Serdecznie zapraszam również do przeczytania czegoś w rodzaju "wywiadu" ze mną, odpowiadałam na pytania które interesują Was na temat mojej osoby >>LINK<<
Rozdział XLII
Poznajmy Omire
Rick po ten akcji zdobył
całą gotówkę aby uwolnić Holi, oddać zadatek Aronowi i dodatkowo zatrzymać tyle
dla siebie aby starczyło na spłatę ostatnich długów i kupno małej kawalerki. Do
tej pory jestem pod wrażeniem o jak wielką stawkę wtedy grał. Mieszkał teraz
znacznie bliżej centrum, w lepszej dzielnicy z ludzkimi sąsiadami i garażem dla
swojego oczka w głowie.
Mieszkanie nie było duże:
raptem sypialnia w której poza łóżkiem i szafą niewiele się mieściło, mała
kuchnia z stolikiem dla dwóch osób, salon i łazienką z ubikacją. Wszystko w
ładnych kremowych barwach. Bardzo ciepłych, zachęcających do wracania do tego
miejsca. Nie przeczę, że byłam tam częstym gościem, zarówno w dzień jak i w
nocy, choć Rick od poznania Klary bardzo się zmienił.
Miesiąc po udanej akcji
odbicia Holi Aron odebrał puchar mistrza. Został niekwestionowanym liderem i
zapewnił Wei Race potok gotówki który znacznie uspokoił burzę o nazwie bankructwo. Jego rodzina była bardzo
zadowolona z uzyskanych korzyści. Brakująca suma pieniędzy została uzupełniona
i można było spłacić wykonawców odbudowujących Kaspię.
Jeśli chodzi o mnie to
powoli oswajałam się z zbliżającą się wolnością. Miałam zacząć niedługo testy z
Stanem i Kojim, Martwiłam się tylko o Ricka, od kiedy Klara pojawiła się w jego
życiu, ja jakbym zniknęła. Wychodził przed świtem, aby przyrządzić małej
śniadania, wracał w nocy kiedy był pewien, że już śpi. Zapewniał mnie, że
interesuje go tylko jego córka, ale niestety Samara była w pakiecie.
Ten dzień właśnie
spędzaliśmy u niej. Po mimo już raczej chłodnych październikowych dni, męska
część towarzystwa bardzo nalegała na grilla. Rick o dziwo szybko wkupił się w
łaski Marka, dużo rozmawiali o sporcie i najnowszych samochodach. Po kryjomu
skradł też serca Em i Holi. Obie zachwycały się jego wysokim stopniem
zaangażowania w opiekę nad Klarą.
Właśnie szłam do kuchni kiedy
stanęłam słysząc jak Samara, Em i Holi rozmawiały patrząc na ogród. Schowałam
się za filarem i słuchałam.
- Świetnie się dogaduje z
nią. – Em spokojnym głosem wpatrywała się w okno.
- Żartujesz, Klara go
uwielbia. Nie wyobraża sobie teraz wstać, czy zasnąć bez niego.
- I codziennie się
pojawia? – Holi była najbardziej zdystansowana do tej sytuacji.
- Codziennie od miesiąca.
Nawet dałam mu już klucze, nie ma sensu by cały czas pukał i mnie budził. –
Samara była taka dokładna, a mnie to powoli doprowadzało do białej gorączki.
Prawie nie widuje Ricka przez Klarę, a jak już do tego dochodzi to zaczyna mi
robić wyrzuty o to, że wiem o niej od dłuższego czasu.
- Ale chyba nie zajmuje
się tylko Klarą? – Samara z zaciekawieniem konturowała rozmowę.
- Często rozmawiamy. Choć
nie obyło się też od gwałtownych kłótni.
- Dziwię się, że mu nie
przyłożyłaś po tym wszystkim. – Oczami wyobraźni widziałam, jak Holi
energicznie teraz macha ogonem z rozzłoszczenia.
- Wrócicie do siebie po
tym wszystkim? – Moje serce szybciej zabiło, też chciałam znać na to odpowiedź.
- Jeszcze jest za
wcześnie by to stwierdzić, na pewno nikogo nie ma. – Samara mówiła to wręcz z
triumfem w głosie.
- Pytałaś? – Em była w
wielkim podziwie, że po tym wszystkim co przeżyła białowłosa miała siłę pytać
go o takie rzeczy.
- Nie, ale pomyślcie:
gdyby kogoś miał to raczej nie przychodziłby tutaj o świcie i nie wychodził
późno w nocy. Nie zerka nerwowo na zegarek, nie odbiera telefonów. Myślę, że
jest sam. – Racja, nie robiłam tego, bo Rick zasługiwał na kontakt z Klarą.
Zawsze jak mnie widział w tych nielicznych momentach, zanim się pokłócimy
zawsze mówi tylko o niej. Zaślepiła go.
- Tylko tyle? – upewniła
się Holi, a mnie znów sparaliżowało.
- Myślę, że on nadal mnie
kocha. – W jej głosie… ona czuła do niego coś potężnego. Aż ja to poczułam.
Mówiła jak w błogostanie, wręcz zachwycona jednak bardzo w tym stonowana. Wzięłam
się w garść. Ścisnęłam miskę trzymaną w dłoniach jeszcze mocniej i już miałam
iść do nich, przerwać tą rozmowę jednak poczułam od tyłu, że ktoś łapie mnie w
pasie.
- Spokojnie, to tylko ja.
– nad moim uchem zawisnął Aron z lekkim aksamitnym głosem. Bujał mną chwilę
mocniej trzymając mnie za biodra, abym również odpłynęła jego statkiem. Przez
ten miesiąc to on był odskocznią od moich problemów. Owszem, sam je stworzył,
ale starał się abym jak najmniej o tym wszystkim myślała. Chciał to naprawić, w
odróżnieniu od zatraconego w uroku Klary Ricka.
- Podsłuchujesz –
zauważył obracając mnie w swoją stronę i ponownie chwytając za ramiona.
Przymknęłam na chwilę oczy, by jeszcze na chwilę skupić się na rozmowie
dziewczyn, jednak zmieniły już temat. Chciałam go w tej chwili udusić, jednak z
drugiej strony był jedyną osobą której mogłam się teraz w pełni zwierzyć.
- Chodź na górę, pogadamy
– nie czekał na moją odpowiedź, po prostu podprowadził mnie do schodów i
zniknęliśmy w jednym z pokoi gościnnych. Był on wypełniony bielą i fiołkowym
fioletem. Wygodne łóżko małżeńskie zajmowało raczej większą część
pomieszczenia. Zza szklanego okna było widać ulicę, a więc sam pokój był z dala
od ogrodowych zabaw.
Aron odebrał ode mnie
ściskaną miskę i odłożył ją na bok, a następnie zgrabnie usiadł na łóżku ciągnąc
mnie za sobą.
- Wiesz, że niedługo
wracam na swoją planetę? – spytał zrelaksowany.
- Wiem, pewnie nie możesz
się doczekać tego co tam zastaniesz – Cieszyłam się z jego wyjazdu, bo ten
oznaczał też moją pełną wolność. Jednak Aron na mój entuzjazm trochę ochłonął.
- Właściwie to boję się
wyjechać… sam – dodał z lekkim wahaniem, przyglądając mi się ze zdwojoną siłą. Na
początku nie zrozumiałam tej aluzji.
- Nie wyjedziesz sam,
Twoi rodzice też wracają – odparłam spokojnie. Aron jednak spojrzał na mnie z
pewną dozą uczucia. Już od pewnego czasu czułam, że ta zabawa w narzeczeństwo
wcale nie jest dla niego zabawą. Jednak dla mnie był on wyłącznie przyjacielem.
Bardzo bliskim w tej chwili przyjacielem, bo gdy Rick zajmował się córką (i
najwidoczniej też jej matką) to ja siedziałam sama. Aron dawał mi poczucie
pewnej normalności w tych chwilach. Nadal z tyłu głowy wiedziałam, że to przez
niego jesteśmy teraz w takiej sytuacji i długo mu tego nie zapomnę, jednak
ilość pracy jaką wkłada aby to naprawić robi na mnie wrażenie.
- Ja jestem z Rickiem –
powiedziałam powoli, przymykając jednocześnie oczy. Nie wiedziałam, czy w tej
chwili przekonuje jego, czy siebie samą. Starałam się wręcz powstrzymywać łzy,
uświadamiając sobie, że jeżeli w tym wielkim facecie z krwistymi tatuażami jest
choć cień uczucia do Samary, to w tej chwili z każdym dniem rośnie. Rośnie
dzięki wspomnieniom, wspólnej córce, każdej cholernej kawie, czy przyniesionym
bukiecie kwiatów. Po moim policzku spływało coraz więcej łez.
Poczułam jak Aron oplata
mnie szczelnie ramieniem i przyciska do swojej piersi. Jemu w tej chwili nie
zależało na tym by być kimś więcej. Ten niezwykły kosmita stawał się dla mnie
oparciem i powiernikiem lęków. Czułam, że mogę mu zaufać w każdej sprawie. Machinalnie
również go objęłam i po prostu płakałam. Moje słone łzy spływały powoli po jego
karu i nikły wchłonięte przez błękitną koszulę.
Trwaliśmy tak kilka minut
zanim ktoś nieśmiało nie wszedł do pokoju. Ja nawet nie otwarłam oczu bojąc
się, że wypłynie z nich wodospad nagromadzonych łez.
- Nie chcę Wam
przeszkadzać… - Mark zamilkł na chwilę, prawdopodobnie zmieszany moim aktualnym
humorem. Aron jednak zachęcił go dyskretnym gestem dłoni.
- Omira podobno jest w
kiepskim stanie, Em i Holi chcą tam jechać, a ja trochę już wypiłem… -
przeciągał bardzo, nie będąc pewnym czy ja nie jestem w równie złym stanie.
- Daj nam chwilę, zaraz
będziemy na dole – powiedział szybko Aron, a drzwi zamknęły się prawie
natychmiast. Aron chwycił mnie za podbródek i zmusił do otwarcia oczu. Patrzył
na mnie ze współczuciem, bolało go moje wewnętrzne rozdarcie.
- Pojedź ze mną, nie chcę
Cię zostawiać z Rickiem i Samarą – delikatnie starł pozostałe łzy z moich
policzków i przez chwilę zerknął na moje usta. Coś analizował. Oceniał ryzyko.
Jednak najwidoczniej wycofał się z tego pomysłu i odsunął o parę centymetrów. Też
się odsunęłam i z lekkimi oporami wstałam z łóżka poprawiając fioletowy
podkoszulek.
- Jedziemy? – spytałam
patrząc na zamknięte drzwi. Aron otworzył mi drzwi. Schodząc na dół zauważyłam
niemal skaczącą z niecierpliwością Em i Holi która stała zgaszona w ramionach
Marka. Przy kuchni stała natomiast Samara z Klarą na rękach oraz Rick,
obejmujący jej biodro. Jednak jak tylko pojawiłam się na szczycie schodów
skrzyżował ręce na piersi i oparł się luźno o framugę. Nawet się na niego nie
spojrzałam kiedy wychodziłam z ich domu.
Sierociniec dla
porzuconych kosmitów wyglądał coraz gorzej. Farba która jeszcze niedawno
trzymała się ścian, teraz wręcz krzyczała by ktoś ją zerwał. Kawałki tynku
leżały w równych rzędach przy ścianach budynku. Nadal to miejsce przyprawiało
mnie o dreszcze. W środku czekało mnóstwo miniaturek kosmitów stłoczonych w
jednym miejscu. Em zwinnie przedzierała się przez ten mały tłum, aby jak
najszybciej wbiec do pomieszczenia w którym nigdy nie byłam. Aron mocno
trzymając mnie w pasie szedł w jej ślady i w końcu też znaleźliśmy się w małym
pomieszczeniu.
Pomieszczenie wyglądało
trochę jak salon Ricka: zaniedbane, z odchodzącą tapetą, zapachem pleśni i
małym dostępem światła. Różnica polegała na ścianie zajętej przez kilkanaście
błękitnych pustych na mój gust beczek i małego zielnika z którego jakimś cudem wyrastały
jaskrawo zielone liście. W pomieszczeniu były też drugie drzwi. Szklane z
których biło ciepłe słoneczne światło. Em zniknęła za nimi bardzo szybko, a
Holi dołączyła zaraz za nią. Ja, Aron i Mark nieśmiało zbliżaliśmy się do nich.
Zza szyby zobaczyłam
pomieszczenie niewiele większe od tego w którym się znajdujemy. Biło od niego
słoneczne słońce z lamp zainstalowanych na suficie. Ściany były wytapetowane
lasami amazońskimi. Na łóżku z liści palmowych leżała kosmitka na której widok
aż się cofnęłam.
Była otyła, jej skóra
była pokryta ciemnozielonymi łuskami, a jej twarz przypominała mi najgorsze
opowieści o demonie Cathulu. Duże i głębokie zmarszczki na czole, głęboko
osadzone ciemne oczy. Nos i usta zasłonięte przez tysiące macek wyrastające od
połowy twarzy, jakby dredy postanowiły zadomowić się na przodzie głowy zamiast
z tyłu. Jej włosy były czarne, napuszone i długie.
- Nie bój się, to jedna z
milszych istot na tym świecie – przekonywał Aron łapiąc mnie mocniej w biodrach
i nie pozwalając mi się cofnąć.
- To jest Omira? –
upewniłam się. Kiedy słyszałam o niej czasami od dziewczyn, zdawało mi się, że
jest to sympatycznie wyglądająca stara kosmitka, a ona przypominała bardziej
potwora niż opiekuńczą istotę.
- Opiekunka Em, Holi,
Samary i wielu innych – doprecyzował Aron starając się przekonać mnie, że
istota którą widzę wcale nie jest wymyślnym demonem dążącym do zagłady
ludzkości. Przeszły mnie ciarki na myśl, że Em z taką czułością wyraża się o
tej istocie.
- Podobno kiedyś
wyglądała lepiej, odcień jej skóry wskazuje na jej skażenie organizmu – Aron
kontynuował. – Białe łuski oznaczają czyste środowisko, im ciemniej tym gorzej.
Kiedy pierwszy raz ją poznałem miała odcień szarości. Czarne łuski
najprawdopodobniej będą oznaczać śmierć.
Em wraz z Holi pomagały
jej teraz wstać. Wyglądała bardzo źle. Podprowadziły ją do małej wanienki w
rogu pokoju, kiedy Em przytrzymywała ją w pasie, Holi nalała z jednej z beczek
trochę wody. Obie zaczęły ją obmywać i miałam wrażenie, że jej skóra zaczyna
się robić jaśniejsza. Aron jakby czytał mi w myślach powiedział:
- Dzięki styczności z
rzeczami naturalnymi można spowolnić jej…
- Śmierć – dokończył Mark
który w skupieniu oglądał pracę Holi. Ta kosmitka wyglądająca jak hybryda kota
i człowieka, na co dzień bardzo twarda i budząca postrach, teraz troskliwa i
delikatna.
- Dlaczego jej skóra
teraz zmienia kolor? – Spytałam obserwując jak z każdą chwilą robiła się coraz
jaśniejsza.
- Dzięki wodzie z Nourasii
– odparł Aron, kiedy zobaczył moją zdziwioną twarz zaczął tłumaczyć.
- Omira jest z planty
silnie naturalnej. Jeżeli ma zbyt duży kontakt z skażonym środowiskiem zatruwa
się. Nie ma odporności na szkodliwe czynniki.
- Dlaczego nie jest na
swojej planecie? – spytałam
- Jest na banicji – Mark
odpowiadał lakonicznie. Nie dopytywałam więcej, jednak zainteresowało mnie
pochodzenie wody. Specjalnie odwróciłam się w stronę wielkich beczek z wodą i
odeszłam parę kroków w bok. Aron poszedł za moim przykładem.
- Dlaczego…
- Z Nourasii? – dokończył
za mnie. – Jest to planeta najbliższa klasyfikująca się jako naturalna,
dodatkowo książę Aikka jest moim bliskim przyjacielem.
- Nadal nie rozumiem,
dlaczego ona nie może w takim razie być na Nourasii? – nie umiałam zrozumieć,
dlaczego ona z własnej woli się zabija.
- Jest na banicji, żadna
planeta naturalna nie chce jej przyjąć. Ziemia była najlepszą alternatywą. –
Aron tłumaczył mi to bez większego sensu. – W chwili kiedy będę wyjeżdżał na
Kaspię mam zabrać Omirę ze sobą – wyznał spokojnie. – Będzie to dla niej
lepsze, może nawet wróci do pełni sił.
- To będzie dla niej
dobre - uspokoiłam się, że nie czeka jej powolna śmierć.
Usiadłam na jednej z
beczek i czekałam, aż wyjdzie Em. Aron stanął za mną i objął w pasie, oparł
swoją głowę o moje ramię. Nie sprzeciwiałam się, jednak nie uznawałam tego za
przejaw jakiś większych uczuć. Po prostu potrzebowałam teraz kogoś blisko.
Em wyszła z pokoju Omiry
dopiero pod wieczór. Czułem się już zdrętwiały, jednak Eva pierwszy raz dała mi
możliwość bycia tak blisko. Delektowałem się tą chwilą. Em podeszła do mnie i
ignorując całkowicie Molly złapała mnie za dłonie przysuwając je sobie do
piersi.
- Potrzebujemy wody.
Jeśli niedługo wyjeżdżasz moglibyśmy się tam wybrać jeszcze raz przed Twoim
wyjazdem?
- Em – westchnąłem ciężko
– To będzie podejrzane ponownie tam lecieć. – Aikka na pewno nie będzie miał
nic przeciwko naszej wizycie, z pewnością się ucieszy, jednak nie chciałem
nadużywać jego gościnności.
- Wymyśl coś, proszę ona
umiera – Em nie odpuszczała. Spojrzałem niepewnie na Molly.
- Mógłbym przedstawić
swoją narzeczoną, - zacząłem ostrożnie - gdyby Molly się zgodziła. To już jest
powód do wizyty. – Em spojrzała błagalnie na Evę i chwyciła ją mocno za dłonie.
Molly mogłaby w tej chwili uratować życie Omiry, a przynajmniej jej je
przedłużyć, jednak znając jej stosunek do naszych zaręczyn sama musiała podjąć
decyzję.
- Proszę – Jej słowa
zalewały serce jak woda spod prysznica otula ciało podczas kąpieli. Eva
spojrzała na mnie z równie wielkim błaganiem, mając nadzieje, że jest jeszcze
plan B, ale ja go nie miałem. To było jedyne wyjście z tej sytuacji. Wahała
się, a Em wciąż napierała na nią widząc w niej jedyną nadzieję.
Prawie skoczyłem ze
szczęścia, słysząc jej zgodę. Oznaczało to jeszcze jedną wspólną podróż,
jeszcze jedną szansę by przekonać ją do zastania ze mną. Nigdy nie planowałem
choroby Omiry, jednak pomimo tragiczności w tej chwili była najlepszym co mogło
mnie spotkać. Wiedziałem, że jest to moja szansa by raz na zawsze wyleczyć Evę
z poczucia, że kocha Ricka Thunderbolta.
- Ten ostatni raz – Eva
zagroziła mi palcem i odeszła na bok.
Na nowy rozdział zapraszam w okolicy 12 listopada.
Czy mi się wydaje czy Rick robi na złość Evie? Jeśli tak, to ma to sens. Może nie było rozmowy, ale cieszy mnie taka zmiana w jego zachowaniu. Chociaż nie domyślam się jakie będzie zakończenie, podoba mi się to w jaką stronę ta historia zmierza. Już nie mogę się doczekać wyprawy Evy i Arona na Nourasję. Coś czuję, że Rick się wkurzy. Mam tylko nadzieję, że Eva nie będzie się przed nim korzyć. To takie nie w jej stylu więc proszę nie rób mi tego ;D. Choć nie przepadam za Aikką to cieszę się, że znowu pojawiają się wzmianki o nim i być może Eva się z nim spotka. Czekam z niecierpliwością na ten moment. Pozdrawiam cię i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńRozmowa na którą czekasz będzie w następnej notce, będzie dość burzliwa :)
UsuńNo i chyba Aron dopiął swego.. Związek Evy z Rickiem się sypie, a on coraz bardziej zyskuje w jej oczach. Intrygant jeden... Chociaż w zasadzie lepszy on niż krzywdzący ją Rick.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawi mnie spotkanie Molly z Aikką xD Jestem ciekawa jego reakcji, gdy Aron przedstawi ją jako swoją narzeczoną ^^" Oj Eva brnie w coraz większe komplikacje :D
Super, że w końcu poznaliśmy osławioną Omirę. Z początku wydawało mi się, że już kiedyś Eva miała okazję ją poznać jak była w sierocińcu. I aż się cofnęłam do tego rozdziału, ale nie :D Wtedy nie dopuścili jej do niej ze względu na jej toksyczność xD Cwanie wymyśliłaś tą chorobę ;) Ciekawi mnie tylko czemu Omira tak właściwe została skazana na banicję. O ile pamiętam bohaterowie nie znali powodu. Co mogła zrobić takiego istota, która przyjmuje pod swój dach sieroty, by zostać wygnaną z własnej planety?
Hej Diana, kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńZ małą obsuwą właśnie dodany :)
Usuń