Rozdział XLIII
Zanim wyruszymy na
planetę mojego dawno niewidzianego przyjaciela musiałam szczerze porozmawiać z
Rickiem. Chciałam wyjaśnić sobie z nim naszą chwilową sytuację. Przyjechałam do
niego popołudniu, tak aby mieć czas, zanim nie pojedzie do swojej ukochanej córki.
Siedziałam naprzeciw
niego, patrząc mu prosto w jego zielone jak wiosenna łąka oczy zaczęłam tą
trudną dla nas rozmowę. Chciałam być w niej szczera do bólu.
- Chcę pojechać z Aronem
na Nourasie by pomóc Em i reszcie – skrzywił się jak to usłyszał
- A jak to ma się do
naszych planów? – Tym razem ja czułam się zmieszana.
- Mam wrażenie, że teraz
sam jesteś zbyt zajęty swoją córką, niż naszą przyszłością – stwierdziłam z
wyrzutem, a Rick spojrzał na mnie spod
byka.
- To moja córka –
przypomniał, jakby to nie było dla mnie zbyt oczywiste.
- Spędzasz z nią każdą
chwilę. Wychodzisz przed świtem, wracasz w środku nocy. Jedyny czas który ze
sobą spędzamy, to chwile kiedy ona jest w przedszkolu – powiedziałam niemal na
jednym wdechu. Czułam się z tym dobrze, że w końcu to z siebie zrzucam.
- Nie mówiłaś o tym
wcześniej – zauważył nadal spokojnie. Moje wybuchy zazdrości o pięciolatkę nie
zrobiły na nim żadnego wrażenia.
- Chciałam Ci dać z nią
czas, ale Ty przestałeś się mną przejmować. Cały czas jesteś z Samarą i Klarą,
źle mi z tym.
- Możesz mi zaufać –
chwycił mnie za ramiona, nachylił się delikatnie i spojrzał mi w oczy.
- Samara jest dla Ciebie
ważna, widzę to – mówiłam prosto do niego, bez żadnych ozdobników czy
niedopowiedzianych słów. Nie tego teraz potrzebowałam.
- Samara, jest matką
mojej córki, o której mi nie powiedziałaś. – Jego głos miał jeden ton. Bez
uczuć.
- To teraz ja jestem tą
złą? – spytałam z oburzeniem. Uśmiechnął się drwiąco.
- Nikt tu nie jest zły,
Evo. Źle to odbierasz – poczułam się źle. Wręcz fatalnie, że pomimo mojej
szczerości on w niej nie pozostaje.
- Prawda albo wyzwanie –
rzuciłam odruchowo, by w końcu przekonać się na ile ten wysoki długowłosy
mężczyzna jest mi wierny. Rick podłapał temat i zaciągnął mnie na kanapę w
kremowym kolorze. Odwrócił się w moją stronę i oparł się jednym ramieniem o
oparcie.
- Wyzwanie – powiedział
powoli. Spodziewałam się tego, Wielki Rick Thunderbolt nigdy nie wybrałby
Prawdy.
- Twoje wyzwanie polega
na powiedzeniu mi szczerej prawdy od teraz – On też nie wydawał się zdzwiony
moim wyzwaniem, jego oczy wręcz mnie chwaliły za ten spryt. Pokiwał głową na
znak zgody. Wzięłam głęboki oddech.
- Kochasz Samarę? –
powiedziałam każde z tych dwóch słów głośno i wyraźnie. Chciałam aby pytanie
było proste i wymagało wyłącznie jednosłownej odpowiedzi. Wyglądał na
zdziwionego. Wiedział, że odpowiedź której wymagam jest zero-jedynkowa, bił się
z myślami tak mocno, że aż mogłam to zobaczyć.
- Tak – w końcu padła ta
jedna odpowiedź na którą czekałam, a w pokoju zapanowała cisza. Zesztywniałam i
nie potrafiłam nawet utrzymać otwartych oczu. Wiedziałam co usłyszę, jednak
nawet przygotowana na to, odpowiedź zabolała. Czułam jak Rick wstaje z kanapy i
klęka przy mnie. Złapał mnie za udo, a drugą ręką starał się nakierować mój
podbródek na siebie.
- Spójrz na mnie. –
rozkazał krótko. Otworzyłam oczy. Wielokrotnie widziałam Ricka, jednak w tej
chwili wydawał mi się niepełny. Jakby część jego została wyrwana i wyrzucona
gdzieś daleko.
- Nigdy nie kochałem
kogoś tak mocno… - zaczął powoli, a ja czułam jak coś w moim żołądku zaraz
eksploduje, każdy organ mojego ciała mówił, że nie ma zamiaru słuchać tych
tłumaczeń, a jedynie głupie serce kazało mi słuchać. – …jak Ciebie – dokończył.
Zalała mnie fala nagłego ciepła pompowanego, przez skołatane serce. Kąciki
moich ust unosiły się do góry w geście triumfu.
- Kocham też Samarę,
kochanie. Była moją miłością, kimś kto otworzył mi oczy – nadal patrzył na mnie
z rozmarzonym wzrokiem. – Prawdopodobnie gdyby nie ona, nie odszedłbym z Wei
Race i nie poznał Ciebie. Powiedz mi sama: jak mam nie kochać kogoś kto dał mi
córkę, kto pozwolił mi poznać miłość. - Chciałam go przytulić, pocałować i już
się wychylałam ku niemu, jednak cofnął mnie dłonią na swoje miejsce, nadal
pozostając na ziemi.
- Nie tak szybko. Zabrałaś
mi na rok córkę, dlaczego? – powiedział oczekującym tonem. Przez jego wyzwanie
prawie zapomniałam o tej głupiej grze którą zaczęliśmy.
- Bo się bałam, że Cię
stracę. – odpaliłam pospiesznie.
- Nie ufasz mi? Po tym
wszystkim? – Rick nadal trzymał mnie na dystans, chciał to wszystko wyjaśnić
teraz. Czułam się w tej chwili jak mała dziewczynka która stłukła wazon i
rodzice tłumaczą jej teraz, że nie biega się po korytarzu.
- To nie ja zacząłem
udawać narzeczoną księcia. To nie ja rezygnowałem z naszych spotkań. To nie ja
wydałem przyjęcie zaręczynowe. To nie ja ukrywałem wiedzę o Klarze i Samarze, więc
może przestań w końcu być zła na mnie! – Rick tracił powoli cierpliwość.
- A co Twoim zdaniem
miałam zrobić!? – gwałtownie wstałam i starałam się nie stracić kontaktu
wzrokowego. – Rok temu byliśmy początkującą parą, z wielkimi planami nie tylko
w stosunku do siebie nawzajem ale i mojej kariery! Książe był kluczem do
kariery, jak miałam odmówić? Ty tonąłeś w długach! Byłeś na skraju załamania i
nagle miałam Ci oświadczyć, że wiem gdzie jest miłość Twojego życia i córka o której
nie wiedziałeś!? Ty niby radośni oświadczyłbyś mi to wszystko ze spokojem, że
mnie nie stracisz?
Poczułam jak wszystko ze
mnie wychodzi, jak z każdym wypowiedzianym słowem ta zła energia ze mnie się
wrzuca. Było to odświeżające i zarazem z każdym słowem czułam powolną pustkę.
Cokolwiek miało stać się za chwilę, wiedziałam, że już nigdy Rick nie będzie dla
mnie niezniszczalną podporą.
- Mogłaś mi zaufać
Myszko. Nigdy Cię nie zawiodłem. Od początku naszej znajomości trzymałem
wszystko dla siebie, a miałem wiele okazji by wydać Cię Donowi. – Ukłucie. Coś
mocno zabolało w tym krwawiącym sercu. Czułam jak po policzkach spływają łzy,
ale nie chciałam ich zatrzymywać.
Odwróciłam się i wyszłam.
Rick nawet nie próbował mnie zatrzymać. Oboje potrzebowaliśmy wiele przemyśleć
zanim ponownie wrócimy do tej rozmowy.
Kilka dni później,
wszystko było gotowe. Oficjalny anons poszedł w świat, a my wsiadaliśmy do
prywatnego statku rodziny królewskiej. Na Nourasie prócz mnie i Arona, jechała
również Em, udająca partnerkę Toma, oraz Mark z Holi którzy byli „doradcami”
Arona od życia na Ziemi. Rodzice Arona byli bardzo zdziwieni, że pomimo
planowanego wyjazdu on chce jeszcze lecieć na Nourasje i jeszcze wrócić na
Ziemię, jednak jako przyszłemu królowi dali mu swobodę w podejmowaniu decyzji.
Statek którym mieliśmy
lecieć, nie był aż tak luksusowy jakby świadczyło to o statucie królewskim,
jednak posiadał oddzielne kabiny sypialne dla mnie i Arona, oraz wspólne dla
towarzyszących nam Pań i Panów, oraz skromnej służby.
Moja kabina była mała.
Urządzona w kolorach bieli i żółci. Usiadłam na miękkim łóżku i starałam się
wyjrzeć przez okno. Nadal tkwiliśmy na lądowisku czekając na start. Na płycie
zobaczyłam jeszcze Ricka i Samarę którzy odchodzili. Rick jedną ręką trzymał
Klarę, a drugą obejmował Samarę w pasie. Ukłuło, ale nadzieja na nasze wspólne szczęście
nadal tliła się w mojej głowie.
- Mogę wejść? – w
drzwiach stał Aron ubrany z biały garnitur z odznaczeniami na piersi i brązową
szarfą przechodzącą aż do zakończenia garnituru, do tego aksamitne ciemne
spodnie pasujące do brązowego akcentu. Wyglądał jak prawdziwy książę, dziwnie
się go oglądało, wiedząc, że na co dzień ubierał się raczej jak normalny facet:
w podkoszulku i jeansach.
- Tak – uśmiechnęłam się
blado. Usiadł koło mnie i patrzył na mnie szukając jakiś zmian.
- Zaraz będziemy ruszać,
pomyślałem, że przyda Ci się coś na złagodzenie objawów podróży – z kieszeni
wyjął opakowanie nieznanych mi leków.
- Co to jest? – spytałam
biorąc je do ręki.
- Mocne tabletki nasenne.
Wychodzenie z atmosfery ziemskiej i start generatorów między świetlnych jest
bardzo nieprzyjemny. Najlepiej wtedy zasnąć. – Jego uśmiech był szczery, a oczy
godne zaufania.
- Masz w tym
doświadczenie – zaufałam mu, od razu wyłamałam dwie i sięgnęłam bo dzban z
wodą.
- Chcę by ta podróż była
dla Ciebie jak najbardziej komfortowa – połknęłam tabletki i spojrzałam na
niego.
- Wiesz, że znam Aikke z
wyścigu? – Aron pokiwał głową i miałam wrażenie, że zaczyna się śmiać.
- Nie możemy mieć nigdy
łatwego zadania, prawda?
- Nie, ale cieszę się, że
w końcu go zobaczę. Miałam go odwiedzić, jednak nigdy nic z tego nie wynikło. –
Przypomniałam sobie chwilę naszego rozstania.
- Połóż się, jak się
obudzisz może być zimno. Przyniosę Ci dodatkowy koc. – Był taki ciepły dla
mnie. Kiedy wstawał na chwilę zawiesił wzrok na mojej dłoni, jakby chciał ją
złapać i nie puszczać przez cały lot jednak ostatecznie odszedł, a ja
pogrążyłam się w śnie.
Sam lot trwał trzy dni
podczas których wstawałam wyłącznie na posiłek i toaletę i ponownie
faszerowałam się lekami nasennymi. Aron miał dużo racji w tym jak się człowiek
czuje podczas tych podróży. Ledwo trzymałam się na nogach. W końcu trzeciego
dnia po śniadaniu, kaspijczyk nie dał mi już leków, a statek wyraźnie zwolnił.
- Zaczynamy wchodzić w
Nourasiańską atmosferę. Potrwa to około trzech godzin. Odśwież się, przyniosłem
Ci ubranie. – Aron miał przy sobie luźną suknię w bieli z brązowymi rękawkami
snującymi się wręcz do ziemi. Spojrzałam na niego niezachęcająco.
- Tradycyjny strój
wizytowy. Pamiętaj, że jesteś tutaj moją narzeczoną. – Ponownie spojrzał na
moją dłoń gdzie spoczywał pierścionek, zacisnął mocniej usta. – Nie zapomnij
założyć tego – podał mi do ręki ten nieszczęsny wisiorek świadczący o naszym
uczuciu.
- Dziękuję – ścisnęłam go
mocno, jakbym bała się, że zaraz wypadnie mi z rąk. Kiedy Aron wyszedł,
posłusznie umyłam się i przebrałam. Miałam wrażenie, że dodatkowe warstwy
materiału pomimo nadawania lekkości tworzyły złudzenie brzuszka ciążowego. Jednak
dekolt miałam bardzo wyraźnie podkreślony, idealne miejsce na wisiorek.
Kiedy spojrzałam w
lustro, przez krótki moment widziałam się w tej roli. Roli pięknej księżniczki
która jeździ po różnych planetach, chodzi na bale i jest szczęśliwa. Jednak to
uczucie szybko zgasło. Wyjrzałam przez okno i po raz pierwszy zobaczyłam
Nourasie. Jednym słowem… była piękna.
Nie była to błękitna
planeta jak nasza, a raczej pełna zieleni widzianej aż z kosmosu. Jedynie kilka
plam pustkowia, które mogły świadczyć o jakiś istnieniu. Pomimo, że nie
widziałam jeszcze wyraźnie, wyłącznie kolory przeważające na planecie, byłam
zauroczona. Wiele razy zastanawiałam się, jak wygląda planeta Aikki i w końcu
ją widzę.
- Wylądujemy w górach,
stamtąd zabiorą nas do pałacu – Aron cierpliwie tłumaczył mi całą procedurę
lądowania. Jednak ja byłam skupiona już tylko na tym, że zobaczę dawno
niewidzianego przyjaciela. Kiedy otworzyły się drzwi, a do naszych płuc
przebiło się czyste jak łza i chłodne powietrze wiedziałam, że była to dobra
decyzja by tutaj przyjechać.
Całe lądowisko znajdowało
się w dolinie górskich szczytów. Srebrny pył na szczytach unosił się delikatnie
i opadał. Poczułam dreszcz na skórze, jednak nie było mi zimno. Pomimo stroju
który raczej nie pasował do gór, było mi komfortowo. Kiedy spojrzałam na koniec
schodów zobaczyłam jego.
Wysoki tak jak go
pamiętałam, sterczące uszy i ta mleczno-czekoladowa karnacja. Aikka należał do
tej części kosmitów których mogłam uznać za atrakcyjnych. Wręcz uśmiecham się
na myśl, że jego wygląd mnie wręcz zawstydza. Nadal nosił swój standardowy
strój z wyścigu, jednak z dodatkiem czerwonej jak wino peleryny i trochę
bardziej gustownego nakrycia głowy. Przy jego boku, trochę skrępowana stała
równie piękna Nourasianka. Jej kruczoczarny gruby warkocz sięgał wręcz do
ziemi, a biała garderoba idealnie kontrastowała z jej karnacją.
Aron wziął mnie pod rękę
i dumnie prowadził w stronę komitetu powitalnego. Aikka w pierwszym odruchu nie
zwrócił na mnie uwagę tylko z wielkim entuzjazmem rozłożył ręce ku Aronowi w
geście przyjaźni.
- Witaj przyjacielu… -
Aikka zamilkł w pół słowa wpatrując się we mnie z wielkim niedowierzaniem. Opuścił
ręce i nie odrywał ode mnie wzroku.
- Molly? – upewnił się, a
ja szeroko się uśmiechnęłam
- Cześć Aikko. –
odpowiedziałam na jego wątpliwości. Nie miałam zamiaru też trudzić się na jakąś
etykietę, po tym co razem przeszliśmy miałam prawo mówić do niego nawet Słodkie
Ciasteczko i nikt nie miał prawa mi tego zabronić.
Aikka przez chwilę
zdębiał, jednak po chwili podarował mi jeden z tych uśmiechów po których
spłonęłam wielkim rumieńcem. Wiedziałam, że to będzie dobry wyjazd, nawet jeśli
wiązał się z okłamaniem Aikki co do mojej prawdziwej relacji z Aronem.
Sama nie wiem, co myśleć o kłótni z Rickiem... fakt, wina leży po obu stronach. Eva mogła rzeczywiście powiedzieć mu o Klarze, chociaż to, że tego nie zrobiła, jest w pełni uzasadnione chociażby tym, że Samara tego nie chciała. Udawanie narzeczonej też nie jest fair, nawet jeśli stało się to przez nieporozumienie. Mogła przecież wszystko przerwać jednym oświadczeniem przed rodziną królewską. Pod tymi względami Rick ma dużo racji i rzeczywiście był bardzo wyrozumiały dla Evy. Niemniej jednak sam bywał względem niej brutalny. Ale ok, można to podpiąć pod złość na całą tą sytuację. Przesadził, ale nawet jest usprawiedliwiony. Motywy Evy chyba też w końcu widzę. Trzyma się kurczowo Ricka, bo po pierwsze nadal go kocha, ale też dlatego, że boi się ponownego porzucenia, jak miało to miejsce dawniej przez jej tatę. A to, że coraz bardziej on się od niej oddala w stronę Samary, potęguje ból i ów strach. Temu też, nawet jeżeli on by już sypiał z Samarą, a ona o tym by wiedziała, nadal miałaby nadzieję, że może im się ułożyć. Taka chora logika ^^' I tak właśnie jestem w stanie wytłumaczyć sobie tą głupia nadzieję Evy na ich wspólną przyszłość, gdy widziała Ricka z Klarą na ręcach i trzymającego dłoń Samary. Oni już tworzą obraz idealnej, szczęśliwej rodziny, ale Eva robi wszystko, by tego nie dostrzec. Mam nadzieję, że na Nourasji Książę Aron ostatecznie podbije jej serce. Nie byłam za nim (za Rickiem zresztą też), ale to rzeczywiście najlepsza z opcji. No i trochę się już do niego przekonałam :P
OdpowiedzUsuńCiekawa też jestem czy Molly opowie wszystko Aicce. W ogóle super, że w końcu doszło do ich spotkania. *.*
PS: Mam nadzieję, że za dużo w jego charakterze nie pozmieniałaś :D
Trochę nie kupuję tej rozmowy. A dokładnie jakoś nie łapię tego, że porozmawiali dopiero po miesiącu. Przez ten czas nie wymienili ani jednego słowa? Nie pomyśleli, że warto to wyjaśnić? No ok może takie było zamierzenie. Od początku miałam wrażenie, że Eva dla Ricka jest substytutem Samary. Podtrzymuję to, ale nie zakładam w 100%. Za to Aron... Nie rozumiem jego fascynacji Evą. Okej jest zajebista, bo wygrała wyścig więc będzie świetną partią, ale reszta mi nie pasuje... Za to rozśmieszyło mnie to słodkie ciasteczko. Wyobraziłam sobie, że właśnie tak nazwała Aikkę :D. Brakuje mi w twojej historii właśnie takich zabawnych akcentów. Wszystko jest takie poważne i czasem przygnębiające.
OdpowiedzUsuńZa to daję wielki plus za opis podróży. W samym anime nie było pokazane jak międzygalaktyczna podróż przez miliony lat świetlnych wpływa na ludzi. Podałaś nam ładny opis co bardzo mi się podobało. Czekam z niecierpliwością na przebieg ich spotkania.
Pozdrawiam cię i weny życzę.
Co wchodzę to brak kontynuacji :( Kochana kiedy wstawisz nową notkę? Jestem pewna, że nie tylko ja i molly czekamy z niecierpliwością na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło, nie daj się zimie i wracaj do nas ;*
Kiedy nowy rozdział? Bo patrząc na ponad dwumiesięczną przerwę to obawiam się, że to już koniec wpisów...
OdpowiedzUsuńKomputer będzie wracał z naprawy w czwartek wiec w piątek można spodziewać się nowości!
OdpowiedzUsuń