Rozdział XXXVII
Prawda
Poczekałem w pewnej
odległości od schowka w którym kopulowali, aż wyjdzie. Wyszła kilku minut po
nim, poprawiając suknie i starając się doprowadzić do ładu włosy które nie były
już upięte w estetyczny kok. W pierwszym odruchu chciałem się odwrócić, w pierwszej
chwili chciałem ją odrzucić, a potem zrozumiałem, że mimo tego co ona robi –
dałem jej na to przyzwolenie i muszę ponieść tego konsekwencje.
Zobaczyła mnie po chwili,
jej bordowe oczy były zakłopotane i na siłę próbowała ukryć to co się stało.
Musiałem jej pomóc, po raz kolejny tym razem ważyły się moje losy na tronie.
Nie mogłem pozwolić by taki skandal wyszedł na naszym przyjęciu zaręczynowym.
- Chodź ze mną. –
złapałem ją za ramie i kierowałem się do mojego pokoju. Eva w pierwszym odruchu
jak zwykle mnie odtrąciła, jednak ja złapałem ją jeszcze raz i bez słowa
zaciągnąłem ją do siebie.
Mój pokój nie był duży,
ani wbrew pozorom jasny. Był w barwach granatu i brązu. Mieszkając na Kaspi ta
cała biel i beż mnie przytłaczały, zanim wrócę do siebie chciałem pomieszkać w
innych klimatach. Eva wydawała się zaskoczona, jednak nie miałem czasu jej tego
tłumaczyć.
Wyjąłem z garderoby bordową
suknię z odsłoniętymi plecami i podałem jej.
- Przebierz się, byle
szybko. – wyjaśniłem sam otwierając holoprzekaźnik w poszukiwaniu porad
dotyczących czesania włosów.
- To nie jest konieczne.
– odpowiedziała, odkładając suknię. Zagotowało się we mnie, ale nie miałem już
dziś siły na nią krzyczeć. Spojrzałem jej jednak w oczy i jak ojciec ganiący
córkę przemówiłem do niej.
- Evo, nie oceniam Cię.
Chcesz być tak traktowana – bądź, ale w tej chwili Twoje zachowanie wpływa na
moją pozycję na tronie. Mój lud jest spostrzegawczy, dlatego każda zmiana
będzie zauważona, a ja nie chciałbym by ktoś skojarzył Twoją zmianę wyglądu z
igraszkami w składziku. – podałem jej suknię, jednak ona stała jak wryta.
- Skąd o tym wiesz?
- Jesteś w moim domu i
jesteś głównym gościem tego przyjęcia. Jesteś moją narzeczoną, nawet jeżeli
tylko na papierze. Ubierz się proszę, nie ma nas już zdecydowanie za długo. –
odpowiedziałem. Eva udała się do łazienki gdzie całkiem szybko przebrała
suknię.
Wyglądała jeszcze lepiej,
niż w poprzedniej, ale nie chciałem się zachwycać. Na razie nie była moją
kobietą, ale obiecam, że to się zmieni. Rick nie może tak traktować kogoś kogo
darzę takim uczuciem.
Zaplotłem jej włosy w
dokładnie tą samą fryzurę i zeszliśmy na dół do gości. Nikt nie był
zaniepokojony naszym zniknięciem, choć moja matka zganiła mnie wzrokiem, gdy
zobaczyła zmianę wizerunku Evy. Oczywiście – synek rozpustnik nie mógł
przegapić okazji nawet na własnych zaręczynach, idealne myślenie matki – szkoda
że tak dalekie od rzeczywistości.
Korzystając z okazji
podszedłem do Toma który stał w jednym z rogów pilnując bawiących się gości.
- Weź kilku zaufanych
ludzi i dyskretnie wyprowadźcie pana Thunderbolta z ambasady. Odwieźcie go do
mieszkania i delikatnie zasugerujcie co myślę na temat jego postępowania. – Tom
zrozumiał, zawsze rozumie, tym bardziej cieszę się, że to on zostanie generałem
straży po powrocie.
- Jak bardzo delikatnie
mamy mu to okazać? – spytał półszeptem. Akurat zobaczyłem Ricka w tej pomiętej
koszuli który wznosił toast z córką jednego z dyplomatów.
- Macie go nie zabić, to
jedyne ograniczenie. – odpowiedziałem odchodząc zabawiać gości. Tom zniknął po
chwili w korytarzach ambasady. Nie miałem wyrzutów, Rick dostanie to o co
prosił się od dawna. Ja za to spędziłem miły wieczór rozmawiając i tańcząc z
dawno nie widzianymi znajomymi.
Przyjęcie skończyło się
dość późno. Nie chciałem by Eva czuła się niekomfortowo, dlatego postanowiłem
ją odwieść do domu. Sam jakoś czułem opory w tej chwili by zostawiać ją u
siebie. Gdzieś bardzo głęboko byłem na nią po prostu zły…
DZWONI SAMARA
Głos w samochodzie
informował o przychodzącym połączeniu. Odrzuciłem, nie chciałem rozmawiać przy
Evie. Dzwoniła potem jeszcze raz i kolejny a ja myślałem, że podróż do domu Evy
nigdy się nie skończy.
- Odbierz w końcu! – Eva
zniecierpliwiona, sama szybkim ruchem nacisnęła akceptację połączenia. Było za
późno na reakcję.
- Jak już skończysz się
bawić w swoim ekskluzywnym towarzystwie, to może wyjaśnisz mi kurwa, kiedy się
zaręczyłeś dupku! – Przynajmniej wiem, że Em dotarła do domu.
- Samara to nie jest
dobry moment. – Starałem się spokojnie, mając nadzieje że to pomoże.
- Nie jest dobry moment!?
Masz rację! Holi jest w areszcie z zaporową kaucją, Mark w rozsypce bo myśli że
to jego wina, Em przyjeżdża cała zapłakana i zamknęła się w pokoju, nie mam z
nią kontaktu! Omira umiera, a sierocińcem zajmują się wyczerpana Katrina! Masz
rację to nie jest dobry moment!
Eva słuchała tego z
szeroko otwartymi oczami, nie zdawała sobie sprawy, że w naszej małej rodzinie
aż tyle się dzieje w ostatnim czasie. Z tego wszystkiego najbardziej przejęła
mnie informacja o Em, miałem w tym bardzo duży udział. Samara jednak nigdy nie
była tak zdenerwowana. Czułem jej gniew w głosie, aż powietrze wokół mnie
drżało.
- Już jadę. – rozłączyłem
się i zmieniłem kierunek jazdy zaciągając ręczny.
- Zostaniesz w aucie,
długo mi to nie zajmie. – poinformowałem Evę. Odebrała telefon, to teraz
poczeka aż to załatwię. Dom Samary w blasku pierwszych promieni słońca był dość
mroczny… w salonie świeciło się światło, jednak lampka zgasła gdy tylko
wyłączyłem silnik.
Wyszedłem bez słowa.
Samara czekała już pod drzwiami, w pomiętym podkoszulku, bez biustonosza.
Zaczęła cwałować w moim kierunku, z zaciśniętymi pięściami. Miałem wrażenie, że
zaraz zostanę bardzo mocno uderzony. Zamknąłem furtkę i czekałem na cios.
Dostałem prosto w
szczękę, moja ludzka powłoka mocno to poczuła… z dziąsła puściła się krew a sam
policzek pulsował. Samara zgięła się w pół łapiąc się za nadgarstek. Użyła
całej swojej siły aby ten cios był bolesny. Był dla nas obojga.
- Zdrajca! – Samara jeszcze
raz rzuciła się na mnie, jednak tym razem ją przytrzymałem.
- Uspokój się przez
chwilę! – chciałem do niej dotrzeć, ale okazało się to jeszcze trudniejsze.
-Nie masz prawa tutaj
przychodzić póki nasza rodzina nie będzie w komplecie! – Samara prawie wydrapała
mi w tej chwili oczy.
- Chcę ją tylko zobaczyć.
Muszę jej to wyjaśnić. – spojrzałem na zakłopotaną Samarę
- Co chcesz jej
wyjaśniać!? Nigdy nie zapomniałam o tym, że nas w końcu zostawisz w końcu
będziesz królem innej planety, ale żeby w tym momencie zaręczać się! Ty w ogóle
wiesz co ona do ciebie czuje! – Ukuło… dobrze wiedziałem jakim uczuciem darzę
Em, ale nie sądziłem, że jej uczucie wobec mnie jest aż tak silne.
- Daj mi z nią
porozmawiać. – nalegałem. Uspokoiła się i odsunęła ode mnie.
- Nie. Ja nie chcę Cię
tutaj widzieć, póki Holi nie wróci do domu. – Samara rozejrzała się na boki i
ujrzała ruch w samochodzie.
- Czyżby wybranka? –
spytała ironicznie i zanim zorientowałem się co zrobi Samara podbiegła do
samochodu i łapiąc Eve za włosy wyciągnęła ją na zewnątrz.
- Wei! Oczywiście, mogłam
się tego domyśleć… nie przepuścisz żadnej? – Białowłosa bez skrupułów pociągła
Evę do środka. Nie sprzeczałem się i tam zaciągnęła by ją, a tak oszczędziliśmy
sobie kilku par oczu z sąsiednich domów.
Stałam na środku jej
Salonu, patrzyłam na ścianę z jej zdjęciami na których jest z Rickiem.
Wiedziałam, że ich córka śpij gdzieś na górze.
- Zostajesz tutaj! –
Samara szarpnęła Arona który starał się dostać na górę.
- Daj mi z nią
porozmawiać. – Aron prosił, jednak ona pociągnęła go do mnie i stanęła
naprzeciw.
- Mam dość kłamstw, teraz
usłyszę pełnowymiarową historię. – Samara usiadła na kanapie za nią i
oczekiwała wyjaśnień.
- Też je chce usłyszeć. –
Em stała cała zapłakana na progu, nigdy nie widziałam jej w tym stanie.
Zasłużyła na całą prawdę, to dzięki niej jestem w tej „rodzinie”.
- Macie racje, należy Wam
się prawda. – usiadłam na spokojnie gotowa opowiedzieć wszystko…
- Chcesz im powiedzieć
całą prawdę? – Aron chwycił mnie za ramię i spojrzał na mnie uważnie szukając u
mnie zawahania.
- Całą, przygotujcie coś
na pobudzenie bo to długa historia. – Byłam gotowa opowiedzieć Em i Samarze
wszystko… rzuciłam okiem na zdjęcie Klary. Opowiem im wszystko… prócz
fragmentów z Rickiem, to nieistotny szczegół dla historii.
- Avatarze! Mój lud
czeka, aż zasiądziesz z nimi do stołu. – Moja droga Deo znowu zaskoczyła mnie w
czasie spisywania moich myśli na pergamin. Obróciłem się jednak aby spojrzeć na
nią zmęczonym wzrokiem.
- Twój lud musi się
przyzwyczaić, że będę coraz rzadszym gościem moja droga Deo. – odpowiedziałem i
już chciałem wrócić do swoich obowiązków, jednak ta czarnoskóra istota
postanowiła jeszcze ze mną dyskutować.
- Natomiast Ty Avatarze,
powinieneś pamiętać, że ona kiedyś umrze. – wyznała na odchodne, co nie
przeszło już mojej uwadze. Obróciłem się i podszedłem do portalu który ciągle
obserwował Evę, która najwidoczniej w tej chwili miała jakieś spięcie z trochę
starszą kobietą.
- To jest konieczność
moja droga. – Deo drwiąco na mnie spojrzała, ale przyzwyczaiłem się, Crogowie
mają wrodzoną zdolność do negowania wszystkiego co nie idzie po ich myśli.
- Zrozumiałem to dopiero
po przeczytaniu dziennika Canaletto. Inne dzienniki czytałem namiętnie,
szukając sposobu na samodoskonalenie się, na doskonalenie świata, a dziennik
Canaletto uznałem za… niebezpieczną, a to był błąd. Być może gdyby Satis nie
popełnił tego samego błędu udałoby się uniknąć przedwczesnego Wyścigu Obana
oraz uczestnictwa Ziemi w nim.
- Nie rozumiem. – Lubiłem
sprawiać by istoty które ze mną rozmawiały czuły się zakłopotane.
- Canaletto nie tylko
posiadł wiedzę jak stworzyć planetę, wykreować rasę czy niszczyć to co
stworzone, okazuje się, że opanował w małym stopniu władzę nad czasem, oraz
przeznaczeniem. Subtelnie zaingerował w życie konkretnej istoty, a może nawet
całego wszechświata.
Spokojnie kontynuowałem.
- Interpretacja Satisa o
tym, że Wielki Wyścig odbył się przed czasem, była tylko do pewnego stopnia
racją, Canaletto już za swojej prawowitej kadencji zaplanował wszystko co
zdarzyło się przed kilkoma latami. Przyspieszył czas rozwoju planet w
galaktyce, przez co Satis widział to jako skrócenie swojej kadencji, pożytkował
swoją energię jak tylko mógł na tworzenie nowych i doskonalszych kolonii i
przegapił moment w którym nagle przeniósł się o tysiąc lat do przodu świat
którym rządzi.
Dzięki temu zabiegowi,
Satis nie zwrócił uwagi na jeszcze szybszy rozwój Ziemi. To tam Canaletto
stworzył istotę która miała na celu dokonanie jego ucieczki. Jak się domyślasz,
była to Eva. Istota która miała jeden cel, jedno konkretne przeznaczenie,
podczas gdy każda inna istota ma kilka ścieżek przeznaczenia, ona od początku
swojego życia miała jedną.
Ziemia, nie miała brać
udziału jeszcze w tej edycji, mieliśmy wziąć w niej udział za 10 tysięcy lat
jako planeta naturalna. Ziemia była jedyną planetą z wszystkich których nie
można wprost zakwalifikować jako zmechanizowaną lub naturalną, jest nadal czymś
pomiędzy – zrezygnowali już z magii, ale nie rozwinęli jeszcze do końca
technologii.
Sam Satis mówił „mimo,
waszego nikłego znaczenia w galaktyce…” Musiał zaprosić Ziemię, po posiadała już
technologię, ale robił to z wielkim sprzeciwem bo byliśmy precedensem. Sama
historia Evy, była zapisana już w księgach Canaletto…
Przywołałem księgę i
otwarłem na odpowiedniej stronie.
Mój powrót na tron ziści
się po dziesięciu tysiącach lat, kiedy na jednej z planet obudzi się dusza
mojego przeznaczenia. Serce jej wypełnione będzie miłością, która zostanie
brutalnie odebrana. Moja rozżalona dusza będzie do mnie dążyć z każdym wschodem
słońca, a kiedy mnie uwolni, stanie się częścią mnie i przestanie istnieć.
- Ale Eva żyje, nadal nie
rozumiem.
- W chwili, kiedy Eva
przeżyła, jej przeznaczenia stało się nieznane, bo powinno jej nie być. Gdyby
poszła do wyroczni, proroka… kogokolwiek każdy zobaczyłby pustkę. A ponieważ,
jej przeznaczenie nie istnieje to jednocześnie każdej istoty z którą się
zetknie staje się nieznane.
- A jednak odkryłeś, że
Eva zabije człowieka. – uśmiechnąłem się blado.
- To nie byłem ja… Oban,
jest sam w sobie żywym organizmem, często silniejszym od Avatara, to on mnie
ostrzegł… spojrzał znacznie dalej niż ja mogę.
- Avatarze, właśnie
powiedziałeś mi, że gdyby nie Eva Wei to Ziemia nadal byłaby nierozwinięta, a
cały Wyścig potoczyłby się inaczej.
- Tak, właśnie to
sugeruje i dlatego spisuje jej losy, aby przyszły Avatar miał na uwadze jej
historię.
Super! Kiedy znowu coś się tutaj pojawi?
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa ile się zmieni między Ewą, a Rickiem.
Pozdrawiam! :)
Właśnie skończyłam projekt naukowy który mnie tak absorbował, więc mój czas wolny w tej chwili się powiększył. :) Myślę, że dość szybko
UsuńNapisałam komentarz, ale coś się z nim podziało i się nie zamieścił. Tak czy siak czekam na ciąg dalszy i efekt wyjaśnień Evy. Pozdrawiam, Isami
OdpowiedzUsuńHalooo jest tu ktos?
OdpowiedzUsuńŻyje, choć nie wiem czy powinnam się w tej sytuacji przyznawać. Złapałam dołka wenowego... :/
Usuń