13 marca 2018

Rozdział XXXVII



 Rozdział XXXVII
Prawda

Poczekałem w pewnej odległości od schowka w którym kopulowali, aż wyjdzie. Wyszła kilku minut po nim, poprawiając suknie i starając się doprowadzić do ładu włosy które nie były już upięte w estetyczny kok. W pierwszym odruchu chciałem się odwrócić, w pierwszej chwili chciałem ją odrzucić, a potem zrozumiałem, że mimo tego co ona robi – dałem jej na to przyzwolenie i muszę ponieść tego konsekwencje.
Zobaczyła mnie po chwili, jej bordowe oczy były zakłopotane i na siłę próbowała ukryć to co się stało. Musiałem jej pomóc, po raz kolejny tym razem ważyły się moje losy na tronie. Nie mogłem pozwolić by taki skandal wyszedł na naszym przyjęciu zaręczynowym.
- Chodź ze mną. – złapałem ją za ramie i kierowałem się do mojego pokoju. Eva w pierwszym odruchu jak zwykle mnie odtrąciła, jednak ja złapałem ją jeszcze raz i bez słowa zaciągnąłem ją do siebie.
Mój pokój nie był duży, ani wbrew pozorom jasny. Był w barwach granatu i brązu. Mieszkając na Kaspi ta cała biel i beż mnie przytłaczały, zanim wrócę do siebie chciałem pomieszkać w innych klimatach. Eva wydawała się zaskoczona, jednak nie miałem czasu jej tego tłumaczyć.
Wyjąłem z garderoby bordową suknię z odsłoniętymi plecami i podałem jej.
- Przebierz się, byle szybko. – wyjaśniłem sam otwierając holoprzekaźnik w poszukiwaniu porad dotyczących czesania włosów.
- To nie jest konieczne. – odpowiedziała, odkładając suknię. Zagotowało się we mnie, ale nie miałem już dziś siły na nią krzyczeć. Spojrzałem jej jednak w oczy i jak ojciec ganiący córkę przemówiłem do niej.
- Evo, nie oceniam Cię. Chcesz być tak traktowana – bądź, ale w tej chwili Twoje zachowanie wpływa na moją pozycję na tronie. Mój lud jest spostrzegawczy, dlatego każda zmiana będzie zauważona, a ja nie chciałbym by ktoś skojarzył Twoją zmianę wyglądu z igraszkami w składziku. – podałem jej suknię, jednak ona stała jak wryta.
- Skąd o tym wiesz?
- Jesteś w moim domu i jesteś głównym gościem tego przyjęcia. Jesteś moją narzeczoną, nawet jeżeli tylko na papierze. Ubierz się proszę, nie ma nas już zdecydowanie za długo. – odpowiedziałem. Eva udała się do łazienki gdzie całkiem szybko przebrała suknię.
Wyglądała jeszcze lepiej, niż w poprzedniej, ale nie chciałem się zachwycać. Na razie nie była moją kobietą, ale obiecam, że to się zmieni. Rick nie może tak traktować kogoś kogo darzę takim uczuciem.
Zaplotłem jej włosy w dokładnie tą samą fryzurę i zeszliśmy na dół do gości. Nikt nie był zaniepokojony naszym zniknięciem, choć moja matka zganiła mnie wzrokiem, gdy zobaczyła zmianę wizerunku Evy. Oczywiście – synek rozpustnik nie mógł przegapić okazji nawet na własnych zaręczynach, idealne myślenie matki – szkoda że tak dalekie od rzeczywistości.
Korzystając z okazji podszedłem do Toma który stał w jednym z rogów pilnując bawiących się gości.
- Weź kilku zaufanych ludzi i dyskretnie wyprowadźcie pana Thunderbolta z ambasady. Odwieźcie go do mieszkania i delikatnie zasugerujcie co myślę na temat jego postępowania. – Tom zrozumiał, zawsze rozumie, tym bardziej cieszę się, że to on zostanie generałem straży po powrocie.
- Jak bardzo delikatnie mamy mu to okazać? – spytał półszeptem. Akurat zobaczyłem Ricka w tej pomiętej koszuli który wznosił toast z córką jednego z dyplomatów.
- Macie go nie zabić, to jedyne ograniczenie. – odpowiedziałem odchodząc zabawiać gości. Tom zniknął po chwili w korytarzach ambasady. Nie miałem wyrzutów, Rick dostanie to o co prosił się od dawna. Ja za to spędziłem miły wieczór rozmawiając i tańcząc z dawno nie widzianymi znajomymi.

Przyjęcie skończyło się dość późno. Nie chciałem by Eva czuła się niekomfortowo, dlatego postanowiłem ją odwieść do domu. Sam jakoś czułem opory w tej chwili by zostawiać ją u siebie. Gdzieś bardzo głęboko byłem na nią po prostu zły…  
DZWONI SAMARA
Głos w samochodzie informował o przychodzącym połączeniu. Odrzuciłem, nie chciałem rozmawiać przy Evie. Dzwoniła potem jeszcze raz i kolejny a ja myślałem, że podróż do domu Evy nigdy się nie skończy.
- Odbierz w końcu! – Eva zniecierpliwiona, sama szybkim ruchem nacisnęła akceptację połączenia. Było za późno na reakcję.
- Jak już skończysz się bawić w swoim ekskluzywnym towarzystwie, to może wyjaśnisz mi kurwa, kiedy się zaręczyłeś dupku! – Przynajmniej wiem, że Em dotarła do domu.
- Samara to nie jest dobry moment. – Starałem się spokojnie, mając nadzieje że to pomoże.
- Nie jest dobry moment!? Masz rację! Holi jest w areszcie z zaporową kaucją, Mark w rozsypce bo myśli że to jego wina, Em przyjeżdża cała zapłakana i zamknęła się w pokoju, nie mam z nią kontaktu! Omira umiera, a sierocińcem zajmują się wyczerpana Katrina! Masz rację to nie jest dobry moment!
Eva słuchała tego z szeroko otwartymi oczami, nie zdawała sobie sprawy, że w naszej małej rodzinie aż tyle się dzieje w ostatnim czasie. Z tego wszystkiego najbardziej przejęła mnie informacja o Em, miałem w tym bardzo duży udział. Samara jednak nigdy nie była tak zdenerwowana. Czułem jej gniew w głosie, aż powietrze wokół mnie drżało.
- Już jadę. – rozłączyłem się i zmieniłem kierunek jazdy zaciągając ręczny.
- Zostaniesz w aucie, długo mi to nie zajmie. – poinformowałem Evę. Odebrała telefon, to teraz poczeka aż to załatwię. Dom Samary w blasku pierwszych promieni słońca był dość mroczny… w salonie świeciło się światło, jednak lampka zgasła gdy tylko wyłączyłem silnik.
Wyszedłem bez słowa. Samara czekała już pod drzwiami, w pomiętym podkoszulku, bez biustonosza. Zaczęła cwałować w moim kierunku, z zaciśniętymi pięściami. Miałem wrażenie, że zaraz zostanę bardzo mocno uderzony. Zamknąłem furtkę i czekałem na cios.
Dostałem prosto w szczękę, moja ludzka powłoka mocno to poczuła… z dziąsła puściła się krew a sam policzek pulsował. Samara zgięła się w pół łapiąc się za nadgarstek. Użyła całej swojej siły aby ten cios był bolesny. Był dla nas obojga.
- Zdrajca! – Samara jeszcze raz rzuciła się na mnie, jednak tym razem ją przytrzymałem.
- Uspokój się przez chwilę! – chciałem do niej dotrzeć, ale okazało się to jeszcze trudniejsze.
-Nie masz prawa tutaj przychodzić póki nasza rodzina nie będzie w komplecie! – Samara prawie wydrapała mi w tej chwili oczy.
- Chcę ją tylko zobaczyć. Muszę jej to wyjaśnić. – spojrzałem na zakłopotaną Samarę
- Co chcesz jej wyjaśniać!? Nigdy nie zapomniałam o tym, że nas w końcu zostawisz w końcu będziesz królem innej planety, ale żeby w tym momencie zaręczać się! Ty w ogóle wiesz co ona do ciebie czuje! – Ukuło… dobrze wiedziałem jakim uczuciem darzę Em, ale nie sądziłem, że jej uczucie wobec mnie jest aż tak silne.
- Daj mi z nią porozmawiać. – nalegałem. Uspokoiła się i odsunęła ode mnie.
- Nie. Ja nie chcę Cię tutaj widzieć, póki Holi nie wróci do domu. – Samara rozejrzała się na boki i ujrzała ruch w samochodzie.
- Czyżby wybranka? – spytała ironicznie i zanim zorientowałem się co zrobi Samara podbiegła do samochodu i łapiąc Eve za włosy wyciągnęła ją na zewnątrz.
- Wei! Oczywiście, mogłam się tego domyśleć… nie przepuścisz żadnej? – Białowłosa bez skrupułów pociągła Evę do środka. Nie sprzeczałem się i tam zaciągnęła by ją, a tak oszczędziliśmy sobie kilku par oczu z sąsiednich domów. 
Stałam na środku jej Salonu, patrzyłam na ścianę z jej zdjęciami na których jest z Rickiem. Wiedziałam, że ich córka śpij gdzieś na górze.
- Zostajesz tutaj! – Samara szarpnęła Arona który starał się dostać na górę.
- Daj mi z nią porozmawiać. – Aron prosił, jednak ona pociągnęła go do mnie i stanęła naprzeciw.
- Mam dość kłamstw, teraz usłyszę pełnowymiarową historię. – Samara usiadła na kanapie za nią i oczekiwała wyjaśnień.
- Też je chce usłyszeć. – Em stała cała zapłakana na progu, nigdy nie widziałam jej w tym stanie. Zasłużyła na całą prawdę, to dzięki niej jestem w tej „rodzinie”.
- Macie racje, należy Wam się prawda. – usiadłam na spokojnie gotowa opowiedzieć wszystko…
- Chcesz im powiedzieć całą prawdę? – Aron chwycił mnie za ramię i spojrzał na mnie uważnie szukając u mnie zawahania.
- Całą, przygotujcie coś na pobudzenie bo to długa historia. – Byłam gotowa opowiedzieć Em i Samarze wszystko… rzuciłam okiem na zdjęcie Klary. Opowiem im wszystko… prócz fragmentów z Rickiem, to nieistotny szczegół dla historii.

- Avatarze! Mój lud czeka, aż zasiądziesz z nimi do stołu. – Moja droga Deo znowu zaskoczyła mnie w czasie spisywania moich myśli na pergamin. Obróciłem się jednak aby spojrzeć na nią zmęczonym wzrokiem.
- Twój lud musi się przyzwyczaić, że będę coraz rzadszym gościem moja droga Deo. – odpowiedziałem i już chciałem wrócić do swoich obowiązków, jednak ta czarnoskóra istota postanowiła jeszcze ze mną dyskutować.
- Natomiast Ty Avatarze, powinieneś pamiętać, że ona kiedyś umrze. – wyznała na odchodne, co nie przeszło już mojej uwadze. Obróciłem się i podszedłem do portalu który ciągle obserwował Evę, która najwidoczniej w tej chwili miała jakieś spięcie z trochę starszą kobietą.
- To jest konieczność moja droga. – Deo drwiąco na mnie spojrzała, ale przyzwyczaiłem się, Crogowie mają wrodzoną zdolność do negowania wszystkiego co nie idzie po ich myśli.
- Zrozumiałem to dopiero po przeczytaniu dziennika Canaletto. Inne dzienniki czytałem namiętnie, szukając sposobu na samodoskonalenie się, na doskonalenie świata, a dziennik Canaletto uznałem za… niebezpieczną, a to był błąd. Być może gdyby Satis nie popełnił tego samego błędu udałoby się uniknąć przedwczesnego Wyścigu Obana oraz uczestnictwa Ziemi w nim.
- Nie rozumiem. – Lubiłem sprawiać by istoty które ze mną rozmawiały czuły się zakłopotane.
- Canaletto nie tylko posiadł wiedzę jak stworzyć planetę, wykreować rasę czy niszczyć to co stworzone, okazuje się, że opanował w małym stopniu władzę nad czasem, oraz przeznaczeniem. Subtelnie zaingerował w życie konkretnej istoty, a może nawet całego wszechświata.
Spokojnie kontynuowałem.
- Interpretacja Satisa o tym, że Wielki Wyścig odbył się przed czasem, była tylko do pewnego stopnia racją, Canaletto już za swojej prawowitej kadencji zaplanował wszystko co zdarzyło się przed kilkoma latami. Przyspieszył czas rozwoju planet w galaktyce, przez co Satis widział to jako skrócenie swojej kadencji, pożytkował swoją energię jak tylko mógł na tworzenie nowych i doskonalszych kolonii i przegapił moment w którym nagle przeniósł się o tysiąc lat do przodu świat którym rządzi.
Dzięki temu zabiegowi, Satis nie zwrócił uwagi na jeszcze szybszy rozwój Ziemi. To tam Canaletto stworzył istotę która miała na celu dokonanie jego ucieczki. Jak się domyślasz, była to Eva. Istota która miała jeden cel, jedno konkretne przeznaczenie, podczas gdy każda inna istota ma kilka ścieżek przeznaczenia, ona od początku swojego życia miała jedną.
Ziemia, nie miała brać udziału jeszcze w tej edycji, mieliśmy wziąć w niej udział za 10 tysięcy lat jako planeta naturalna. Ziemia była jedyną planetą z wszystkich których nie można wprost zakwalifikować jako zmechanizowaną lub naturalną, jest nadal czymś pomiędzy – zrezygnowali już z magii, ale nie rozwinęli jeszcze do końca technologii.
Sam Satis mówił „mimo, waszego nikłego znaczenia w galaktyce…” Musiał zaprosić Ziemię, po posiadała już technologię, ale robił to z wielkim sprzeciwem bo byliśmy precedensem. Sama historia Evy, była zapisana już w księgach Canaletto…
Przywołałem księgę i otwarłem na odpowiedniej stronie.
Mój powrót na tron ziści się po dziesięciu tysiącach lat, kiedy na jednej z planet obudzi się dusza mojego przeznaczenia. Serce jej wypełnione będzie miłością, która zostanie brutalnie odebrana. Moja rozżalona dusza będzie do mnie dążyć z każdym wschodem słońca, a kiedy mnie uwolni, stanie się częścią mnie i przestanie istnieć.
- Ale Eva żyje, nadal nie rozumiem.
- W chwili, kiedy Eva przeżyła, jej przeznaczenia stało się nieznane, bo powinno jej nie być. Gdyby poszła do wyroczni, proroka… kogokolwiek każdy zobaczyłby pustkę. A ponieważ, jej przeznaczenie nie istnieje to jednocześnie każdej istoty z którą się zetknie staje się nieznane.
- A jednak odkryłeś, że Eva zabije człowieka. – uśmiechnąłem się blado.
- To nie byłem ja… Oban, jest sam w sobie żywym organizmem, często silniejszym od Avatara, to on mnie ostrzegł… spojrzał znacznie dalej niż ja mogę.
- Avatarze, właśnie powiedziałeś mi, że gdyby nie Eva Wei to Ziemia nadal byłaby nierozwinięta, a cały Wyścig potoczyłby się inaczej.
- Tak, właśnie to sugeruje i dlatego spisuje jej losy, aby przyszły Avatar miał na uwadze jej historię.  

5 komentarzy:

  1. Super! Kiedy znowu coś się tutaj pojawi?
    Jestem ciekawa ile się zmieni między Ewą, a Rickiem.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie skończyłam projekt naukowy który mnie tak absorbował, więc mój czas wolny w tej chwili się powiększył. :) Myślę, że dość szybko

      Usuń
  2. Napisałam komentarz, ale coś się z nim podziało i się nie zamieścił. Tak czy siak czekam na ciąg dalszy i efekt wyjaśnień Evy. Pozdrawiam, Isami

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Żyje, choć nie wiem czy powinnam się w tej sytuacji przyznawać. Złapałam dołka wenowego... :/

      Usuń

Dziękuje że chcesz podzielić się swoją opinią, jest ona dla mnie cenna dlatego nie lukruj jej, jeśli będzie to nieszczere ;)