XXXVI
Władza i pożądanie
Całe przyjęcie trwało w
najlepsze. Eva wyglądała pięknie, jak prawdziwa księżniczka – którą dla mnie
zawsze już będzie. Zachowywała się wzorowo, śmiała się, żartowała, słuchała
rozmów i chętnie zgadzała się na tańce z szlachcicami z mojej planety. Kiedy
kolejny hrabia zabrał ją do tańca ja postanowiłem porozmawiać z jej ojcem.
Znalazłem go gdzieś w rogu
rozmawiającego o sprawach czysto politycznych z jednym z zaufanych doradców
mojego ojca.
- Panie Wei, moglibyśmy
porozmawiać na osobności? – spytałem, wtrącając się lekko w rozmowę, jednak
chciałem to szybko załatwić, by Eva nagle nie została sama na parkiecie. Don chętnie
się zgodził, zaprosiłem go do wschodniej biblioteczki w naszej rezydencji.
- Słucham Książe. – Don nie
wyrażał żadnych emocji. Jego twarz była jednym wielkim kamieniem. Eva często
opowiadała, że w rozmowach z nią rzadko się cieszy, ale też rzadko się wścieka.
W tej chwili nie pokazywał nic – nie chciałbym z nim grać w pokera.
- Bardzo mi przykro, że o
naszych zaręczynach dowiedział się Pan w taki sposób. Nie chciałem, żeby to tak
wynikło. Eva dopiero po czasie uświadomiła mi jaki błąd popełniłem, nie
przychodząc najpierw do Pana.
- Nie będę ukrywał, że
jestem zaskoczony nie tylko Waszymi zaręczynami, ale również decyzją Evy,
jednak brak mojej obecności przy jej wychowaniu, daje jej duże prawo o
decydowaniu o sobie.
- Nie będę prosił Pana o
pozwolenie, bo Eva i tak już się zgodziła. Proszę o błogosławieństwo naszej
decyzji. – Powiedziałem to spokojnie i z pełną nadzieją, że nie spieprzyłem
wszystkiego.
- Eva podjęła już decyzję,
szanuję ją i doceniam, że mimo wszystko przyszedłeś ze mną porozmawiać. Proszę
Cię tylko byś jej nie skrzywdził, bo wtedy nie odpowiem za siebie. – Kamień spadł
mi z serca. Pokłoniłem mu się z wielkim uśmiechem.
- Będę ją chronił, nie
pozwolę jej skrzywdzić. – odpowiedziałem i wróciliśmy na przyjęcie. Wodziłem
wzrokiem po gościach i w końcu ją znalazłem. Tańczyła z Rickiem. Coś zakuło w
sercu, a mój puls delikatnie wzrósł. Widziałem jak się śmiała, jak często
potykała niby przypadkiem, by jeszcze bliżej być Ricka. Nie przerywałem jej
tego, nie chciałem odbierać jej tej chwili rozrywki. Jednak jak muzyka dobiegła
końca stanąłem przy jej boku.
- Dobrze się bawicie? –
spytałem zachowując pozory, że Rick jest tylko jej przyjacielem.
Rick nie był zachwycony
moim pojawieniem się.
- Znakomicie! – Eva obdarowała
mnie cudownym uśmiechem. Rick oddalił się bez słowa, co na chwilę zasmuciło ją.
Postanowiłem nie odstępować jej już na krok tego wieczoru.
- Szanowni goście! Proszę
o uwagę! – objąłem Evę ramieniem i podałem jej kieliszek szampana. Chciałem
cieszyć się z nią tym dniem. Nawet jeżeli był wbrew jej woli.
- Kiedy przyjechałem do
Koalicji byłem nikim. Uciekinierem któremu zabrano dom, planetę i przyszłość.
Moi ludzie zostali rozproszeni po całym wszechświecie, a ja sam zastanawiałem
się jak nasza planeta ma odzyskać lata swojej świetności. Ciężko z moją rodziną
pracowaliśmy na to, żyliśmy z myślą, by jak najszybciej zjednoczyć nasz lud. Ja
też żyłem z tą nadzieją, Koalicja dała mi niezwykłe możliwości. Dała mi również
miłość. – Spojrzałem na Evę jeszcze mocniej przyciskając ją do boku. – Eva zawróciła
mi w głowię, zakochałem się z wzajemnością. Chciałbym Wam uświadomić, że jest
kimś niezwykłym, to dzięki niej prawdopodobnie dzisiaj tutaj wszyscy stoimy.
Wygrała Wielki Wyścig Obana, sprawiła, że Crogowie zniknęli. Jest bohaterką,
uratowała wiele planet, a od pewien czas temu zgodziła się stanąć przy moim
boku i stać się moją żoną, tym samym stając się Królową Kaspii. Mam nadzieje,
że ją pokochacie, tak jak ja ją kocham. – patrzyłem jej w oczy i szukałem gdzieś
za tą maską sztucznego szczęścia odwzajemnienia, jednak widziałem w nich tylko zakłopotanie.
Mam nadzieje, że uda mi się przekonać ją do siebie. – Zdrowie! – dodałem podnosząc
kieliszek z winem. Posypały się oklaski. Chwilę potem podeszła do nas młoda
para. Poznałem ją: zmysłowe kształty, długie czarne włosy i ta bladość.
- Miło mi Cię znowu
widzieć. – pocałowałem jej chłodną dłoń. Tylko się spojrzała, natomiast jej
partner był znacznie bardziej rozmowny.
- Hrabia Farug. Miło mi w
końcu z księciem porozmawiać. – Słyszałem o nim, był mało znaczącym hrabią w
północnej części Kaspii który miał zbyt wielkie ambicje co do swojej osoby.
Chciał dostać się do mojej Królewskiej Rady i żyć sobie w dobrobycie. Najwidoczniej
ten pomysł przypadł też do głowy Werze skoro pojawia się w jego towarzystwie. Żałuję,
że w takiej chwili muszę zachowywać się zgodnie z etykietą, ponieważ jemu
powiedziałbym wprost, że ma się nie łudzić, a Werze dałbym mocną reprymendę za
to jak mnie potraktowała, ale obowiązuje mnie etykieta więc pozostaje mi
wymieniać uprzejmości.
Poczułem nagle jak chwyta
mnie ktoś za ramię. Tom.
- Książe, na zewnątrz
jest Em, mówi że to pilne. – brzmiał poważnie. Niechętnie ale zostawiłem Evę
samą i postanowiłem szybko to załatwić prosząc by Tom pilnował mojej ukochanej
podczas mojej nieobecności, ale dyskretnie.
Przeszedłem przez tłum
gości i wyszedłem szybko na zewnątrz. Przed bramą stała zmarznięta Em, była
blada i roztrzęsiona. Pokazałem strażnikom by ją puścili i zaprowadziłem do ogrodu
gdzie mogliśmy chwilę porozmawiać. Była w rozsypce.
- Musisz nam pomóc! –
Trzęsła się, jej zdanie ledwo zrozumiałem. Zmartwiłem się, dawno nie widziałem
jej w tym stanie.
- Co się stało? – spytałem
otulając ją ramieniem by było jej choć trochę cieplej i żałowałem, że nie mogę
zaprosić ją do środka. Pierwszy raz przytulałem ją w ten sposób. Jej włosy
pachniały ziemią, oczy były spuchnięte od płaczu. Żałowałem, że zostawiłem ją
zeszłej nocy tak zdenerwowaną, ale ona teraz jeszcze bardziej się załamała.
- Holi. Prokurator
wyznaczył za nią kaucję. Twierdzą, że działa w zorganizowanej grupie przestępczej.
Próbują jej udowodnić, że przejęła interes po bracie. – Mówiła cała
roztrzęsiona. Holi często pakowała się w kłopoty, jednak teraz były one
znacznie poważniejsze. Wiedziałem, że zostawiając ją może mieć kłopoty ale gdybym
wiedział, że będą one tak poważne nigdy bym do tego nie dopuścił. Przewidziałem
wiele, ale nie to, że będzie miała wyznaczoną kaucję przez prokuratora, a
sądząc po stanie Em nie jest ona mała.
- Ile potrzebujesz? – Miałem
nadzieje, że kwota którą poda będzie na tyle mała, że uda mi się wynieść trochę
z tego co zbieram na odbudowę planety, jednak ona podała kwotę przy której
drgnęła mi powieka. Kwota zaporowa.
- Samara nie ma tyle, ja
też nie. Proszę pomóż nam, jeżeli Omira się dowie… - Em wybuchła płaczem.
Nienawidziłem jej łez. To co zrobiłem potem było czystym impulsem, czymś co nie
powinno mieć miejsca. Podniosłem jej podbródek i spojrzałem w jej zapłakane
oczy. Nie sprzeciwiała się, wręcz przeciwnie dawała mi na to przyzwolenie.
Znów poczułem jej usta,
ich lawendowy smak i aksamitny dotyk. Miała małą fałdkę na dolnej wardze, kręciłem
wokół niego językiem. Próbowałem wejść w jej myśli, jednak był tam jeden wielki
chaos. Zależało jej na tak wielu rzeczach, a mi na jednej: uspokoić ją. Moje
pocałunki pomogły. Em lekko się uspokoiła jednak nadal jej oczy były wodospadem
łez.
- Pomogę Ci. – obiecałem,
po części taki był plan choć nie na taką skalę. Nie przewidziałem też tego, że
w dniu swoich zaręczyn będę się całować z Em. – Pojedziesz teraz do Samary,
przyjadę nad ranem. – Obiecałem i telepatycznie wezwałem służbę by przygotowała
transport. Em mnie słuchała, była już zmęczona i tylko Samara dawała mi teraz
gwarancję, że nie zrobi głupoty.
- Co to za przyjęcie? –
Spytała w końcu kiedy zaczynała kojarzyć muzykę, mój strój i ilość gości za oknami.
Nie wiedziałem jak zareaguje, ale nie chciałem jej okłamywać.
- Moje zaręczyny, kochana
przyjaciółko. – Powiedziałem spokojnie. Była zdziwiona, widziałem nawet w jej
oczach smutek, jednak dała mi jasno do zrozumienia, że nie może być ze mną bo
woli zyskać dar swojej rasy a to wymagało od niej małżeństwa z kimś czystej
krwi Werysjańskiej.
- Zaręczyny. – powtórzyła.
- Nie mogłem na Ciebie
czekać, sama mi to powiedziałaś. – czułem się winny. Jednak miałem lekkie
poczucie winy, ale teraz wiem, że dobrze zrobiłem. Em była kimś ważnym i zawsze
będzie ważna, jednak do Evy poczułem coś innego. Coś nieporównywalnego i
powinienem jej to powiedzieć jak najszybciej.
- Cieszę się, że jesteś
szczęśliwy. – odprowadzałem ją już do samochodu.
- Ty i Twój wybranej też będziecie.
– odpowiedziałem. Życzyłem jej tego ze szczerego serca, jednak widziałem, że
coś ją gryzie w tym względzie. – Zawsze masz jednak miejsce przy mnie. –
Chciałem ją mieć obok. Zwłaszcza już na Kaspii gdzie mam zamiar sprowadzić
Omirę.
- Nie martw się o mnie. –
Em wsiadła już do samochodu. – Wszystko co robię, robię z konieczności. Ty masz
się zająć Omirą. – odpowiedziała.
- Zaopiekuje się też Tobą
i Holi. – odpowiedziałem zamykając drzwi. Odjechała, a ja jak najszybciej
chciałem wrócić na przyjęcie. Najpierw wyjaśnić wszystko z Evą a potem
zastanowić się skąd wziąć pieniądze na kaucję.
- Mamy problem. – od wejścia
przywitał mnie Tom, szybko zorientowałem się gdzie był problem. Nigdzie nie było
Molly, Ricka też nie widziałam.
- Poszli na górę. Nikt
ich nie widział. – dodał, ale ja już nie słuchałem. Starałem się dyskretnie
przecisnąć i ukryć moje zakłopotanie. Czyżby Eva była tak nieodpowiedzialna? W
moim własnym domu postanowiła zorganizować sobie schadzkę. W sumie też nie jestem
lepszy, przed sekundą poniekąd zdradziłem Evę i Em.
Znalazłem ich wchodzących
do składziku służby. W stylu Ricka, nigdy nie może jej potraktować jak
księżniczki, nawet w namiastce pałacu woli wybrać najbardziej obskurne miejsce.
W tej chwili chodziło o moją reputację, o miejsce na tronie. Zmieniłem formę, wślizgnąłem
się do tego składziku i roztoczyłem niewidoczną dla nich osłonę
dźwiękoszczelną. Wadą tego rozwiązania było to, że musiałem na to patrzyć.
Wiedziałem o ich
romansie, musiałem go akceptować jednak pierwszy raz mogłem to obserwować.
Wszystko robili w pośpiechu. Rick obmacywał ją w chaotyczny sposób głównie w
okolicach piersi, a ona nawet nie stawiała oporu, oparła się tylko o zimną
ścianę plecami i otoczyła go swoimi dłońmi za kark zmuszając go to zbliżenia
się. Poddała się mu, czasem próbując wytrącić gdzieś swój pocałunek, ale on nie
dawał jej tej możliwości.
Wbił zęby w jej obojczyk
i obracał kawałkiem skóry swoim językiem, a ona wiła się w tej tandetnej
przyjemności. Widziałem jej twarz: rozmarzone oczy i lekko odchylone wargi.
Chciałem to przerwać, ale pozwoliłem im na wszystko. Uczyłem się wtedy, co
sprawia jej przyjemność, a raczej co jej się nie podoba, bo Rickowi
najwidoczniej nie zależało na jej przyjemności tylko na jego.
- Odwróć się. – zażądał,
a ona bez słowa to wykonała. Przycisnął jej małe i kruche ciało to ściany, chwycił
jej włosy jedną ręką i obwiązał sobie wokół dłoni. Druga natomiast powoli
podwijała jej suknię do góry. Byłem zaskoczony, nie miała na sobie bielizny, tak
jakby wiedziała wcześniej co ją czeka.
- Jesteś moja. Rozumiesz?
– Szepnął jej do ucha i w tym samym momencie zaczął się w niej poruszać.
Odwróciłem wzrok, nie chciałem tego oglądać. W tej chwili zrozumiałem, że mój
pocałunek był niczym w stosunku do tego co robi teraz Eva. Jej jęki były ciche,
jednak gdyby nie ja już dawno byłaby usłyszana. Z czasem jęki przerodziły się w
coś innego, jakby popłakiwanie.
- Boli. – Słyszałem jej
cichy głos, jednak Rick jeszcze bardziej przyspieszył doprowadzając ją do
lekkich łez.
- Sama chciałaś. Poczuj
jak się czuje podczas tego wieczoru. Nigdy więcej mnie tak nie skompromitujesz.
Jesteś moja, nie jego.
Wydawało się, że ktoś
przybija gwoździe do dębowych desek. Dźwięk jaki razem wydawali był zaskakujący,
wiedziałem, że jej się to nie podoba, ale ona nie mogła nic zrobić. Wyglądało
to jak odżałowanie za swojej winy. Pozwalała mu na wszystko co chciał bo czuła
się winna, że musi udawać moją narzeczoną. Jednak jeśli tak wygląda ten związek
na co dzień to bardzo będę się cieszył jak w końcu uda mi się ich od siebie
oddalić.
Uwolnić ją od niego. W
końcu pozwolić jej być traktowaną jak księżniczka, a nie jak dziwka.
Mocno docisnął ją do
siebie. Po jego czole spływały krople potu, a on sam lekko się na niej podparł.
Eva osunęła się na podłogę. Jej twarz wyrażała ból, a on stał nad nią jak kat
nad skazańcem zapinając rozporek. Uśmiechnął się widząc co z nią zrobił. Miała
potargane włosy i pomiętą suknię. Po jej nogach spływała jego zawartość ten
idiota nawet się nie zabezpieczył.
Kucnął przy niej i otarł
z jej czoła pojedynczą krople potu.
- Teraz grzecznie wrócisz
na przyjęcie, będziesz jego narzeczoną. A jutro nie pozwolę Ci wyjść z łóżka. –
odezwał się do niej z wyższością. Brakowało jeszcze żeby rzucił jej pod nogi
stówki. Wstał poprawił marynarkę i wyszedł tak po prostu. Zostawiając ją w
stanie który nie godny jest kobiety.
Kocham ją już nigdy nie
pozwolę by ją tak potraktowano.
Ooo nie, teraz to Rick stracił kompletnie w moich oczach... Mam nadzieję, że Eva się otrząśnie i zostawi tego delikatnie mówiąc idiotę. Że też Aron to wytrzymał ale czuję, że tak tego nie zostawi. To kiedy kolejny rozdział? :-)
OdpowiedzUsuńZapomniałam napisać, myślę że 28 to będzie optymalnie, nie chcę gwarantować wcześniej ale tego nie wykluczam 😉
UsuńHej Diana, dawno mnie nie było. Nie spodziewałam się, że już tyle rozdziałów wstawiłaś także przepraszam. Nie ukrywam, że rozdział był dla mnie mocny i po prostu... smutny. Złapałam doła przy czytaniu tego. Szczerze Mówiąc nie wiem gdzie to ma wszystko prowadzić. Nie wiem dlaczego Rick jest taki i jak to uargumentujesz. Rola psychopaty mu nie pasuje ale poczekam, mam nadzieję że się wyjaśni. Zauważyłam, że tworzysz tą historię w takim... ponurym klimacie. Z resztą sam nagłówek nam daje to do zrozumienia. Eva nie jest typową Mary Sue, popełnia błędy, jest prawdziwa w tym wszystkim, ale czasem te błędy są bezsensowne... Jakby straciła gdzieś mózg po drodze. Nie zawsze się zastanawia co robi, nie widzi nic złego w tym, żadnych przemyśleń, a jedynie usprawiedliwienia swojego zachowania. Nie wiem do czego w tym momencie dążysz, jak to zaplanowałaś ale czekam z niecierpliwością na nowe rozdziały. To takie moje przemyślenia ogólne. W najbliższym czasie chciałabym jeszcze raz przeczytać twoje opowiadanie i wtedy odnieść się z większymi szczegółami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Troszeczkę przesadziłam, dopiero sobie to po czasie uświadamiam. Chciałam pokazać zdenerwowanego faceta któremu nie odpowiada, że jego dziewczyna musi udawać, że należy do kogoś innego, nie chciałam zrobić z niego despoty, ale jakoś to się wyprostuje. Wiem, że w serialu Rick był raczej pozytywną postacią chciałabym by w pewnym stopniu taki pozostał. ;)
UsuńNo no dziewczynyno odleciała trochę z tematem. Bardzo Cię podziwiam za Twój styl pisania. Jest to inna opowieść, nie prowadzona w cukierkowych klimatach jakich pełno. I to mi się ogólnie podoba :)
OdpowiedzUsuńTak jak kibicowałam Evie i Rockowi tak teraz nie wiem co o nim myśleć. W serialu bardzo go lubiłam. Niecierpliwością czekałam na ten rozdział, ale nie wiedziałam, że to się tak potoczy.
Z jednej strony szkoda mi Arona. Jakby nie było żywi tam jakieś uczucia do Evy. Co go oczywiście nie usprawiedliwia, bo on też mógł nie całować Em.
Bardzo mi się podoba. Lubię takie zaskakujące rozdziały, w których są fragmenty gdzie muszę przerwać czytanie żeby ochłonąć. Tak trzymaj :)
Do nastepnego!:)
To był bardzo smutny rozdział i sama nie wiem gdzie tutaj znaleźć pozytywy? Wszystko na przyjęciu poszło źle. Nawet błogosławieństwo Dona tak naprawdę nie istniało. Pan Wei czuł się pominięty przez "narzeczonych" i wyłączony z funkcji ojca. :(
OdpowiedzUsuńPotraktowanie Evy przez Ricka mnie nie zdziwiło. Jeżeli miałabym bazować na jego osobowości z anime to jak najbardziej była ona szokująca i tak naprawdę destrukcyjna. Jednak bazując na poprzednich Twoich rozdziałach - to nie, ponieważ pamiętam, że Rickowi zdarzało się karać Evę podczas ich zbliżeń. Dlatego od dłuższego czasu byłam bardziej za Aronem.
Teraz już sama nie wiem za kim stoję. Aron całujący Em i przypatrujący się krzywdzie Evy również mnie do siebie zraził. Twierdzi, że tak bardzo ją kocha, ale nie miał oporów by całować inną. I co, będzie się teraz usprawiedliwiać, że nie mógł znieść krzywdy Em? A co z Molly? Ona też cierpiała i jakoś patrząc na to nie zrobił niczego by jej pomóc. Nie ważne, że to był jej wybór, i że na to pozwoliła. Liczy się to, że działa jej się krzywda a on na to pozwolił.
A Eva? Rzeczywiście zaczyna gubić się w swoim życiu i swojej osobowości. Dawniej (ta z Obana) miała silną osobowość jednak teraz odnoszę wrażenie, że staje się ofiarą. Czy naprawdę wierzy, że na to zasłużyła? I jak może po takim poniżeniu dalej stać za Rickiem? Czy będzie czuć się komfortowo w jego towarzystwie czując się poniżoną? Jeżeli tak, to nie jest już tą samą osobą, którą była na początku.
Nie wiem jak zamierzasz to rozegrać (znaczy chyba się domyślam ogółu zakończenia) jednak nie będzie to łatwe zadanie i mam nadzieję, że nie zgubisz się po drodze :)
Czekam na kolejny rozdział i życzę Ci dużej weny ;*
Hej! Zostawiłaś u mnie koma, więc wpadam i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu piszesz nadal. Wow nawet nie wiesz jak mnie to ucieszyło :D Mam kilka lat zaległości do przeczytania twoich notki ;) Chętnie to zrobię. Kurde może też coś napiszę.
OdpowiedzUsuńCo u Ciebie ? :)
Lepiej późno niż wcale :)
UsuńDużo się zmienia, jak to w życiu. Zapraszam Cię to pisania - brakuje Ciebie.
U mnie: czekam na obronę magisterską i szukam pracy, oraz powoli planuje to cudowne "i żyli długo i szczęśliwie" w swoim życiu prywatnym.
Ja tu tylko na chwilę...
OdpowiedzUsuńChciałam życzyć Wam wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Dla samej autorki jak i dla wszystkich którzy czytają i komentują:)
Trochę spóźnione, ale szczere :)
Chyba już wszyscy czytający nie mogą się doczekać nowego rozdziału, w związku z tym kiedy zamierzasz go dodać? :-)
OdpowiedzUsuńTrochę trzeba było poczekać, ale już jest :)
UsuńAutorko!
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział?
Zagladam tu codziennie z nadzieją i ciągle nic :(
Daj chociaż znać, że żyjesz!
Myślę, że nie tylko ja czekam więc nie każ Nam czekać ;)
Autorka, żyje ma się dobrze i dziś w nocy wrzuciła nową notkę :D
Usuń