03 sierpnia 2019

Rozdział XLV

Po dość długiej przerwie zapraszam na ciąg dalszy historii. Mając nadzieje, że dalsze rozdziały pojawią się z większą częstotliwością.
 
Rozdział XLV
"Ty, też nie"


Podczas gdy Em, Mark, Tom i Holi smakowali smacznej kolacji w swoim towarzystwie ja z Aronem odhaczaliśmy właśnie pierwszy punkt tego całego „raju”. Raj miał swój początek na kolacji która była pasmem zaskakujących wydarzeń. Kiedy weszliśmy do kameralnej jadalni czekała już tam Makreda stojąca w okolicy stołu. Miała wysoko spięte włosy i błękitną luźną suknię krótszą przy kolanach i dłuższą z tyłu. Byłam podobnie ubrana jednak mój strój całkowicie zakrywał moje nogi.
- Witaj Makredo! – Aron puścił moją dłoń i wręcz wystrzelił do narzeczonej mojego przyjaciela. Widać było, że od razu poczuła się pewniej. Miałam wrażenie, że nie jest to dla niej komfortowa sytuacja być tutaj w roli narzeczonej Aikki. Zastanawiałam się, czy może ich zaręczyny były zaaranżowane.
- Molly podejdź. – Zatarłam wszelkie wątpliwości na swojej twarzy i z uśmiechem podeszłam do tej skromnej Nourasianki.
- Przez te zamieszanie z powrotem nie miałyście okazji porozmawiać. – Aron zaczął przejmować rolę gospodarza. Nie patrzyła na mnie. Czuła się zakłopotana tą sytuacją.
- Możesz z nami rozmawiać swobodnie. My jesteśmy z tych dobrych. – przekonywał nadal. – Jesteśmy po Twojej stronie. – Miałem wrażenie, że jest tutaj coś bardzo nie tak. Jednak słowa Arona dawały jej dużo odwagi. Nieśmiało na mnie spojrzała, jednak w tej chwili usłyszałam głośny stukot drewnianej laski o posadzkę.
- Następca tronu Księże Aikka – Na wejściu pojawił się znany mi wysoki w odświętnym stroju. Podszedł najpierw do Makredy i pocałował ją w rękę, a następnie ukłonił mi się jak miał to w zwyczaju.
- Jak zwykle odwalasz jakieś oficjalne bajery. – Aron drwiąco zwrócił się do Aikki, jednak cały czas przed kolacją uczulał mnie na etykietę a teraz sam jej nie przestrzegał.
- Dobrze wiesz, że mój ojciec bardzo sobie ceni te oficjalne bajery.
- Wujaszek powiedział, że przyjdzie? – Aron najwidoczniej sam był zaskoczony, jednak na odpowiedź nie musiał długo czekać. Na progu pojawił się Wysoki okazały Nourasjanin z brodą sięgającą do ziemi. Przy jego boku stała starsza już Nourasjanka z wielkimi gęstymi kucykami po bokach i dość szerokich biodrach.
- Król i Królowa Nourasii. – Zapowiedziano.
- Pamiętaj o etykiecie. – Szepnął mi jeszcze na ucho i oboje ustawiliśmy się w stronę pary królewskiej. Królewska para według hierarchii najpierw podeszła do Aikki, a następnie przywitała się z jego narzeczoną i Aronem.
- Miło Cię znowu widzieć. – Głos króla był donośny i twardy. Na jego policzku zauważyłam dość głęboką bliznę, równą i gładką, zapewne tak samo jak miecz który ją zadał.
- Cała przyjemność po mojej stronie, to moja pierwsza oficjalna podróż z moją narzeczoną. – Niepewnie mnie wskazał. Bał się, że coś może nie wyjść – czułam to.
Kiedy doszli do mnie stanęłam jak słup. Czekałam aż mnie przedstawi bym mogła pokłonić się władcy, jednak Aron zwlekał z tym jakby nie wiedział od czego zacząć.
- Panna Eva Wei... – zaczął spokojnie, jednak zanim dokończył wtrącił się Aikka.
- Zwana Molly, Zwyciężczyni Wielkiego Wyścigu Obana. – Miałam wrażenie, że nagle wszystko się zmieniło, nawet wskazówki zegara jakby stanęły. Dwie postacie przede mną które były władcami tej planety bez zastanowienia oddali mi pokłon.
Cholera. Usłyszałam myśli Arona. Postanowiłam to zignorować i odwdzięczyć się tym niespodziewanym gestem własnym ukłonem, jednak jak tylko chwyciłam rąbek sukni by zrobić to z gracją, ponownie usłyszałam Arona w głowie.
Nawet się nie waż. Rób co Ci karzę. – dodał.
- Evo to jest Król Nourasji Lao i Królowa Nori. – Aron przedstawił mi stojących naprzeciw władców, jakby to nie było oczywiste. Para wyprostowała się i jakby na coś czekała.
Powiedz, że miło ich poznać. – Poradził mi mój dzisiejszy stróż.
- Cieszę się, że mogę Państwa poznać. – Głos mi się łamał, nie do końca rozumiałam co się stało, ale widząc pełne zdziwienia twarze Arona i Aikki zdaje się, że coś istotnego. Na tyle ważnego, że Aron zaczął instruować mnie co do każdego najdrobniejszego detalu.
Zajmij miejsce przy stole, tak byś po prawej stronie miała Króla. Nie zastanawiałam się nad tym, choć każdy mój ruch robiłam teraz wbrew sobie, tak jakby Aron nie mówił mi teraz tylko w głowie, ale również kierował moim ciałem. Jeśli dobrze się przyjrzeć, miałam wrażenie, że wkłada wiele wysiłku by sterować teraz wszystkimi co się dzieje na sali.
Wszyscy ruszyli się dopiero gdy zrobiłam to ja. Król nie zajął centralnego miejsca przy stole tylko ja. Służba jako mnie pierwszej podała posiłek, choć zgodnie z tą całą etykietą powinna podać parze królewskiej. Każdy zaczął jeść dopiero gdy ja zaczęłam.
Pochwal zamek i posiłek, może ktoś w końcu się otrząśnie. Doradził mi w myślach, jednak nawet próba pogawędki szybko zanikała w chwili kiedy sama pozostawałam długo cicho. Sama atmosfera w powietrzu stawała się coraz cięższa.
Wytłumaczysz mi o co tu chodzi? Pomyślałam w końcu, mając nadzieje, że Aron słucha.
Później. Wzniosę toast, wypijesz do dna i powiesz, że jesteś zmęczona po podróży, a następnie wstaniesz i od razu skierujesz się do drzwi. Dołączę do Ciebie. – poinstruował mnie.
Pewnie mam się nie sprzeczać. Zadrwiłam w myślach.
Jeśli chcesz tu spędzić całą noc, to proszę bardzo rób po swojemu. Zawtórował. Zauważyłam, że wstaje i wznosi kielich z winem.
- Proponuję wznieść toast. – Zaczął i znacząco na mnie spojrzał. Wstałam, a za mną pozostali chwytając kieliszki.
- Za spotkanie. – Powiedział krótko i przyłożył kielich do ust. Wszyscy postąpili podobnie. Kiedy wszyscy skończyli pić, postanowiłam zrobić dokładnie tak jak sugerował mi Aron, nie doszukując się jakieś logiki, ta kolacja została jej już pozbawiona.
- Dziękuję za miłą kolację, jednak podróż tutaj była dość wyczerpująca. Wasza Wysokość, Aikko. – Skinęłam głową i po prostu odeszłam od stołu. Napięta jak struna szłam do wyjścia i dopiero po zatrzaśnięciu drzwi zaczęłam oddychać.
Jeszcze lekko zakłopotana zaczęłam kierować się do naszego apartamentu. Poczułam, że wielki głaz spada mi z serca w chwili gdy poczułam dłoń Arona na ramieniu i spojrzałam w jego oczy.
- Co… - Jego chłody palec dotknął moich ust.
Nie tutaj. – usłyszałam w głowie, objął mnie ramieniem i szybkim krokiem szliśmy w stronę apartamentu. Aron nerwowo rozglądał się zza siebie. Dopiero gdy byliśmy już w pokoju zrelaksował się. Zamknął drzwi od naszej części na klucz i prosił by nam nie przeszkadzać.
Spojrzał na mnie niepewnie, a ja czułam narastającą frustrację.
- Wytłumaczysz mi do cholery o co chodzi!? – Przyjął mój wybuch bardzo łagodnie.
- Nie zorientowałaś się jeszcze? – Spytał – Podobno jesteś bystra. – dodał, jednak miałam ochotę mu przyłożyć.
- Cały wieczór prowadziłaś Ty, przypomnij mi kto według etykiety prowadzi wieczór? Nadaje mu bieg. – Mój kosmiczny przyjaciel opadł miękko na łóżko i położył się na plecach.
- Z tego co mówiłeś, to powadzi je najwyższy hierarchią. Powtarzałeś, że mam podążać za Królem, po czym podczas samego spotkania kazałeś mi robić coś zupełnie innego!
- A ktoś Cię upomniał! Krzywo spojrzał!? – Aron unosił głos patrząc w zdobiony sufit. Obeszłam łóżko z drugiej strony i ustawiłam się w dokładnie tej samej pozycji wpatrując się w suit.
- Stalibyśmy tam jak kołki, gdybyś nie zaczęła kolacji. – Aron już uspokajał ton choć nadal czułam jego zdenerwowanie.
- Nie rozumiem tego…
- Władcy wszystkich planet są wobec siebie równi, zgodnie z zasadami dyplomacji, dlatego nigdy nawzajem się nie kłaniają. Jest to rodzaj symbolu, gdyby któryś się pokłonił, znaczy, że przyjmuje, że jest niższy w hierarchii od innego władcy…
- Ale ja nie jestem władcą… - zauważam przerywając jego rozmyślenia.
- I to jest w tym niezwykłe… niespotykane. Oni nie tylko uznali Cię za wyższą w hierarchii, ale pozwolili przejąć obowiązki gospodarza.
- Chyba sobie żartuje, jeden ukłon tyle robi?
- Władcy tak. – spojrzał na mnie. Jego spojrzenie przeszywało na wylot. Doszukiwał się we mnie kogoś znacznie większego niż jestem.
- Mam rozumieć, że jestem teraz najważniejszą osobą w Nourasji?
- Nie oddali Ci władzy, ale hołd, a jest to bardzo cenne. Król nadal może wydawać rozkazy i normalnie rządzić, jednak podczas zabaw, kolacji to Ty będziesz rodzajem gospodarza uczty. – Wykrzywiłam się na tą myśl. Tłumy małpujące moją zachowanie, służba zabierająca posiłki wszystkim tylko dlatego, że ja skończyłam.
- Da się to jakoś cofnąć? – Spytałam z nadzieją.
- Muszę się mocno zastanowić. Uwierz mi kochana, też nie uśmiecha mi się, żebyś cały czas była na cenzurowanym. Chciałbym choć przez chwilę pobawić się z Tobą i nie myśleć, że to będzie źle widziane.
- Nawet w takiej sytuacji próbujesz mnie poderwać? – W tej chwili było mi obojętne co powie. Poczułam z nim pewną więź po dzisiejszym wieczorze.
- Próbuje sprawić, żeby ten wyjazd był dla Ciebie komfortowy, obiecałem Ci to. – Dotknął mojego policzka i lekko skierował moją twarz ku swojej.
- Gdybym chciał, zakochałabyś się we mnie i właśnie teraz byś mnie pocałowała. – powiedział spokojnie, jednak nie zrobiło to na mnie wrażenia. Aron podczas tej podróży postanowił zdradzić mi jak wiele jego rasa jest w stanie przyswoić. Jak łatwo potrafią wtopić się w otoczenie. Jego rasa jest nastawiona typowo na kamuflaż, dostosowanie do panujących warunków, lub dostosowanie warunków do siebie. 
- To czemu aż tak zależy Ci, żebym pokochała Cię sama?
- Nie można żyć cały czas w złudzeniu, jeżeli miałbym być z Tobą całe swoje życie, chciałbym by było prawdziwe.
Przemilczałam to, miał bardzo dużo racji w tym co mówi.
- Dobranoc Evo, gdybyś mnie potrzebowała będę obok. – Wstał i nie patrząc na mnie kierował się do wyjścia.
- Aron, - zawahałam się chwilę, jednak pewna myśl nadal kłębiła mi się w głowie.
- Tak? – Zdziwił się, jednak czekał na to co powiem.
- Dlaczego nagle stałeś się dla mnie taki… inny? – Nie umiałam określić tego stanu, jednak on zrozumiał moje pytanie. W gasnącym blasku świecy jego twarz spoważniała.
- Uznałem, że kiedy Rick Cię rzuci, będziesz bardziej potrzebować przyjaciela, niż zalotnika. Teraz Śpij Molly. – Nie czekał aż coś odpowiem, po prostu odszedł. Zasnęłam z tą myślą.


- Wstawaj! – Głos Arona słyszałam ja we mgle. – Eva! Wstawaj, jesteśmy spóźnieni! – Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam blond czuprynę Arona i jego smukłą twarz. Blado się uśmiechał patrząc w moje niewyspane oczy.
- Pora wstawać, za jakieś pół godziny mamy pierwsze spotkanie, a Ty jeszcze nawet nie jesteś uczesana, pozwolisz? – spytał dotykając lekko kruczoczarnych splatanych włosów. Ustawił mnie do pozycji siedzącej. Jego palce zmieniły się w tysiące małych tępych szpilek które z ogromną delikatnością i łatwością zaczęły przeczesywać moje włosy, by po chwili stworzyć z nich schludne spięcie i kilkoma luźnymi kosmykami.
- Powinnaś ubrać coś zwiewnego i jasnego. – doradził otwierając szafę ukazując ilość strojów jakie miałam do dyspozycji. Nadal niewiele byłam świadoma tego co się dzieje naokoło.
- Widzę, że Twój mózg nie pracuje za dobrze po nocy. – spojrzał przez chwilę w tą kolorową szafę.
- To powinno być odpowiednie. – Lekka długa sukienka mieniąca się bielą i błękitem. Rzucił ją, a ta delikatnie jak piórko opadła wprost na moje stopy. Aron drwiąco się uśmiechnął.
- Bardzo bym chciał, ale nie będę Cię przebierał, bo mogłoby się to skończyć dla mnie w więzieniu, dlatego proszę ubierz się i czekam w holu. – Zanim zdążyłam zamrugać, drzwi za nim już się zamykały.
Starałam się zmusić swoje ociężałe mięśnie do jakiegoś kontrolowanego ruchu, jednak każdy był splątany niewidzialnym drutem. Ruch w jedną stronę powodował zablokowanie pozostałych kończyn. Głowa bolała mnie jak po przegranym starciu z cegłówką. Skuliłam się w sobie mocno pocierając skronie, wczorajsza noc wydawała się jakimś koszmarem.
Sen w którym Rick w galowym garniturze czeka przy ołtarzu, jednak to nie ja jestem na końcu drzwi, a skromnie ubrana Samara trzymając Klarę za rękę. Nie mogłam się skupić, a tym bardziej obudzić, wpatrując się jak w ostatnim rzędzie przyglądam się ceremonii przywiązana i z kneblem na ustach. Ta bardzo chciałabym z nim porozmawiać w tej chwili. Chciałabym żeby tu był.
- Nie ma go Evo. – powtórzyłam to sobie głośno i otwarłam oczy. Druty zniknęły, ale ból głowy pozostał. Sięgnęłam po suknie i zarzuciłam ją zwinnie na siebie. Zawiązałam wokół łydek rzemykowe sandały i spojrzałam w lustro na końcu pokoju. Wyglądałam bardzo kobieco, a jednocześnie pozostając sobą. Wzięłam trzy wdechy i upewniłam się, że będę w stanie okłamywać osobę tak mi bliską, jaką jest Aikka.
W holu czekał Aron, w dość luźnym brązowym stroju i białymi naramiennikami.
- Wszyscy inni już wyszli, musieli wyjechać wcześnie by nie wzbudzać zainteresowania miejscowych, a my zaczynamy oficjalną wizytę, moja droga przyszła żono. – Aron powiedział to specjalnie. Chciał sprawdzić jak zareaguje, czy nadal będę sztywna na samą myśl, jednak jego uśmiech aprobaty świadczył o opanowaniu moich emocji.
Połasiłam się nawet o mały, prawie szczery uśmiech.
- Bardzo dziękuję, że to robisz dla mnie i innych. Są bardzo wdzięczni, zwłaszcza Em.
- Od tego są przyjaciele. – odpowiedziałam spokojnie idąc wzdłuż wysokiego i przytłaczającego korytarza.
- Dzisiejszy dzień jest pracowity. – Spojrzał na mnie z lekką ekscytacją. – Najpierw idziemy na trening szermierczy z Aikką. – oznajmił
- Będę walczyć na miecze? – spytałam, a Aron roześmiał się subtelnie.
- Ty z Markredą, będziecie siedzieć w bezpiecznej odległości popijać herbatę i nas podziwiać. – spojrzałam na niego krytycznie. – Życie księżniczki nie jest łatwe. – dodał.
- Jak mam z nią rozmawiać, mam wrażenie, że ona nie zna międzygalaktycznego.
- O to się nie martw. – Z kieszeni wyjął mały kolczyk, który bez pytania wpiął w wolną dziurkę w moim uchu. Nawet nie musieliśmy się zatrzymywać, jego precyzyjne ruchy sprawdzały się tutaj doskonale.
- Ta mała zabaweczka zniszczy wszystkie bariery językowe. Tłumaczy w czasie rzeczywistym. Ona będzie rozumiała Ciebie, a Ty ją, nieważne w jakim języku będziesz mówić. Może być nawet zwykły angielski.
To było miłe z jego strony. Od jakiegoś czasu zauważyłam zmianę w zachowaniu Arona, nie był już amantem który widział we mnie dobrą partię, a stał się dobrym przyjacielem, gotowym udzielić mi nieograniczonego wsparcia.
- Później, wraz z Aikką będziemy rozdawać posiłki biednym przy pałacowej kuchni i zjemy razem wczesny obiad.
- Później będziemy mieli czas dla siebie, Aikka musi spotkać się ze swoimi ministrami. Jeżeli starczy mu czasu, to wieczór spędzi z nami. Makreda ma po południu lekcje etykiety, oraz historii międzygalaktycznej i znając królową Nori nie skończy przed nocą.
- Królowa ją uczy osobiście? – zdziwiłam się, jednak dla Arona było to całkowicie normalne.
- Musisz zrozumieć, że Makreda nie ma łatwego życia tutaj. Jeśli chcesz opowiem Ci wszystko po obiedzie.
Wyszliśmy na ogrody pałacowe. Idealnie przycięta zielona trwa, wyglądała jakby każde źdźbło było sadzone i przycinane oddzielnie. Ścieżka kamienista ciągnęła się aż na dość duży plac, na którego środku było rozłożona biała płachta.
Aikka i Makreda siedzieli na ławce lekko pochyleni ku sobie. On trzymał jej dłonie splecione w nierozerwalnym uścisku. Czułam się wręcz okropnie przerywając im tę intymną dla nich chwilę. Ten świat był piękny, ale łatwo można zauważyć jak jest zbudowany. Oni choć się kochają, nie przebywają ze sobą wystarczająco długo by móc się sobą nacieszyć. Patrząc na nich nawet nie zwróciłam uwagi, że się zatrzymałam i Aron musiał zaciągnąć mnie w ich kierunku.
- Witamy. – Odezwał się Aron i automatycznie Aikka i Makreda zerwali się z miejsc. Jak na komendę przybrali oficjalne uśmiechy na twarzy i w serdecznym geście nas przywitali.
- Pięknie wyglądasz. – Zauważył Aikka mierząc mnie dokładnie wzrokiem.
- Dziękuję. – Odpowiedziałam płynnie poprawiając kosmyk włosów. Aikka blado się uśmiechnął, jakby czuł, że coś jest nie tak.
- Zapraszam na napar z ziół. – Makreda przejęła rolę dobrej gospodyni i zaprowadziła mnie do stolika nieopodal. Wkrótce potem do stołu służba podała ziołową herbatę i słodkie bezy, przekładane jakimś owocowym dodatkiem.
Aikka wraz z Aronem w pierwszym etapie ćwiczyli ciosy na sucho. Każdy z nich wymachiwał długą szpadką przecinając zawieszone cząstki powietrza. Porównując ich style, Aron miał większą płynność ruchów, co było zaskakujące, ponieważ to zwykle Aikka imponował swoją giętkością oraz szybkością, jednak przy Aronie, jakby poruszał się w zwolnionym tempie.
- Aron lubi się popisywać, prawda? – Dźwięk głosu mojej towarzyszki bardzo wybił mnie z rymu. Jej głos był taki niepewny, zupełnie nie pasujący do książęcego stylu bycia. W dodatku ta uwaga wcale nie należała do królewskich.
- Tak, ma tendencje do popisów. – zgodziłam się, nadal wpatrując się w jego sprawne ruchy.
- Aikka zawsze mnie uczy, że to precyzja jest ważniejsza od szybkości. – ciągnęła rozmowę.
Przypomniałam sobie wtedy te wszystkie chwile na Obanie: strzały łamiące skały, perfekcyjne trafienia przeciwników. Nigdy nie zależało mu na pełnej szybkości, częściej trzymał się z tyłu i eliminował przeciwników przed nim. Być może dlatego podczas ostatecznego wyścigu, zamiast ratować siebie i wygrać wyścig, zatrzymał i zmotywował mnie – ponieważ wiedział, że to prędkość wtedy będzie najważniejsza.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – otrząsłam się z tych myśli i starałam się skupić na tym co powiedziała do mnie Makreda.
- Nic nie szkodzi. Na dworze często jestem ignorowana.
- Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. – zrobiło mi się bardzo głupio. Wydawała się taka miła, a wydawało mi się, że jest bardzo tłamszona, dusi się na tym dworze.
- Nie obrażam się tak łatwo. Obejrzyjmy walkę. – poprosiła i te ciepłe oczy zwróciły się ku stającym naprzeciw siebie mężczyzną gotowych do pojedynku.
Ich pojedynek był jak taniec pełen skomplikowanych figur. Salto nad głową, szybki odwrót na pięcie, unik poprzez wysoki wyskok, gdyby nie miecze w ich dłoniach można by pomylić to z dopracowanym układem. W tej chwili różnica w tempie zatraciła się, Aikka dopasowany do każdego ruchu przeciwnika unikał jakiejkolwiek konfrontacji. Aron był porywczy, jego ruchy były znacznie gwałtowniejsze, a z każdym machnięciem mieczem, stawał się coraz bardziej wyrywny.
Jednak każdy szczęk metalu o metal sprawiał ciarki na plecach. Niby był to tylko przyjacielski sparing, jednak oni traktowali to poważnie. Żaden nie odpuszczał. Gdyby stanęli kiedyś w boju byli by jednymi z pierwszych w szeregu i jednymi z najdzielniejszych.
- Czy to było trudne? – Usłyszałam w słuchawce i odwróciłam się do mojej towarzyszki, szukając kontekstu tego pytania.
- Wygrać wyścig? – doprecyzowała. Przed oczami stanęła mi ta ostatnia prosta. Cross próbujący mnie zabić i unik przy którym czułam jakby prowadziła mnie ręka mamy.
- To była najtrudniejsza rzecz w całym moim życiu. – Odpowiedziałam spokojnie, jednak dając też znak, że więcej nie chcę o tym mówić.
Wkrótce potem Aron i Aikka przestali walczyć. Skończyli walkę ukłonem do przeciwnika i podeszli w naszą stronę bardzo usatysfakcjonowani.
- Miło zmierzyć się z takim przeciwnikiem. Cieszę się, że możesz się czuć przy nim bezpieczna. – Aikka zwrócił się do mnie, jednocześnie pomagając wstać jego narzeczonej. Aron jedynie stał przy mnie i czekał na mój ruch.
- Za każdym razem gdy walczysz… jest to niesamowite – chciałam odpowiedzieć bardziej wyrafinowanie, jednak wyszedł z tego niezgrabny ulep. Aikka podniósł swoje szpiczaste uszy i rozejrzał się wokół. Spojrzał troskliwie na Makredę . Uśmiechnął się i ukłonił.
- Do zobaczenie – zakończył rozmowę. Zostawił nas samych w ogrodzie.
- Nie przejmuj się, wezwano ich. – Aron wziął mnie pod ramię.
- Przyzwyczaiłam się. – Przed oczami w jeden chwili pojawiły się wszystkie sytuacje w których Aikka nagle kończył nasze rozmowy.
- Jest następcą tronu, musisz mu wybaczyć. Jak będzie odpowiedni czas ktoś po nas przyjdzie. Chcesz przejść się po ogrodzie? – Rozejrzałam się po zielonym obszarze.
- Chętnie – Ruszyłam nie czekając na niego, skręcając w jedną z ciaśniejszych ścieżek.
Śpiew przeróżnych ptaków przełamywał ciszę wokół nas. Pałacowy ogród był żywy w każdym tego słowa znaczeniu. Zieleń w odcieniach od najciemniejszych spotykanych na starych szklanych lamach biurowych, do neonowych jaskrawych barw przebijających się w słońcu. Kwitów w barwach mi nie znanych: różowych wielkich lilii zwisających na girlandach, żółtych rozłożystych kwiatów i błękitno-fioletowych płatków wyglądających jak lejące się sukno materiału, wszystko przełamane białymi małymi sznurami konwalii.
Intensywność barw i zapachów i dźwięków sprawiała, że nie chciało się tego miejsca opuszczać. Zastanawiałam się jak można być tutaj nieszczęśliwym, jak wszystko jest takie piękne i przypomniałam sobie o obietnicy Arona.
- Opowiedz o Makredzie. – poprosiłam siadając bez skrępowania na zielonym dywanie równo przyciętym, zapewne przez pałacową służbę.
Aron przysiadł obok mnie i pozwolił mi oprzeć się na sobie. Sprawialiśmy wrażenie dobrze zgranej pary. Nadal nie jestem w stanie dojść do momentu w którym staliśmy się, jak dobrze zgrana para.
- Makreda jest najbardziej wierną, wyrozumiałą i cierpliwą istotą jaką udało mi się poznać. To co tutaj przeżywa, na jakie trudności jest wystawiona jedynie pokazuje jak bardzo kocha Aikkę.  – Zaczął tajemniczo, czym wzbudził moją ciekawość.
- Wychowała się z Aikką, jest dla niego kimś więcej niż tylko miłością, jest jedynym spoiwem przypominającym mu o jego poprzednim życiu. Aikka nie wychował się w zamku otoczony hordą służących. Żył w ukryciu otoczony lokalną społecznością, która w wyraźny sposób odbiła ślad w jego postrzeganiu ludu. Makreda była jego wsparciem, miłością, pewnym rodzajem zakazanego owocu. Aby nie wzbudzić podejrzeń, opiekun Aikki pozwalał na spotkania z Makredą bo nawet nie przypuszczał, że może dojść do mezaliansu…
- Mezalians jest wtedy, gdy ktoś wysoko postawiony, zwiąże się z kimś z niskiej warstwy społecznej. – zwróciłam uwagę, nie mając pojęcia, jak bardzo miałam rację.
- Makreda nie jest księżną, hrabiną, dwórką, ani nawet córką kupców. Wywodzi się z najgorszej w Nourasji warstwy społecznej – niewolników. Spojrzałam na niego z wielkim zdziwieniem.
- Nourasja, mimo swojej szlachetności ma w swoich szeregach niewolników. Jest to system kar, oddziałowujący na Ciebie, bliskich i Twoje przyszłe dzieci. Makreda jest córką niewolników. Jedną z niedogodności jest fakt noszenia przez nią krótkich sukienek, co w wyższych warstwach społecznych w Nourasji uchodzi za nietaktowne. Zauważ, że nigdy nie zobaczysz księcia, albo hrabiny w ubraniach odsłaniających kolana. Makreda musi je nosić, pomimo, że jest narzeczoną następcy tronu.
Aikka ma zamiar podczas swoich rządów znieść to upokarzające prawo. Może wydać Ci się to dziwne, ale to nie są tylko krótkie stroje, to również znamię na nodze pokazujące kim jesteś, zakaz wiary w bóstwa Nourasiańskie, oraz wiele niedogodności w przewozach, ustawieniu przy stole. Będąc córką niewolników Makreda żyje na dworze i z jednej strony musi stosować się do panujących na zamku zasad, a z drugiej cały czas pamiętać o tym kim jest.
- Ciężkie zadanie. – podsumowałam tą smutną historię. Kanarek w złotej klatce, nawet jeśli będzie ta klatka w pięknym miejscu, to i tak nadal pozostaje więzieniem.
- Aikka ją bardzo kocha, cały czas próbuje jej ułatwić to życie. Paradoksalnie ludzie bardziej go kochają, bo jeżeli Makreda czegoś nie może, on zniża się do jej poziomu. Powóz którym razem jeżdżą, jest odsłonięty, Aikka często karmi głodnych na ulicach. Pochyla się nad problemami, których władca nie zauważa.
- I tak nie wydaje się być szczęśliwa żyjąc przy jego boku, przez te wszystkie ograniczenia. – podsumowałam spokojnie tą krótką historię.
- Ty, też nie. – Odpowiedział Aron patrząc mi głęboko w oczy. 

 

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że dodałaś nowy rozdział, już się nie mogłam doczekać ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że udało Ci się znaleźć czas na opublikowanie rozdziału <3 Mam nadzieję, że kolejny pojawi się w niedalekiej przyszłości, bo już trochę na niego czekamy... Nie zapominaj o nas, bo mimo, iż jest mało komentarzy to myślę, że jednak parę osób czyta Twojego bloga. ;P
    Poza tym może niektórzy nie mogą dodać komentarza, bo blokują pliki Cookie. Ja też miałam poblokowane i dobry miesiąc męczyłam się by tu dodać kom ^^” Oby ten się wreszcie dodał...
    Rozdział świetny i bardzo fajnie, że taki długi.
    Podoba mi się nowa postawa jaką przyjął Aron. Jakbym miała o nim najgorsze zdanie to pomyślałabym, że jest to po prostu nowy sposób na poderwanie Evy. Podrywanie jej i nieczyste zagrywki nie wypaliły to może warto zdobyć jej zaufanie udając przyjaciela? xD
    Widzę jednak, że on rzeczywiście stara się być dla niej oparciem w tych trudnych chwilach. W końcu jak mógłby mieć złe serce skoro tak troszczy się o Omirę. Wiem, że wcześniej uważałam trochę inaczej (że jest podstępny) ale jakoś tak po tej długiej przerwie i obecnym jego zachowaniu zmieniłam zdanie ^^
    Ciekawa jestem czy Molly długo będzie rozpamiętywać związek z Rickiem... W zasadzie nie ma za dużo czasu, by zakochać się w Aronie skoro ten za niedługo wyjeżdża, ale może akurat? :)
    Smuci mnie historia Aikki i Makredy. Rzeczywiście nie mają łatwo. Zwłaszcza Makreda, której wszystko wypominają. Zastanawiam się, czy aby te ograniczenia nie doprowadzą kiedyś do tego, że postanowi zostawić Aikkę pomimo ich miłości. Coś jednak czuję, że jakby do tego doszło to Aikka z kolei porzuciłby dla niej tron. To bardzo w jego stylu :D
    Wiem, że sytuacja Aikki i Makredy jest wątkiem pobocznym i raczej mało wnosi do opowiadania, ale mam nadzieję, że i dla nich wymyśliłaś jakieś szczęśliwe zakończenie ;)
    Czekam na kolejny rozdział i życzę Ci, abyś znalazła trochę wolnego czasu zarówno dla siebie,jak i na bloga. Tęsknię za Twoimi opowiadaniami wiesz?
    Buziaczki kochana ;*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje że chcesz podzielić się swoją opinią, jest ona dla mnie cenna dlatego nie lukruj jej, jeśli będzie to nieszczere ;)