03 lipca 2017

Rozdział XXVI



 Rozdział XXVI 
Życie Em 


Moja matka porzuciła mnie na Ziemi, kiedy miałam kilka lat, do tej pory zastanawiam się czy zrobiła to całkowicie świadomie, ale zrobiła. Moje szczęście polegało na znalezieniu się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, aby zdobyć nową rodzinę.
Moja rodzina była duża, ale każdy kto potrzebował znalazł w niej miejsce.
Na czele tej rodziny stała Omira: stara kosmitka pamiętająca czasy istot które nazywała Stwórcami, pochodziła z gatunku, który był prawie nieśmiertelny, zamieszkująca planetę wysoce naturalną, nieskażoną przez czynniki zewnętrzne mogła żyć nieskończenie wiele lat, jednak z nieznanych mi przyczyn została wygnana. Mimo, że mogła wybrać wiele planet wybrała tą która powoli ją zabija, choć sama twierdzi, że ma tu do spełnienie misję. Niestety nasz status materialny nie pozwala nam jej przenieść.
Katrina, wieczna energia, jedyna która stale może przebywać z Omirą nie narażając jej na wielkie skażenie. Jest żywą błyskawicą przechadzającą się po domu. Opiekuje się nami, młodszymi, wszystkimi, kiedy Omira niedomaga. Z czasem my przejmiemy jej funkcję, póki jednak w pełni nie usuniemy skażenia z siebie nie możemy na dłuższe etapy przebywać z nią.
Samara, ewenement w dzielnicy Kosmitów, wychowana jak swoja ziemska dziewczyna, która odniosła wielki sukces w wyścigach będących jej jedyną i właściwą miłością z czasem jednak jej miłość przeradzała się w coś zupełnie odmiennego, miłość do faceta tak silna by w pewnym momencie nas opuścić na krótki czas. Samara jednak zawsze pozostawała z nami w kontakcie, nigdy nie zapomni swojej rodziny, a my nigdy nie zapomnimy o niej. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak szybko będzie nas potrzebować.
Holi, moja ukochana siostra. Ona i brat uciekli przed wojną domową na swojej planecie, zmarznięci, wygłodzeni trafili pod skrzydła Omiry. Ona starała się nimi zająć jak tylko umiała, jednak ze względu na swoje specyficzne dary brat Holi szybko nas opuścił i stał się hersztem gangu. Zawsze jednak wspierał swoją siostrę i Omirę choć tak nigdy nie przyjęła pieniędzy które były w jej mniemaniu nielegalne.
Oczywiście byli inni, jednak to oni mnie ukształtowali, żebym potem ja mogła kształtować młodych podrzutków.
Żyjąc w dzielnicy kosmitów doświadczyłam wielu sytuacji, widziałam wiele istot i każda w jakiś sposób pokazała mi jak żyć, jednak wyjątkowym spotkaniem okazało się spotkanie z Renpom – przedstawicielką mojego gatunku która wyjaśniła mi na czym polega mój dar, dar mojej rasy.
Błogosławieństwo, dawane żonie przez męża podczas nocy poślubnej, jeżeli żona dotrzymała czystości. Błogosławieństwo miało w sobie coś bardzo ważnego: dotyk, który mógł martwy przedmiot zamienić w złoto. Oczywiste było dla mnie, że taka umiejętność jest mi potrzebna, haczykiem było tylko pochodzenie męża: musiał był mojej rasy i tu pojawił się problem, mało jest mężczyzn mojej rasy na Ziemi, a na powrót do domu mnie nie stać. Jednak zawsze pamiętałam o możliwości zdobycia Błogosławieństwa.

KOMISTRIAT POLICJI KANSAS CITY
Nie pamiętam, ile razy już tutaj witałam, aby odebrać Holi, tym razem jednak trochę zeszło mi z usypianiem mojej grupy podopiecznych… i jej… dlatego wpadłam do nadzorcy dopiero grubo po drugiej w nocy. Ten sam chudy wąsiaty ziemianin siedział znudzony przed klawiaturą.
- Dobry wieczór, ja po siostrę dzwoniono, że tu jest. – spokojnie odezwałam się do funkcjonariusza.
- Imię.
- Holi. Wie Pan przecież, proszę ją wypuścić. – nie wiem, ile razy powtarzałam to samo w kółko.
- Handlowała nielegalną substancją na terenie dzielnicy kosmitów. – jak zwykle. Z tym, że był haczyk.
- Nie pobiera za to opłat, znajdę tysiące świadków na to, ona tylko jest w posiadaniu własnego ogona, nie można jej winić za to, że jest kosmitką. – formułka wypluta z pamięci, krzywe spojrzenie.
- Zaręczę za nią, obiecuje. – dodaje. Facet marszczy się i wstukuje coś w klawiaturę.
- Cela 5, strażnik zaprowadzi.
W Celi 5 z racji później pory prócz Holi był ktoś jeszcze, chudy, blady łysy chłopak w naszym wieku. Holi rozmawiała z nim wymachując przy tym energicznie ogonem, zdawało się, że świetnie się bawią. Była aż wściekła, że musiała wychodzić. Na pożegnanie dali sobie całusa w policzek oraz w specyficzny sposób dotknęli swoich dłoni, jakby były złączone niewidzialną substancją.
W ten sposób do naszej rodziny dołączył kolejny członek: Ziemianin Mark który stał się moralnym duchem mojej kochanej Holi… nasza rodzina rosła a wraz z nią wydatki, Omira słabła, Holi mogła wiele jednak naturalnych elementów nie potrafiła stworzyć. Co miesiąc staraliśmy się sprowadzać czystą wodę z naturalnych źródeł, zainwestowaliśmy nawet w kapsułę imitacyjną do oszukania umysłu Omiry. Jednak z każdą chwilą, Omira słabła.
Pomocny w tym aspekcie okazał się nasz nowy członek rodziny – Mark, rodzice wysoko postawieni którzy udają, że nie widzą zdegenerowanego syna dał nam wejściówkę na bankiet powitalny rodziny królewskiej z Kaspii. Holi i Mark dobrze się tam bawili, mi zależało na jednym: znaleźć kogoś kto pomoże mi uratować Omirę od życia na Ziemi. Kaspia wydawała się idealna: naturalna planeta, mnóstwo możliwości by Omira żyła tam kolejne tysiące lat.
Wtedy poznałam Arona, księcia i następcę tronu. Szybko zrozumiałam, że jest on idealną osobą do pomocy mojej opiekunce. Nie chciałam go wykorzystać, a jedynie przekonać, że przyjęcie Omiry jest dla niego jako obejmującego tron najlepszą możliwą opcją. Dodatkowo zrozumiałam coś jeszcze… Aron był niesamowitym podrywaczem. Był wręcz arcymistrzem sztuki. Wystarczyło mu dziesięć minut by przekonać mnie do wielu lubieżnych czynów, po których otrzymał siarczysty policzek i o dziwo to wystarczyło byśmy się zaprzyjaźniliśmy.
Nigdy więcej nie wylądowaliśmy w namiętnych pocałunkach w piwniczce na wino, on to o dziwo szanował, a i ja nie miałam zamiaru zbliżyć się do niego w ten sposób, nadal miałam nadzieje, że kiedyś otrzymam błogosławieństwo. A Aron? Rozwijał się w kwestiach przyjemności cielesnych, czasem nawet pytając mnie o zdanie, a nawet żartując. Nie miałam mu za złe, traktowałam go jak brata, a on mnie jak dobrą siostrę.
Aron dał mi gwarancję, że Omira trafi na jego planetę po jej odbudowie, musiała przeżyć na Ziemi około 2 lat, może trochę dłużej, musiałam jej tylko w jakiś sposób kupić ten czas.
KANSAS CITY, 3 miesiące później.
Tak się w życiu dziwnie składa, że często spotykamy odpowiednie osoby w najmniej oczekiwanym momencie, takie właśnie było spotkanie z Siwertem. Przystojnym czarnowłosym przedstawicielem mojej rasy z ostrymi rysami twarzy i oczami diabła. Któregoś razu wpadliśmy na siebie na ulicy, tak po prostu. Wymieniliśmy uprzejmości, nic niezwykłego, zapewne z ciekawości odprowadził mnie do domu i coraz częściej do niego wpadał.
Nie przepadał za dziećmi, Katrinę unikał jak ognia, a Holi się brzydził, nie krył się z tym ani przez chwilę, interesowałam go tylko ja. Silwert był dość bezpośrednią istotą, przyszedł do mnie w marcu pewnego roku, zażądał rozmowy w cztery oczy.
- Powiem wprost, ja potrzebuję rasowej żony, takiej którą będzie się zachwycać moja matka, Ty zdaje się, że chcesz ciągnąć ten grajdołek, zostań moją żoną, dostaniesz moje błogosławieństwo, a ja zyskam żonę, którą będę mógł zdradzać i żądać ciepłych obiadów. Wchodzisz w ten układ? – wiedziałam, że mówi poważnie, nie podobał mi się ten układ. Odmówiłam tym specyficznym zaręczynom, spodziewał się tego.
- Jakbyś jednak zmieniła zdanie, szukaj mnie tutaj, moja nowa miejscówka – podał mi wizytówkę. – powiedz o niej temu Twojemu dziwnemu przyjacielowi od kształtów, zdaje się, że lubi ryzyko i wyścigi, szykuje małe przedstawienie o którym będzie się mówić.
- Idź już. – poprosiłam chowając wizytówkę w kieszeń. Posłuchał uśmiechając się z dużą pewnością, że w końcu do niego przyjdę. Usiadłam na łóżku, było mi aż niedobrze. Nie takich zaręczyn się spodziewałam, a już na pewno nie od Siwerta.
- Mógłby przynajmniej nauczyć się mojego imienia, jak już Cię tak obserwuje. – Aron zmaterializował się przy moim boku, wiedziałam, że podsłuchuje. Oparłam głowę o jego ramię.
- To była prywatna rozmowa. – przypomniałam.
- Mógłby przynajmniej połasić się na kwiaty. – W jego dłoni urosła piękna czerwona róża.
- Czekoladki. – Kwiat zamienił się w zgrabne pudełko drogich słodyczy.
- A już na pewno… powinien uklęknąć. – Aron uklęknął przy mnie i zmienił ludzką postać w ideał Wiryniana. Mój ideał.
- I dopiero wtedy spytać z największą powagą, patrząc Ci w oczy: Czy wyjdziesz za mnie? – przez chwilę czułam się wyjątkowo, tak to byłyby idealne zaręczyny, jednak Aron dłuższą chwilę się nie odzywał, jakby czekał na coś. On mówił poważnie…
- Aron… - zatykało mnie, mimo że minęły trzy miesiące nigdy nie przypuszczałam, że on jeszcze kiedykolwiek powróci do tego temat.
- Zanim odmówisz, pomyśl. Wiem, że zależy Ci na tym błogosławieństwie, ale do cholery Em! Byłabyś moją żoną, niczego by Ci nie brakowało, zakochałem się w Tobie od kiedy uderzyłaś mnie w tą moją durną głowę! Nie mogą przestać myśleć o Tobie. – chwycił moją dłoń i lekko się uniósł by jego usta były na wysokości mojej. – Zgódź się.
- Nie mogę. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Tak kocham Arona, ale jak brata, przyjaciela, nie mogę na niego patrzeć z perspektywy męża, muszę mieć męża swojej rasy. – Ale jeżeli moje nie ma sprawić, że już Cię nie zobaczę to się zgodzę. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Aron był kimś ważnym, był kimś komu mogłam zaufać, kimś kto uratuje Omirę.
- Nigdy Cię nie zostawię. – Pocałował mnie w policzek i przybrał ludzką postać. – Jakbyś kiedyś zmieniła zdanie…
- Nie zmienię.
- Wiem o tym, ale zawsze Ci pomogę.
Nasze życie mogłoby się potoczyć dalej, iść do przodu, minęła wiosna, lato. Nasza paczka wzięła sobie do serca radę Siwerta i przygotowywaliśmy się do wyścigów na wielką skalę.
Wszystko było idealnie aż do jednej wrześniowej nocy wszystko się zmieniło. Omira miała atak. Tak poważny, że ledwo ją odratowano, a my nie mieliśmy już pieniędzy. Szybko potrzebowaliśmy pomocy. Omira ma gwarancję zamieszkania na Kaspi, ale do tego czasu musi przeżyć.
Dlatego poszłam tam, do groty po pierwszych wyścigach. Nie konsultowałam tego z nikim, choć z perspektywy czasu wiem, że powinnam.
- Zgadzam się. – odpowiedziałam na wejściu. Jego gabinet u szczytu groty z widokiem na nią był cały w czerwonych kolorach przeplatanych złotem. Siedział w czarnym garniturze obserwując jak dwie ziemianki półnagie całują się na jego łóżku, obrzydliwe. Nawet na mnie nie spojrzał.
- Wnioskuję, że masz warunki, dlatego skoro jesteś taka bezpośrednia, to je podaj i nie marnuj mojego czasu, gdy jestem pochłonięty rozrywką.
- Chcę pieniędzy, tyle aby wystarczyło na leczenie mojej opiekunki na dwa lata, po tym czasie, bez zająknięcia będę Twoja. – odpowiedziałam podchodząc bliżej.
- Jesteś z nią bardzo związana, skoro chcesz zapłacić jej życiem za swoje. – odpowiedział wstając i podchodząc do okna.
- Chcę ją tylko uratować, tak jak ona uratowała mnie.
Dwie dziewczyny przestały się całować i spojrzały na Siwerta, lekko zakłopotane.
- Nie kazałem Wam przerywać. – upomniał je i ponownie zaczęły namiętnie się całować.
- Nielimitowane środki na leczenie Twojej opiekunki w zamian za Twoją bezwarunkową wierność i posłuszeństwo jako moja żona, uczciwe. Zaznaczmy jeszcze w tej umowie, że mnie wierność nie obowiązuje, a i łagodnością nie grzeszę. Zgadzasz się? – spytał w końcu na mnie patrząc. – No i jako moja narzeczona, musisz przestać się ubierać tak grzecznie, wszyscy w okolicy mają Cię pragnąć. Przebierz się… - rozejrzał się po pokoju - w jej ubrania – wskazał na jedną z dziewczyn której ubrania leżały na podłodze. Jasne, obcisłe i wyzywające.
- Teraz?
- Tak, nie marnuj mojego czasu. Nie odpowiedziałaś na pytanie. – Nie kryłam zdziwienia, ale sama do niego przyszłam, wiedziałam jaki jest.
- Zgadzam się. – odpowiedziałam pewnie podpisując tym samym cyrograf z diabłem.
- W takim razie, dlaczego jeszcze stoisz, przebierz się. – powtórzył patrząc na mnie oczekująco.
- Tutaj? – upewniłam się, w głębi pokoju zobaczyłam jakiegoś faceta zapewne ochroniarza no i jeszcze te dziewczyny. Nie czułam się tym dobrze. Silwert nie odwrócił wzroku, patrzył cały czas na mnie z oczekiwaniem, ściągnęłam wszystko z siebie, nawet nie próbując się zasłaniać, prawie widziałam w jego oczach jak kalkuluje wszystko w głowie.
- Zadowolony? – spytałam drwiąco sięgając po zasugerowany mi strój.
- Gdybym nie był, już byś o tym wiedziała. Wszystkie Twoje potrzeby pieniężne na Twoja opiekunkę będą spełniać osoby mi przychylne, żebyś mi tutaj nie przeszkadzała za często. Dostaniesz listę. Ale nie próbuj wykorzystywać tych pieniędzy na inne cele niż Twoja opiekunka – kiedy się przebrałam popatrzył na mnie przychylnie.
- Ubieraj się w tym stylu, a nawet będę zadowolony z nocy poślubnej. – Nawet się uśmiechnął, a mi trochę spodobał się ten strój, był odważny, a ja sprzedając siebie jestem odważna, schowałam broń za pasek i nie czekając na pożegnanie zbierałam się do wyjścia.
- Albercie, poproś chłopaków, aby przyprowadzili mi tą niewiastę grzebiącą przy jednym z ścigaczy, mam wrażenie, że powinna pogrzebać w czymś jeszcze prócz tego zardzewiałego ścigacza. – usłyszałam jeszcze wchodząc do windy.
Biedna dziewczyna, nawet nie wie co może ją tutaj czekać. Pomyślałam i w przypływie głupoty postanowiłam przeciwstawić się swojemu nowemu narzeczonemu i jej pomóc. W ten sposób poznałam nowego członka mojej rodziny… Molly.

2 komentarze:

  1. Szczerze mówiąc nastawiałam się na kolejną dawkę Aikki, ale chyba muszę jeszcze trochę poczekać. :( Odnoszę wrażenie, że wpadłaś w pułapkę i starasz się z niej wyrwać wplatając w opowiadanie relacje innych bohaterów. Nie jest to złe (chyba), chociaż po dzisiejszym przeczytaniu sytuacji z perspektywy Em trochę czuję się zdezorientowana. Po tak długim czasie nieczytania bloga miałam mały problem z przypomnieniem sobie niektórych postaci ^^" Zastanawiam się też czy ciągłe zmienianie głównego bohatera nie zagmatwa opowiadania i przede wszystkim nie zabierze mu tego niepowtarzalnego klimatu.. Mimo to brawo za pomysł kontraktu Em odnośnie małżeństwa i przybliżenie zażyłości między Aronem a całą ekipą. Zawsze mnie ciekawiło co książę robi wśród takiej zgrai xD
    PS: Niektóre zdania w notce były za długie i powstawiałabym gdzieniegdzie więcej kropek, ale to taki drobny szczegół ;)
    PS2: Bardzo, ale to bardzo cieszę się, że nie porzuciłaś bloga :* Brakowało mi Twojej twórczości <3 Czekam na kolejną natkę z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje że chcesz podzielić się swoją opinią, jest ona dla mnie cenna dlatego nie lukruj jej, jeśli będzie to nieszczere ;)