się zmieniło i mimo zapewnień o mojej przyjaźni, nigdy nie udało mi się z nią szczerze porozmawiać o tym co się wydarzyło na Obanie, oraz o tym co wydarzyło się w jej życiu po nim. Postanowiłem użyć tej samej sztuczki co podczas wyścigu.
Przebrany w płaszcz, postanowiłem zakraść się do jej pokoju i wybawić ją na zewnątrz i porozmawiać. Robić tak co noc, aby móc nadrobić stracony czas. Wiedziałem dokładnie jaki jest rozkład strażników na zewnątrz. Pod osłoną nocy wyszedłem z swojej komnaty i poruszając się po tarasach i balkonach moich bliskich i dworek dostałem się do gościnnego skrzydła moich przyjaciół.
Już miałem skoczyć na balkon Molly i Arona, kiedy usłyszałem rozmowę. Dwie postacie rozmawiały ze sobą gwałtownie w środku nocy. W pewnym momencie przestały i zatraciły się w pocałunku. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby jedną z tych osób, nie był mój przyjaciel – Aron, narzeczony mojej przyjaciółki Molly.
Prawie straciłem równowagę stojąc na zdobieniu balkonu. Zakradłem się bliżej krawędzi okna pokoju, w którym spała Molly. Chciałem ją obudzić i jej od razu powiedzieć jej o zdradzie Arona, jednak w jej pokoju był ktoś jeszcze. Kosmitka o kocich kształtach sypała wokół siebie i śpiącej Molly jakiś proszek, a doradca Arona stał na progu opierając się o framugę.
- Może już wystarczy? – spytał przyglądając się swojej partnerce.
- Aron prosił by ją uspokoić – odpowiedziała.
Schowałem się ponownie chwytając odpowiednie elementy na zdobionym balkonie i powoli schodziłem na dół.
Aron zdradzał swoją narzeczoną, a w dodatku, żeby się o tym nie dowiedziała usypia ją z pomocą swoich przyjaciół. Nawet nie wiem, czy Molly jest świadoma tej zdrady, jednak zrobię wszystko, by jej o tym powiedzieć, kiedy będzie sama. Musiałem tylko wymyśleć sposób, aby mieć osobiste spotkanie z Molly, w końcu stać się jej przyjacielem.
Kiedy zdradziłem Molly z Crogrami do końca żałowałem, że tak się stało, obiecałem sobie wtedy, że nigdy nie pozwolę jej już cierpieć z mojego powodu. Przysięgłem jej wtedy na Obanie, że będę jej służył. Moją służbą teraz, będzie powiedzenie jej prawdy o moim byłym przyjacielu i otoczyć ją należytą opieką w tym trudnym dla niej okresie.

Obudziłam się rano z wielkim bólem głowy.
Aron siedział przy moim łóżku z naszykowanym ciepłym napojem, który podał mi zaraz po przywitaniu.
- Jak się czujesz? – Spytał troskliwie. Jego wzrok był rozbiegany. Spoglądał na moje ciało, włosy, twarz. Szukał oznak złego samopoczucia.
- Nie najlepiej spałam. – Odparłam spokojnie i pozwoliłam by ciepła ciecz zalała moje gardło. Ciepły płyn rozlewał się po moim przełyku i nadawał ciepła całemu ciału. Nie sądziłam, że mój „nie najlepszy sen” odbił się na reszcie.
- Miałaś koszmary – oznajmił odgarniając kosmyk moich włosów. Zesztywniałam. Sny które mnie nawiedzały nie były zwykłymi snami. Były błędami z przeszłości, które trudno wymazać. Aron znał większość, jednak nigdy nie poczuje potęgi strach jaką rozsiewał wokół siebie Canaletto. Istota, która zabrała wszystko co było dla mnie istotne – moje życie.
- Obudziłam Cię? – Starałam się skupić na bardziej przyziemnych rzeczach niż ból jaki mi sprawiono i jaki ja sprawiłam innym.
- Obudziłaś nas wszystkich. Martwiliśmy się. – Aron spojrzał na mnie z wielką troską. – Nie było z tobą praktycznie żadnego kontaktu. Holi użyła proszków nasennych i uspokajających abyś zasnęła. – Poczerwieniałam ze wstydu.
- Ostatnio zdarzają się coraz częściej. – wyznałam z coraz większym spokojem. Aron ostrożnie ujął moją dłoń.
- Odwołam dziś nasze spotkania. Masz prawo czuć zmęczenie po tak długiej podróży, nie jesteś do tego przyzwyczajona – W głębi siebie wiedziałam, że jest to bardzo dobry pomysł, więc nawet nie protestowałam. Nie miałam dzisiaj sił udawać przed Aikką kogoś kim nie jestem. Aron z uśmiechem przyjął moją aprobatę dla jego pomysłu.
- Odpoczywaj – Poprosił ściskając mocniej moją dłoń i wstał. Kierował się do wyjścia. Cicho zamknął za sobą drzwi.
Mogłabym spędzić w tym łóżku cały dzień, gdyby nie gość, który odwiedził nas godzinę po naszej rozmowie. Aikka w uroczystej szacie zastał mnie w luźnym dresie, w którym spałam i jeszcze nie zdążyłam się ubrać.
Aikka ukłonił się nisko i spojrzał na mnie z troską. Miałam wrażenie, że próbuje się doszukać czegoś więcej.
- Wybacz za wtargnięcie, słyszałem o Twoim złym samopoczuciu, ale nawiedził nas gość, który oczekuje audiencji… z Tobą. – ostatnie słowa bardzo mocno zaakcentował, jakby miały wyjątkowo podkreślić charakter tego wydarzenia.
- Ze mną? – Upewniłam się, a mój obanowy przyjaciel pokiwał delikatnie głową.
- Przyjechał z daleka, jak tylko dowiedział się, że tutaj jesteś – dodał, czekając na moją reakcję.
- Dobrze, przebiorę się tylko i razem z Aronem zejdziemy do niego.
- Nie sądzę, by Argamon był zaproszony – Aron zanim Aikka zdążył się odezwać, zabrał głos ucinając wszelkie dyskusję.
Aron jakby skrzywił się na te słowa, a po chwili jeszcze bardziej wykrzywił swoją twarz, jakby zobaczył coś paskudnego.
- Pozwólmy się Evie przygotować, zaczekamy na balkonie.
Aron jakby zaczął wypychać Aikkę na zewnątrz i zostawili mnie z wielką szafą ubrań i brakiem jakiejkolwiek podpowiedzi co do stroju.

Trudem wypchnąłem Aikkę na balkon nim nie palnął jakieś głupoty przy Evie. Już sam ton jego głosu mógł dać Evie znak, że jest na mnie potwornie zły. A ja dokładnie wiedziałem, dlaczego. Nie musiałem nawet czytać mu w myślach. Mój przyjaciel jest świetny w skradaniu, jednak wciąż zapomina o moich wyostrzonych zmysłach. Wiedziałem, że to jego widziałem wczorajszej nocy skradającego się do naszej komnaty, jednak to upragnione ciepło płynące z ust Em nie pozwalały mi zareagować - choć powinienem.
- Lepiej przyłóż mi od razu w twarz – zasugerowałem, kiedy w końcu byliśmy na świeżym powietrzu. Aikka był bardzo zły, był bardzo wrażliwy na zdradę, choć sam się jej dopuszczał – może nie wobec kobiety, ale wobec przyjaciół już tak, a ta zdrada boli mocniej.
- Czyli przyznajesz, że masz coś na sumieniu? – Upewnił się.
- Oczywiście, że mam – Nie chciałem udawać – Dobrze widziałeś co się wczoraj stało.
- Mówisz o tym, jakby nic się złego nie wydarzyło. – Słowa pełne wyrzutów, co najmniej jakbym zdradził, nie Evę, a właśnie samego księcia.
- Od kiedy związałem się z Evą, nawet nie spojrzałem z pożądaniem na żadną kobietę, a jestem z nią już rok. Sam wiesz, że każdy ma potrzeby. Em potrzebowała wczoraj pocieszenia, to był impuls, którego żałuję.
Dopiero w chwili, kiedy wypowiedziałem te słowa poczułem ucisk w brzuchu. Szczerze żałowałem wczorajszej nocy, a z drugiej strony w chwili, gdy dowiedziałem się, o układzie Em, zdałem sobie sprawę, że nadal darzę ją pewnym uczuciem, które cały czas tłumiłem. Czy jednak powinienem czuć się winny wiedząc, że Eva też ma swoje własne sympatie?
- To Cię nie usprawiedliwia. Jeździsz ze swoją narzeczoną i kochanką i nie widzisz w tym nic złego?
W tej chwili miałem ochotę mu przyłożyć. Em nie była moją kochanką. Byłaby nią, gdyby Eva obdarzyła by mnie uczuciem, ale tak nie jest. Jednak Aikka o tym nie wie. Uspokoiłem się. Nawet jeżeli Eva dowie się o tym pocałunku, to co z tego? Ona również zdaje sobie sprawę z naszego układu. Dobrze wie, że też mogę mieć własne sympatie tak jak ona. Postanowiłem zagrać tą kartą i tym samym zmanipulować swojego przyjaciela, aby uchronić tak dobrze pielęgnowane kłamstwo.
- Ona wie o tym, że nie jest jedyną. – Na twarzy Aikki zobaczyłem zdziwienie pomieszane z niedowierzaniem.
- Doprawdy? – Zmarszczki na jego czole stawały się coraz wyraźniejsze.
- Tak – szedłem dalej w to ponure kłamstwo, zastanawiając się powoli co jest prawdą, a co jej przeciwieństwem.
- Czyli jeśli jej powiem…
- … to nie będzie zaskoczona. – Dokończyłem. Poczułem wrogość płynącą w moją stronę. Zobaczyłem Evę w myślach Aikki. Niewinną dziewczynę z czasów wyścigu. Mokre włosy zlepiały jej twarz, a blady uśmiech kierowany w jego stronę dawał nadzieję. Ta sama zatroskana dziewczyna próbowała go ratować podczas finału. Aikka pokazał mi też ją, gdy była zdeterminowana by poznać prawdę, gdy odkryła co jest celem wyścigu. Ona nie wybaczała zdrady. Musiałem zapamiętać ten obraz.
Poczułem jak pięść Aikki trafia w mój policzek. Jak na szlacheckie pochodzenie dość często obrywałem w twarz, jednak zasłużyłem. Dałem się ponieść chwili, przy kobiecie którą byłem szczerze zauroczony i zaryzykowałem relację z Evą.
- Zawiodłem się na Tobie. – skwitował to krótko. Miałem wrażenie, że nasza wizyta zostanie skrócona, a moja przyjaźń z Aikką zakończona, przez jeden krótki pocałunek.
- Ona też nie jest taka święta, za jaką ją uważasz. – Lodowaty wzrok Aikki mówił wszystko – nie wierzył mi. Eva była dla niego ideałem cnót, a ja zwykłym zdrajcą.
- Zabieram Molly na wycieczkę, nie jesteś zaproszony. – Jego zimny i oficjalny ton potwierdzał moje obawy.

Perłowa sala tronowa była celem naszego spotkania. Aikka zabrał mnie tam jak tylko się przyszykowałam. Uznałam, że na niespodziewaną wizytę ubiorę coś klasycznego. Bez falbanek, czy długich lesistych sukien z nadmiarem materiału. Ubrałam prostą kremową sukienkę na ramiączkach, sięgającą do kostek. Nadal nie rozumiałam idei spotkania sam na sam, z jakimś dostojnikiem. W końcu byliśmy na oficjalnej wizycie razem z Aronem.
Sala tronowa była mała, prawie nie pasująca do nazwy „tronowa”. Pusta, wypełniona jedynie pochodniami wiszącymi nad naszymi głowami i jednym skromnym tronem w kolorach białej perły. W jej roku stał niski Nourasjanin.
- Eva Wei i Książe Aikka. – zapowiedział strażnik stojący przy wejściu i niska postać odwróciła się do nas. Szliśmy w jego kierunku a ja zobaczyłam coraz więcej szczegółów. Był stary, jego skóra luźno wisiała na twarzy i szyi. Jego ciemne granatowa szaty luźno ciągły się po ziemi. On sam podpierał się grubą drewnianą laską.
- Książe – spojrzał na niego oczami, które zachodziły już mgłą i pochylił się z wielkim szacunkiem. Potem zwrócił swój wzrok na mnie.
- Avatarze – pochylił się mocniej. Przestraszyłam się, że zaraz nie utrzyma tego skłonu na swoich wątłych nogach i chwyciłam go za ramiona ciągnąc do góry. Spojrzał na mnie z wielkim uznaniem.
- Molly, chciałem przedstawić Ci ojca Remena. Jest głównym opiekunem Świętego Miasta Dol. Od ponad stu lat nie opuszczał miasta, jednak jak usłyszał, że tu jesteś postanowił osobiście Cię zaprosić do Miasta.
- Do miasta? – Spytałam zaciekawiona
- Święte Miasto Dol. dla nas jest na co dzień niedostępne. Wstęp do niego karany jest nawet śmiercią. Otwierane jest raz do roku. – Aikka zamyślił się na chwilę. – To wielki zaszczyt – wejść tam na specjalne zaproszenie.
Zakonnik, czy tam mnich przyglądał się naszej rozmowie z wielkim skupieniem.
- Nie obawiaj się – odezwał się spokojnym tonem starzec. – Chcę tylko pokazać Ci Dol. Porozmawiać z kimś tak ważnym dla naszego wszechświata. – Mówił płynnym międzygalaktycznym, choć zaciągał ostatnie sylaby w bardzo zabawny sposób, zachowałam jednak powagę tej sytuacji.
- Aron nie jest zaproszony? – Spytałam spokojnie, rozumiejąc wagę tego zaszczytu. Aikka wykrzywił się niemal niezauważalnie.
- To jest specjalne zaproszenie Molly. Nawet ja odprowadzę Cię tylko do bram.
Starszy Nourasjanin patrzył na mnie z wielkim zaciekawieniem.
- To będzie dla mnie zaszczyt, gościć Ciebie w Mieście. – podkreślił.

Droga do Świętego Miasta Dol nie była długa jak podkreślał to Aikka, jednak podróż ta pozwoliła mi z nim porozmawiać. Opowiadałam mu o tym co dokładnie wydarzyło się na Obanie: o przyjęciu tytułu przez Jordana, o powrocie do domu. Opowiedziałam mu o mojej przeszłości i odzyskaniu ojca. Mówiłam o tym, że na Ziemi nikt nie wie o moich dokonaniach, a mój ojciec skutecznie odmawia bym była pilotem wyścigowym.
- A jak poznałaś Arona? – Spytał Aikka po moich opowieściach. Musiałam trzymać się oficjalnych wersji, nie mogłam wspomnieć Aicce o nielegalnych wyścigach i moich przestępstwach.
- Pracuje dla mojego ojca, by zarobić na odbudowę planety. Często się widywaliśmy i… - zamyśliłam się chwilę - … zakochaliśmy się w sobie.
Podobno kłamstwo powtarzane tysiąc razy stanie się prawdą, miałam nadzieje, że brzmi to całkiem wiarygodnie w tej chwili. Nawet nie chciałam patrzeć na reakcję Aikki w tym momencie.
- Jesteś z nim szczęśliwa? – Dopytywał, a mi przed oczami stanął jeden obraz: Ricka odchodzącego z swoją byłą partnerką i ich córką na lądowisku.
- Tak – odpowiedziałam krótko, chciałam szybko zejść z tego tematu. Jednak Aikka miał inne zdanie.
- Molly, chyba po tym wszystkim co razem przeszliśmy zasługuję na szczerość – spojrzał na mnie i zmusił mnie do tego samego. Zatkało mnie, nikt tak naprawdę nie pytał mnie od dawna o moje prawdziwe uczucia. Aikka widząc jednak moje zmieszanie odpuścił.
- Uważaj na niego, nie jest z Tobą do końca szczery. – doradził powoli, tak aby to do mnie dotarło.
Ja również nie jestem z nim szczera. Dopowiedziałam w głowie. Nasza rozmowa przestała się od tego momentu kleić i do końca pozostaliśmy w milczeniu.

- Powodzenia – Aikka zawołał, kiedy przekraczałam bramy Świętego Miasta.
Miasto było potężne. Wypełnione bielą i złotem. Budowle wspinały się aż do nieba. Niektóre były częścią góry, inne stały swobodnie niczym niewzruszone skały. Tysiące małych okien w których panowała całkowita ciemność.
Mój przewodnik nie był rozmownym, prowadził mnie tylko przez to wyludnione miasto. Miałam wrażenie, że jest jego jedynym mieszańcem, a stukot naszych kroków odbijał się od tych pustych domów.
- Twoje myśli są bardzo splątane. Nie umiesz zaznać spokoju. – Stary zachrypnięty głos przemówił, jednak miałam wrażenie, że mówi gdzieś w przestrzeń, a nie bezpośrednio do mnie.
- Nie sprawię, że Twoje problemy znikną Avatarze, ale postaram się dać Ci możliwość ich zrozumienia. – jego głos odbijał się od pobliskich budynków.
- Nie jestem Avatarem… - Starałam się wytłumaczyć to dziwne położenie, w którym się znalazłam. Starzec odwrócił się do mnie i dał ręce za plecy.
- Mylisz się, masz te same prawa co Twój przyjaciel, jednak dla swojego bezpieczeństwa ukryłaś tą moc.
- Nie jestem Avatarem. – Nawet nie chciałam myśleć nad sensownością jego słów. On tylko pokiwał ze zrozumieniem.
- Nie będę Cię przekonywał. Jednak wygrywając wyścig, zyskałaś to prawo i nikt Ci go nie odbierze. – Odwrócił się na pięcie i nadal kierował do jednego z większych budynków w tym wymarłym mieście. Kiedy bliżej przyjrzałam się budynkom, były zniszczone, jakby przeszło przez nie jakieś niewyobrażalne nieszczęście.
- Zapraszam do środka. Sala była duża, zimna i ciemna. Na środku jej stała jedna, jedyna rzecz – lustro, które stało się dla mnie największym przekleństwem.
- Tak jak mówiłem, dam Ci narzędzie do naprawy Twoich problemów. Skorzystaj z niego mądrze.
Czułam, że nie powinnam podchodzić do tej tafli, jednak druga część mnie tego pragnęła. Zobaczyłam ją, po drugiej stronie lustra. Stała tam, tak samo jak tego słonecznego dnia, w szarym kombinezonie, zdecydowanie za krótkim na pilota, jednak podkreślającym jej kobiece walory. Różowe włosy luźno opadały na ramiona, a kask dumnie dzierżyła w dłoni. Stała odwrócona do mnie, jednak wiedziałam, że to ona.
Przystanęłam z niedowierzaniem, oto po tylko prośbach i staraniach ją widziała.
- To naprawdę Ty. – szepnęłam, a ona jakby na zawołanie się odwróciła. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się. Uśmiech zmarszczył jej tatuaże na policzkach.
Ważne, że wciąż możemy latać. Brzmiało w mojej głowie.
- Mama, mamusiu! – Podbiegłam do zimnej tafli, jednak mogłam oglądać ją tylko zza szkła. Zastanawiałam, się czy jest to tylko wytwór mojej wyobraźni czy to dzieje się naprawdę. Maya stała tam i patrzyła na mnie jakby czegoś szukając. Nawet jeżeli to tylko wytwór mojej wyobrazi, to jest właśnie to czego potrzebowałam.
Wiedziałam, że mnie słyszy mimo to nadal nie odpowiadała.
- Mamusiu to ja – Eva. – Maya patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Moja Eva jest malutka, a tutaj stoi dorosła kobieta. – Jej głos był wysoki, taki jaki zapamiętałam przed laty.
- Mamusiu… - Nie umiałam sklecić zdania, tyle chciałam jej powiedzieć, tak długo na to czekałam.
- Eva – zlustrowała mnie wzrokiem, jednak w ten ciepły matczyny sposób. – Urosłaś od kiedy Cię widziałam. – Było to jak spotkanie z dawno niewidzianą ciotką, która na siłę próbuje mnie przekonać, że ona zna mnie, a ja ją.
- Dużo się zmieniło od kiedy Cię nie ma – wyszeptałam spuszczając wzrok.
- Chyba nie mamy wystarczająco czasu, żebyś mi opowiedziała wszystko, kochanie. – Dała mi wskazówkę, bym opowiedziała jej tylko o największym zmartwieniu. Zawahałam się, czy poradzić się mamy o sprawy sercowe, czy jednak powiedzieć jej o swoim przestępstwie.
Przymknęłam oczy i znów byłam w tą deszczową noc sama na środku ulicy w rozbitym ścigaczu. Pomarańczowe światło sygnalizacji świetlnej raz po raz oświetlało tą totalną masakrę.
- Ja zrobiłam coś bardzo złego.
- Kochanie ważne, że wciąż możemy latać. – Powtórzyła. Zawsze to powtarzała.
- Ja wkrótce mogę przestać. – Maya spojrzała na mnie z wielkim zrozumieniem, matczyną troską. Jednak ja nie chciałam jej powiedzieć o złej ocenie czy zbitej szklance. – Ktoś stracił przeze mnie życie mamo. – Zacisnęłam mocno dłonie, aż poczułam drżenie.
- Evo, jako mama zawsze będę po Twojej stronie.
- Liczyłam na lepszą pociechę. – szepnęłam z lekką ironią z nadzieją, że tego nie usłyszy.
- Ten człowiek i tak by umarł. – wstrzymałam oddech i jeszcze mocniej przyciągałam brodę do piersi. - Spójrz na mnie córeczko. – Z wielkim wahanie podniosłam wzrok. Maya patrzyła na mnie z wielką wyrozumiałością, ten ciepły matczyny wzrok, którego nie miałam przez całe dzieciństwo.
- Zawsze kochałam Ciebie i tatę najmocniej na świecie. – Moje serce zalewało się nieskończonym ciepłem. – Kierowałam się jedną zasadą, Ty też powinnaś.
Moje usta mimowolnie się otworzyły, nie do końca rozumiałam co się dzieje, ale wiedziałam, że poznanie mantry życiowej mojej zmarłem matki jest czymś ważnym.
- Jeśli widzisz, że gdzieś narodziło się szczęście to nie pozwól mu przestać trwać i szukaj swojego szczęścia. Jeśli je znajdziesz pozostań w tym miejscu – Otworzyłam szeroko oczy, ja kilka razy w życiu wiedziałam, że jestem szczęśliwa.
- Ty byłaś szczęśliwa z tą zasadą?
- Miałam Ciebie Evo i Dona, nigdy nie chciałam Was opuszczać. Nigdy nie chciałam Cię skrzywdzić kochanie. Wierzę jednak, że wiesz o czym mówię.
Przemknęła mi przed oczami chwila kiedy przeskoczyłam skuterem nad murem Sterny.
Kiedy z Jordanem zwiedzaliśmy ruiny na Alwasie, lub kiedy prowadziłam czysty wyścig z Aikką.
Kiedy przekroczyłam bramę w lodowej jaskini na Obanie i gdy odkrywaliśmy rytuał tych dziwnych Obanowych stworzeń.
Stałam na środku tego pustego i zimnego miejsca uśmiechając się pod nosem na myśl o tym, co tak naprawdę przeżyłam. Kiedy znów spojrzałam w stronę matki, już jej tam nie było. Nie czułam jednak smutku. Czułam się opuszczona, jednak ta krótka rozmowa, choć nie wyjaśniła mi wszystkiego to pozwoliła na chwilę spokoju.
Wróciłam do swojego przewodnika z spokojem na sercu. Miał rację, to dziwne wydarzenie w moim życiu przywróciło mi spokój.
- Miasto Dol, jest świętym miejscem. Nie wpuszczamy tutaj obcych by nie zakłócić spokoju dusz które tu mieszkają, jednak jeśli Avatar czuje niepokój, cały wszechświat na to reaguje.
- Nie jestem Avatarem. – powtórzyłam jak mantrę wyobrażając sobie swojego przyjaciela który samotnie teraz przebywa na Obanie. Starzec tylko przytaknął na moje słowa i oprowadzał mnie po dalszej części miasta, opowiadając jego dobrą historię, oraz czas w którym Crogowie przejęli władzę nad tym miejscem.
Kiedy wychodziłam zza bram tego przedziwnego miasta zobaczyłam Aikkę, który cały czas medytował pod drzewem. Dopiero kiedy podeszłam bliżej bawiąc się przy tym palcami otworzył oczy i wstał, kłaniając mi się. Nie chciałem mu mówić dokładnie co się wydarzyło, ale byłam mu wdzięczna za tą wizytę.
- To było bardzo pouczające przeżycie, dziękuję Ci. – Aikka uśmiechnął się.
- Cieszę się, że mogłem pokazać Ci ten ukryty klejnot mojej planety. Rozumiem, że nie chcesz rozmawiać o tym co tam zobaczyłaś, szanuję to.
- Żałuję, że mamy tak mało czasu, żebyś pokazał mi więcej. – Naprawdę chciałam poznać to miejsce, jednak przez te wszystkie oficjalne wizyty widziałam tylko to co na co dzień widzi rodzina królewska: przepych, kontrolowane ubóstwo. Aikka lekko się uśmiechnął.
- Myślę, że mamy jeszcze wystarczająco czasu, aby zajrzeć w jedno miejsce. – wyciągnął ku mnie dłoń. Kiedy ją podałam pociągnął mnie w stronę G’dara.
- Nikt na nas nie czeka? – dopytałam siadając za Aikką. On tylko uśmiechnął się pod nosem, pogłaskał G’dara a ten wzbił się w powietrze. Okrążył nas pył wzniecony przez skrzydła wierzchowca. Aikka szepnął coś dotykając błękitnego grzbietu. Jego skrzydła zaczęły jaśnieć, a Aikka ruszył do przodu.
- Trzymaj się Molly! – zawołał w ostatniej chwili. Oplotłam go ciasno swoimi rękami w pasie i przytuliłam policzek do jego pleców. Pęd jaki nabierało to zwierzę było imponujące, dopiero teraz po tylu latach mogę poczuć tę samą prędkość, jednak bez oddzielającej mnie od świata szybą. Aikka trzymał się jakby nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Trzymając jedną ręką lejce, drugą podtrzymywał moje ramię z tyłu, jakby chciał się upewnić, że nadal za nim jestem. Kiedy mocniej chwycił moje ramię, ja automatycznie mocniej ścisnęłam uda wzdłuż jego bioder, a Aikka wykręcił podwójny korkociąg sprawiając, że wszystkie moje wnętrzności w jednej chwili chciały się uwolnić.
- Zwolnić!? – Spytał Aikka stabilizując lot
- Nawet nie próbuj! – Odpowiedziałam mu do ucha starając się nie nawdychać powietrza które tak bardzo przez prędkość chciało mnie całe wypełnić.

Dolecieliśmy do wzgórza, z którego widać było całe Miasto Dol i w oddali zamek, wszystko skąpane w żółtym intensywnym świetle krwisto zachodzącego słońca. Zsunęłam się z Gdara i rozejrzałam z każdej strony. Byliśmy tam sami.
- Bardzo się cieszę, że w końcu mogłam to zobaczyć, Aikko. – Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się, jak połacie zielonych lasów powoli znikając w mroku zachodzącego słońca. Jak rzeka płynąca tak daleko, że urywa się, gdzieś na końcu świata odbija czerwono-żółte promienie słoneczne i z każdą chwilą coraz bardziej wita się z białym jak śnieg księżycem nadchodzącym z drugiej strony.
- Żałuję, że tak długo musiałaś czekać. Możesz tutaj wracać kiedy tylko będziesz chciała. – Aikka dotknął mojego ramienia. – Makreda i ja zawsze powitamy Cię jak członka rodziny.
Moje usta ułożyły się w słaby uśmiech.
Przeszło mi przez myśl, że dobrze jest mieć alternatywę. W razie gdy rozsypie mi się cały świat, że mam miejsce we wszechświecie, gdzie będę bezpieczna i otoczona przyjaciółmi.
Molly zapamiętaj tą myśl, proszę. – W mojej głowie rozbrzmiał zachrypnięty głos Jordana, jakby był tuż obok, choć koło mnie nadal stał tylko Aikka.  
 

6 komentarzy:

  1. Wiem, że napisałaś już wszystkie rozdziały wcześniej, ale po tym widać, że zanim je dodasz to jeszcze sporo nad nimi pracujesz. Wychodzi Ci to zdecydowanie na ogromny plus <3
    Rozdział jest zupełnie w innym klimacie niż dotychczas, ale to sprawia, że jest świetny! Można wręcz pomyśleć, że pisała to zawodowa pisarka <3 Podoba mi się ta tajemniczość, która z każdym zdaniem coraz bardziej rozkwita. Świetnie sobie radzisz z budowaniem napięcia i ciekawości czytelników. Myślę, że jakbyś napisała książkę z takimi umiejętnościami, jakimi już dysponujesz, to na pewno zaciekawiłabyś wiele, naprawdę wiele osób ;) Pomyśl nad tym i koniecznie coś w końcu wydaj! <3
    A wracając do treści rozdziału to zdecydowanie zaczynasz komplikować wizytę naszych bohaterów na Nourasji xD Jestem pewna, że w końcu się wyda, że to udawane zaręczyny i jestem ciekawa co na to Aikka xD I co na to Aron ^^ Co za mącenie w głowach czytelników... no naprawdę! :P Eva w końcu zaczyna dostrzegać dobroć Arona, więc wszystko wskazuje na to, że się w nim zakocha, a tu nagle BUM! Aron całuje Em i co gorsza ona nie jest mu obojętna ^^" I każdy teraz jest zdezorientowany xD Teraz naprawdę nie wiem, kogo Aron ostatecznie wybierze.. Chociaż bardziej pasuje tu wybór Em, to znając Ciebie wybierze Molly ;] (Mogę się mylić oczywiście, ale chyba tak nie jest ^^"). Gorzej, jak Molly się w nim zadurzy ^^" Proszę Cię, tylko nie rób odwróconego trójkąta miłosnego... ;P
    Btw miałaś świetny pomysł z tą wizytą w Mieście Dol. W ogóle z początku myślałam, że opisywany staruszek to Satis i byłam taka zdezorientowana, bo przecież on umarł. Spotkanie z Mayą zdecydowanie się Evie przydało i mam nadzieję, że będzie jej trochę łatwiej poradzić sobie ze wszystkim. Ma zdecydowanie za dożo na głowie. A pomysł z tym, że stan psychiczny Evy wpływa na cały wszechświat jest genialny! Niby coś logicznego, ale ja bym chyba na to nie wpadła ;D
    Tak trzymaj Słońce i z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowita historia, kontynuuj proszę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!
    Chciałabym serdecznie zaprosić Cię do zupełnie nowo powstałego Magicznego Zbioru opowiadań w blogosferze. Mam nadzieję, że i Ty dołączysz do nas. Zapraszam!

    https://magiczny-zbior.blogspot.com/

    ps. wybacz, że komentuję tutaj, ale nie znalazłam odpowiedniej zakładki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy doczekamy się kolejnego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz tak nudno gdy trzeba przymusowo siedzieć w domu. Może mogłabyś umilić nam ten czas swoim opowiadaniem? <3 Z chęcią poczytałbym o dalszych losach Evy i reszty bohaterów. Jestem pewna, że reszta forumowiczów również z utęsknieniem tu zagląda ;)
    Dużo zdrowia kochana i pamiętaj o nas ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę się podpisać pod tym apelem. Równie chętnie poznam ciąg dalszy opowiadania:).

      Usuń

Dziękuje że chcesz podzielić się swoją opinią, jest ona dla mnie cenna dlatego nie lukruj jej, jeśli będzie to nieszczere ;)