18 listopada 2018

Rozdział XLIII


 Rozdział XLIII
 

Zanim wyruszymy na planetę mojego dawno niewidzianego przyjaciela musiałam szczerze porozmawiać z Rickiem. Chciałam wyjaśnić sobie z nim naszą chwilową sytuację. Przyjechałam do niego popołudniu, tak aby mieć czas, zanim nie pojedzie do swojej ukochanej córki.
Siedziałam naprzeciw niego, patrząc mu prosto w jego zielone jak wiosenna łąka oczy zaczęłam tą trudną dla nas rozmowę. Chciałam być w niej szczera do bólu.
- Chcę pojechać z Aronem na Nourasie by pomóc Em i reszcie – skrzywił się jak to usłyszał
- A jak to ma się do naszych planów? – Tym razem ja czułam się zmieszana.
- Mam wrażenie, że teraz sam jesteś zbyt zajęty swoją córką, niż naszą przyszłością – stwierdziłam z wyrzutem,  a Rick spojrzał na mnie spod byka.
- To moja córka – przypomniał, jakby to nie było dla mnie zbyt oczywiste.
- Spędzasz z nią każdą chwilę. Wychodzisz przed świtem, wracasz w środku nocy. Jedyny czas który ze sobą spędzamy, to chwile kiedy ona jest w przedszkolu – powiedziałam niemal na jednym wdechu. Czułam się z tym dobrze, że w końcu to z siebie zrzucam.
- Nie mówiłaś o tym wcześniej – zauważył nadal spokojnie. Moje wybuchy zazdrości o pięciolatkę nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.
- Chciałam Ci dać z nią czas, ale Ty przestałeś się mną przejmować. Cały czas jesteś z Samarą i Klarą, źle mi z tym.
- Możesz mi zaufać – chwycił mnie za ramiona, nachylił się delikatnie i spojrzał mi w oczy.
- Samara jest dla Ciebie ważna, widzę to – mówiłam prosto do niego, bez żadnych ozdobników czy niedopowiedzianych słów. Nie tego teraz potrzebowałam.
- Samara, jest matką mojej córki, o której mi nie powiedziałaś. – Jego głos miał jeden ton. Bez uczuć.
- To teraz ja jestem tą złą? – spytałam z oburzeniem. Uśmiechnął się drwiąco.
- Nikt tu nie jest zły, Evo. Źle to odbierasz – poczułam się źle. Wręcz fatalnie, że pomimo mojej szczerości on w niej nie pozostaje.
- Prawda albo wyzwanie – rzuciłam odruchowo, by w końcu przekonać się na ile ten wysoki długowłosy mężczyzna jest mi wierny. Rick podłapał temat i zaciągnął mnie na kanapę w kremowym kolorze. Odwrócił się w moją stronę i oparł się jednym ramieniem o oparcie.
- Wyzwanie – powiedział powoli. Spodziewałam się tego, Wielki Rick Thunderbolt nigdy nie wybrałby Prawdy.
- Twoje wyzwanie polega na powiedzeniu mi szczerej prawdy od teraz – On też nie wydawał się zdzwiony moim wyzwaniem, jego oczy wręcz mnie chwaliły za ten spryt. Pokiwał głową na znak zgody. Wzięłam głęboki oddech.
- Kochasz Samarę? – powiedziałam każde z tych dwóch słów głośno i wyraźnie. Chciałam aby pytanie było proste i wymagało wyłącznie jednosłownej odpowiedzi. Wyglądał na zdziwionego. Wiedział, że odpowiedź której wymagam jest zero-jedynkowa, bił się z myślami tak mocno, że aż mogłam to zobaczyć.
- Tak – w końcu padła ta jedna odpowiedź na którą czekałam, a w pokoju zapanowała cisza. Zesztywniałam i nie potrafiłam nawet utrzymać otwartych oczu. Wiedziałam co usłyszę, jednak nawet przygotowana na to, odpowiedź zabolała. Czułam jak Rick wstaje z kanapy i klęka przy mnie. Złapał mnie za udo, a drugą ręką starał się nakierować mój podbródek na siebie.
- Spójrz na mnie. – rozkazał krótko. Otworzyłam oczy. Wielokrotnie widziałam Ricka, jednak w tej chwili wydawał mi się niepełny. Jakby część jego została wyrwana i wyrzucona gdzieś daleko.
- Nigdy nie kochałem kogoś tak mocno… - zaczął powoli, a ja czułam jak coś w moim żołądku zaraz eksploduje, każdy organ mojego ciała mówił, że nie ma zamiaru słuchać tych tłumaczeń, a jedynie głupie serce kazało mi słuchać. – …jak Ciebie – dokończył. Zalała mnie fala nagłego ciepła pompowanego, przez skołatane serce. Kąciki moich ust unosiły się do góry w geście triumfu.
- Kocham też Samarę, kochanie. Była moją miłością, kimś kto otworzył mi oczy – nadal patrzył na mnie z rozmarzonym wzrokiem. – Prawdopodobnie gdyby nie ona, nie odszedłbym z Wei Race i nie poznał Ciebie. Powiedz mi sama: jak mam nie kochać kogoś kto dał mi córkę, kto pozwolił mi poznać miłość. - Chciałam go przytulić, pocałować i już się wychylałam ku niemu, jednak cofnął mnie dłonią na swoje miejsce, nadal pozostając na ziemi.
- Nie tak szybko. Zabrałaś mi na rok córkę, dlaczego? – powiedział oczekującym tonem. Przez jego wyzwanie prawie zapomniałam o tej głupiej grze którą zaczęliśmy.
- Bo się bałam, że Cię stracę. – odpaliłam pospiesznie.
- Nie ufasz mi? Po tym wszystkim? – Rick nadal trzymał mnie na dystans, chciał to wszystko wyjaśnić teraz. Czułam się w tej chwili jak mała dziewczynka która stłukła wazon i rodzice tłumaczą jej teraz, że nie biega się po korytarzu.
- To nie ja zacząłem udawać narzeczoną księcia. To nie ja rezygnowałem z naszych spotkań. To nie ja wydałem przyjęcie zaręczynowe. To nie ja ukrywałem wiedzę o Klarze i Samarze, więc może przestań w końcu być zła na mnie! – Rick tracił powoli cierpliwość.
- A co Twoim zdaniem miałam zrobić!? – gwałtownie wstałam i starałam się nie stracić kontaktu wzrokowego. – Rok temu byliśmy początkującą parą, z wielkimi planami nie tylko w stosunku do siebie nawzajem ale i mojej kariery! Książe był kluczem do kariery, jak miałam odmówić? Ty tonąłeś w długach! Byłeś na skraju załamania i nagle miałam Ci oświadczyć, że wiem gdzie jest miłość Twojego życia i córka o której nie wiedziałeś!? Ty niby radośni oświadczyłbyś mi to wszystko ze spokojem, że mnie nie stracisz?
Poczułam jak wszystko ze mnie wychodzi, jak z każdym wypowiedzianym słowem ta zła energia ze mnie się wrzuca. Było to odświeżające i zarazem z każdym słowem czułam powolną pustkę. Cokolwiek miało stać się za chwilę, wiedziałam, że już nigdy Rick nie będzie dla mnie niezniszczalną podporą.
- Mogłaś mi zaufać Myszko. Nigdy Cię nie zawiodłem. Od początku naszej znajomości trzymałem wszystko dla siebie, a miałem wiele okazji by wydać Cię Donowi. – Ukłucie. Coś mocno zabolało w tym krwawiącym sercu. Czułam jak po policzkach spływają łzy, ale nie chciałam ich zatrzymywać.
Odwróciłam się i wyszłam. Rick nawet nie próbował mnie zatrzymać. Oboje potrzebowaliśmy wiele przemyśleć zanim ponownie wrócimy do tej rozmowy.

Kilka dni później, wszystko było gotowe. Oficjalny anons poszedł w świat, a my wsiadaliśmy do prywatnego statku rodziny królewskiej. Na Nourasie prócz mnie i Arona, jechała również Em, udająca partnerkę Toma, oraz Mark z Holi którzy byli „doradcami” Arona od życia na Ziemi. Rodzice Arona byli bardzo zdziwieni, że pomimo planowanego wyjazdu on chce jeszcze lecieć na Nourasje i jeszcze wrócić na Ziemię, jednak jako przyszłemu królowi dali mu swobodę w podejmowaniu decyzji.
Statek którym mieliśmy lecieć, nie był aż tak luksusowy jakby świadczyło to o statucie królewskim, jednak posiadał oddzielne kabiny sypialne dla mnie i Arona, oraz wspólne dla towarzyszących nam Pań i Panów, oraz skromnej służby.
Moja kabina była mała. Urządzona w kolorach bieli i żółci. Usiadłam na miękkim łóżku i starałam się wyjrzeć przez okno. Nadal tkwiliśmy na lądowisku czekając na start. Na płycie zobaczyłam jeszcze Ricka i Samarę którzy odchodzili. Rick jedną ręką trzymał Klarę, a drugą obejmował Samarę w pasie. Ukłuło, ale nadzieja na nasze wspólne szczęście nadal tliła się w mojej głowie.
- Mogę wejść? – w drzwiach stał Aron ubrany z biały garnitur z odznaczeniami na piersi i brązową szarfą przechodzącą aż do zakończenia garnituru, do tego aksamitne ciemne spodnie pasujące do brązowego akcentu. Wyglądał jak prawdziwy książę, dziwnie się go oglądało, wiedząc, że na co dzień ubierał się raczej jak normalny facet: w podkoszulku i jeansach.
- Tak – uśmiechnęłam się blado. Usiadł koło mnie i patrzył na mnie szukając jakiś zmian.
- Zaraz będziemy ruszać, pomyślałem, że przyda Ci się coś na złagodzenie objawów podróży – z kieszeni wyjął opakowanie nieznanych mi leków.
- Co to jest? – spytałam biorąc je do ręki.
- Mocne tabletki nasenne. Wychodzenie z atmosfery ziemskiej i start generatorów między świetlnych jest bardzo nieprzyjemny. Najlepiej wtedy zasnąć. – Jego uśmiech był szczery, a oczy godne zaufania.
- Masz w tym doświadczenie – zaufałam mu, od razu wyłamałam dwie i sięgnęłam bo dzban z wodą.
- Chcę by ta podróż była dla Ciebie jak najbardziej komfortowa – połknęłam tabletki i spojrzałam na niego.
- Wiesz, że znam Aikke z wyścigu? – Aron pokiwał głową i miałam wrażenie, że zaczyna się śmiać.
- Nie możemy mieć nigdy łatwego zadania, prawda?
- Nie, ale cieszę się, że w końcu go zobaczę. Miałam go odwiedzić, jednak nigdy nic z tego nie wynikło. – Przypomniałam sobie chwilę naszego rozstania.
- Połóż się, jak się obudzisz może być zimno. Przyniosę Ci dodatkowy koc. – Był taki ciepły dla mnie. Kiedy wstawał na chwilę zawiesił wzrok na mojej dłoni, jakby chciał ją złapać i nie puszczać przez cały lot jednak ostatecznie odszedł, a ja pogrążyłam się w śnie.

Sam lot trwał trzy dni podczas których wstawałam wyłącznie na posiłek i toaletę i ponownie faszerowałam się lekami nasennymi. Aron miał dużo racji w tym jak się człowiek czuje podczas tych podróży. Ledwo trzymałam się na nogach. W końcu trzeciego dnia po śniadaniu, kaspijczyk nie dał mi już leków, a statek wyraźnie zwolnił.
- Zaczynamy wchodzić w Nourasiańską atmosferę. Potrwa to około trzech godzin. Odśwież się, przyniosłem Ci ubranie. – Aron miał przy sobie luźną suknię w bieli z brązowymi rękawkami snującymi się wręcz do ziemi. Spojrzałam na niego niezachęcająco.
- Tradycyjny strój wizytowy. Pamiętaj, że jesteś tutaj moją narzeczoną. – Ponownie spojrzał na moją dłoń gdzie spoczywał pierścionek, zacisnął mocniej usta. – Nie zapomnij założyć tego – podał mi do ręki ten nieszczęsny wisiorek świadczący o naszym uczuciu.
- Dziękuję – ścisnęłam go mocno, jakbym bała się, że zaraz wypadnie mi z rąk. Kiedy Aron wyszedł, posłusznie umyłam się i przebrałam. Miałam wrażenie, że dodatkowe warstwy materiału pomimo nadawania lekkości tworzyły złudzenie brzuszka ciążowego. Jednak dekolt miałam bardzo wyraźnie podkreślony, idealne miejsce na wisiorek.
Kiedy spojrzałam w lustro, przez krótki moment widziałam się w tej roli. Roli pięknej księżniczki która jeździ po różnych planetach, chodzi na bale i jest szczęśliwa. Jednak to uczucie szybko zgasło. Wyjrzałam przez okno i po raz pierwszy zobaczyłam Nourasie. Jednym słowem… była piękna.
Nie była to błękitna planeta jak nasza, a raczej pełna zieleni widzianej aż z kosmosu. Jedynie kilka plam pustkowia, które mogły świadczyć o jakiś istnieniu. Pomimo, że nie widziałam jeszcze wyraźnie, wyłącznie kolory przeważające na planecie, byłam zauroczona. Wiele razy zastanawiałam się, jak wygląda planeta Aikki i w końcu ją widzę.
- Wylądujemy w górach, stamtąd zabiorą nas do pałacu – Aron cierpliwie tłumaczył mi całą procedurę lądowania. Jednak ja byłam skupiona już tylko na tym, że zobaczę dawno niewidzianego przyjaciela. Kiedy otworzyły się drzwi, a do naszych płuc przebiło się czyste jak łza i chłodne powietrze wiedziałam, że była to dobra decyzja by tutaj przyjechać.
Całe lądowisko znajdowało się w dolinie górskich szczytów. Srebrny pył na szczytach unosił się delikatnie i opadał. Poczułam dreszcz na skórze, jednak nie było mi zimno. Pomimo stroju który raczej nie pasował do gór, było mi komfortowo. Kiedy spojrzałam na koniec schodów zobaczyłam jego.
Wysoki tak jak go pamiętałam, sterczące uszy i ta mleczno-czekoladowa karnacja. Aikka należał do tej części kosmitów których mogłam uznać za atrakcyjnych. Wręcz uśmiecham się na myśl, że jego wygląd mnie wręcz zawstydza. Nadal nosił swój standardowy strój z wyścigu, jednak z dodatkiem czerwonej jak wino peleryny i trochę bardziej gustownego nakrycia głowy. Przy jego boku, trochę skrępowana stała równie piękna Nourasianka. Jej kruczoczarny gruby warkocz sięgał wręcz do ziemi, a biała garderoba idealnie kontrastowała z jej karnacją.
Aron wziął mnie pod rękę i dumnie prowadził w stronę komitetu powitalnego. Aikka w pierwszym odruchu nie zwrócił na mnie uwagę tylko z wielkim entuzjazmem rozłożył ręce ku Aronowi w geście przyjaźni.
- Witaj przyjacielu… - Aikka zamilkł w pół słowa wpatrując się we mnie z wielkim niedowierzaniem. Opuścił ręce i nie odrywał ode mnie wzroku.
- Molly? – upewnił się, a ja szeroko się uśmiechnęłam
- Cześć Aikko. – odpowiedziałam na jego wątpliwości. Nie miałam zamiaru też trudzić się na jakąś etykietę, po tym co razem przeszliśmy miałam prawo mówić do niego nawet Słodkie Ciasteczko i nikt nie miał prawa mi tego zabronić.
Aikka przez chwilę zdębiał, jednak po chwili podarował mi jeden z tych uśmiechów po których spłonęłam wielkim rumieńcem. Wiedziałam, że to będzie dobry wyjazd, nawet jeśli wiązał się z okłamaniem Aikki co do mojej prawdziwej relacji z Aronem.

5 komentarzy:

  1. Sama nie wiem, co myśleć o kłótni z Rickiem... fakt, wina leży po obu stronach. Eva mogła rzeczywiście powiedzieć mu o Klarze, chociaż to, że tego nie zrobiła, jest w pełni uzasadnione chociażby tym, że Samara tego nie chciała. Udawanie narzeczonej też nie jest fair, nawet jeśli stało się to przez nieporozumienie. Mogła przecież wszystko przerwać jednym oświadczeniem przed rodziną królewską. Pod tymi względami Rick ma dużo racji i rzeczywiście był bardzo wyrozumiały dla Evy. Niemniej jednak sam bywał względem niej brutalny. Ale ok, można to podpiąć pod złość na całą tą sytuację. Przesadził, ale nawet jest usprawiedliwiony. Motywy Evy chyba też w końcu widzę. Trzyma się kurczowo Ricka, bo po pierwsze nadal go kocha, ale też dlatego, że boi się ponownego porzucenia, jak miało to miejsce dawniej przez jej tatę. A to, że coraz bardziej on się od niej oddala w stronę Samary, potęguje ból i ów strach. Temu też, nawet jeżeli on by już sypiał z Samarą, a ona o tym by wiedziała, nadal miałaby nadzieję, że może im się ułożyć. Taka chora logika ^^' I tak właśnie jestem w stanie wytłumaczyć sobie tą głupia nadzieję Evy na ich wspólną przyszłość, gdy widziała Ricka z Klarą na ręcach i trzymającego dłoń Samary. Oni już tworzą obraz idealnej, szczęśliwej rodziny, ale Eva robi wszystko, by tego nie dostrzec. Mam nadzieję, że na Nourasji Książę Aron ostatecznie podbije jej serce. Nie byłam za nim (za Rickiem zresztą też), ale to rzeczywiście najlepsza z opcji. No i trochę się już do niego przekonałam :P
    Ciekawa też jestem czy Molly opowie wszystko Aicce. W ogóle super, że w końcu doszło do ich spotkania. *.*
    PS: Mam nadzieję, że za dużo w jego charakterze nie pozmieniałaś :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę nie kupuję tej rozmowy. A dokładnie jakoś nie łapię tego, że porozmawiali dopiero po miesiącu. Przez ten czas nie wymienili ani jednego słowa? Nie pomyśleli, że warto to wyjaśnić? No ok może takie było zamierzenie. Od początku miałam wrażenie, że Eva dla Ricka jest substytutem Samary. Podtrzymuję to, ale nie zakładam w 100%. Za to Aron... Nie rozumiem jego fascynacji Evą. Okej jest zajebista, bo wygrała wyścig więc będzie świetną partią, ale reszta mi nie pasuje... Za to rozśmieszyło mnie to słodkie ciasteczko. Wyobraziłam sobie, że właśnie tak nazwała Aikkę :D. Brakuje mi w twojej historii właśnie takich zabawnych akcentów. Wszystko jest takie poważne i czasem przygnębiające.
    Za to daję wielki plus za opis podróży. W samym anime nie było pokazane jak międzygalaktyczna podróż przez miliony lat świetlnych wpływa na ludzi. Podałaś nam ładny opis co bardzo mi się podobało. Czekam z niecierpliwością na przebieg ich spotkania.
    Pozdrawiam cię i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co wchodzę to brak kontynuacji :( Kochana kiedy wstawisz nową notkę? Jestem pewna, że nie tylko ja i molly czekamy z niecierpliwością na ciąg dalszy.
    Trzymaj się ciepło, nie daj się zimie i wracaj do nas ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nowy rozdział? Bo patrząc na ponad dwumiesięczną przerwę to obawiam się, że to już koniec wpisów...

    OdpowiedzUsuń
  5. Komputer będzie wracał z naprawy w czwartek wiec w piątek można spodziewać się nowości!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje że chcesz podzielić się swoją opinią, jest ona dla mnie cenna dlatego nie lukruj jej, jeśli będzie to nieszczere ;)