22 października 2018

Rozdział XLII


Serdecznie zapraszam również do przeczytania czegoś w rodzaju "wywiadu" ze mną, odpowiadałam na pytania które interesują Was na temat mojej osoby >>LINK<<

Rozdział XLII
Poznajmy Omire

Rick po ten akcji zdobył całą gotówkę aby uwolnić Holi, oddać zadatek Aronowi i dodatkowo zatrzymać tyle dla siebie aby starczyło na spłatę ostatnich długów i kupno małej kawalerki. Do tej pory jestem pod wrażeniem o jak wielką stawkę wtedy grał. Mieszkał teraz znacznie bliżej centrum, w lepszej dzielnicy z ludzkimi sąsiadami i garażem dla swojego oczka w głowie.
Mieszkanie nie było duże: raptem sypialnia w której poza łóżkiem i szafą niewiele się mieściło, mała kuchnia z stolikiem dla dwóch osób, salon i łazienką z ubikacją. Wszystko w ładnych kremowych barwach. Bardzo ciepłych, zachęcających do wracania do tego miejsca. Nie przeczę, że byłam tam częstym gościem, zarówno w dzień jak i w nocy, choć Rick od poznania Klary bardzo się zmienił.
Miesiąc po udanej akcji odbicia Holi Aron odebrał puchar mistrza. Został niekwestionowanym liderem i zapewnił Wei Race potok gotówki który znacznie uspokoił burzę o nazwie bankructwo. Jego rodzina była bardzo zadowolona z uzyskanych korzyści. Brakująca suma pieniędzy została uzupełniona i można było spłacić wykonawców odbudowujących Kaspię.
Jeśli chodzi o mnie to powoli oswajałam się z zbliżającą się wolnością. Miałam zacząć niedługo testy z Stanem i Kojim, Martwiłam się tylko o Ricka, od kiedy Klara pojawiła się w jego życiu, ja jakbym zniknęła. Wychodził przed świtem, aby przyrządzić małej śniadania, wracał w nocy kiedy był pewien, że już śpi. Zapewniał mnie, że interesuje go tylko jego córka, ale niestety Samara była w pakiecie.
Ten dzień właśnie spędzaliśmy u niej. Po mimo już raczej chłodnych październikowych dni, męska część towarzystwa bardzo nalegała na grilla. Rick o dziwo szybko wkupił się w łaski Marka, dużo rozmawiali o sporcie i najnowszych samochodach. Po kryjomu skradł też serca Em i Holi. Obie zachwycały się jego wysokim stopniem zaangażowania w opiekę nad Klarą.
Właśnie szłam do kuchni kiedy stanęłam słysząc jak Samara, Em i Holi rozmawiały patrząc na ogród. Schowałam się za filarem i słuchałam.
- Świetnie się dogaduje z nią. – Em spokojnym głosem wpatrywała się w okno.
- Żartujesz, Klara go uwielbia. Nie wyobraża sobie teraz wstać, czy zasnąć bez niego.
- I codziennie się pojawia? – Holi była najbardziej zdystansowana do tej sytuacji.
- Codziennie od miesiąca. Nawet dałam mu już klucze, nie ma sensu by cały czas pukał i mnie budził. – Samara była taka dokładna, a mnie to powoli doprowadzało do białej gorączki. Prawie nie widuje Ricka przez Klarę, a jak już do tego dochodzi to zaczyna mi robić wyrzuty o to, że wiem o niej od dłuższego czasu.
- Ale chyba nie zajmuje się tylko Klarą? – Samara z zaciekawieniem konturowała rozmowę.
- Często rozmawiamy. Choć nie obyło się też od gwałtownych kłótni.
- Dziwię się, że mu nie przyłożyłaś po tym wszystkim. – Oczami wyobraźni widziałam, jak Holi energicznie teraz macha ogonem z rozzłoszczenia.
- Wrócicie do siebie po tym wszystkim? – Moje serce szybciej zabiło, też chciałam znać na to odpowiedź.
- Jeszcze jest za wcześnie by to stwierdzić, na pewno nikogo nie ma. – Samara mówiła to wręcz z triumfem w głosie.
- Pytałaś? – Em była w wielkim podziwie, że po tym wszystkim co przeżyła białowłosa miała siłę pytać go o takie rzeczy.
- Nie, ale pomyślcie: gdyby kogoś miał to raczej nie przychodziłby tutaj o świcie i nie wychodził późno w nocy. Nie zerka nerwowo na zegarek, nie odbiera telefonów. Myślę, że jest sam. – Racja, nie robiłam tego, bo Rick zasługiwał na kontakt z Klarą. Zawsze jak mnie widział w tych nielicznych momentach, zanim się pokłócimy zawsze mówi tylko o niej. Zaślepiła go.
- Tylko tyle? – upewniła się Holi, a mnie znów sparaliżowało.
- Myślę, że on nadal mnie kocha. – W jej głosie… ona czuła do niego coś potężnego. Aż ja to poczułam. Mówiła jak w błogostanie, wręcz zachwycona jednak bardzo w tym stonowana. Wzięłam się w garść. Ścisnęłam miskę trzymaną w dłoniach jeszcze mocniej i już miałam iść do nich, przerwać tą rozmowę jednak poczułam od tyłu, że ktoś łapie mnie w pasie.
- Spokojnie, to tylko ja. – nad moim uchem zawisnął Aron z lekkim aksamitnym głosem. Bujał mną chwilę mocniej trzymając mnie za biodra, abym również odpłynęła jego statkiem. Przez ten miesiąc to on był odskocznią od moich problemów. Owszem, sam je stworzył, ale starał się abym jak najmniej o tym wszystkim myślała. Chciał to naprawić, w odróżnieniu od zatraconego w uroku Klary Ricka.
- Podsłuchujesz – zauważył obracając mnie w swoją stronę i ponownie chwytając za ramiona. Przymknęłam na chwilę oczy, by jeszcze na chwilę skupić się na rozmowie dziewczyn, jednak zmieniły już temat. Chciałam go w tej chwili udusić, jednak z drugiej strony był jedyną osobą której mogłam się teraz w pełni zwierzyć.
- Chodź na górę, pogadamy – nie czekał na moją odpowiedź, po prostu podprowadził mnie do schodów i zniknęliśmy w jednym z pokoi gościnnych. Był on wypełniony bielą i fiołkowym fioletem. Wygodne łóżko małżeńskie zajmowało raczej większą część pomieszczenia. Zza szklanego okna było widać ulicę, a więc sam pokój był z dala od ogrodowych zabaw.
Aron odebrał ode mnie ściskaną miskę i odłożył ją na bok, a następnie zgrabnie usiadł na łóżku ciągnąc mnie za sobą.
- Wiesz, że niedługo wracam na swoją planetę? – spytał zrelaksowany.
- Wiem, pewnie nie możesz się doczekać tego co tam zastaniesz – Cieszyłam się z jego wyjazdu, bo ten oznaczał też moją pełną wolność. Jednak Aron na mój entuzjazm trochę ochłonął.
- Właściwie to boję się wyjechać… sam – dodał z lekkim wahaniem, przyglądając mi się ze zdwojoną siłą. Na początku nie zrozumiałam tej aluzji.
- Nie wyjedziesz sam, Twoi rodzice też wracają – odparłam spokojnie. Aron jednak spojrzał na mnie z pewną dozą uczucia. Już od pewnego czasu czułam, że ta zabawa w narzeczeństwo wcale nie jest dla niego zabawą. Jednak dla mnie był on wyłącznie przyjacielem. Bardzo bliskim w tej chwili przyjacielem, bo gdy Rick zajmował się córką (i najwidoczniej też jej matką) to ja siedziałam sama. Aron dawał mi poczucie pewnej normalności w tych chwilach. Nadal z tyłu głowy wiedziałam, że to przez niego jesteśmy teraz w takiej sytuacji i długo mu tego nie zapomnę, jednak ilość pracy jaką wkłada aby to naprawić robi na mnie wrażenie.
- Ja jestem z Rickiem – powiedziałam powoli, przymykając jednocześnie oczy. Nie wiedziałam, czy w tej chwili przekonuje jego, czy siebie samą. Starałam się wręcz powstrzymywać łzy, uświadamiając sobie, że jeżeli w tym wielkim facecie z krwistymi tatuażami jest choć cień uczucia do Samary, to w tej chwili z każdym dniem rośnie. Rośnie dzięki wspomnieniom, wspólnej córce, każdej cholernej kawie, czy przyniesionym bukiecie kwiatów. Po moim policzku spływało coraz więcej łez.
Poczułam jak Aron oplata mnie szczelnie ramieniem i przyciska do swojej piersi. Jemu w tej chwili nie zależało na tym by być kimś więcej. Ten niezwykły kosmita stawał się dla mnie oparciem i powiernikiem lęków. Czułam, że mogę mu zaufać w każdej sprawie. Machinalnie również go objęłam i po prostu płakałam. Moje słone łzy spływały powoli po jego karu i nikły wchłonięte przez błękitną koszulę.
Trwaliśmy tak kilka minut zanim ktoś nieśmiało nie wszedł do pokoju. Ja nawet nie otwarłam oczu bojąc się, że wypłynie z nich wodospad nagromadzonych łez.
- Nie chcę Wam przeszkadzać… - Mark zamilkł na chwilę, prawdopodobnie zmieszany moim aktualnym humorem. Aron jednak zachęcił go dyskretnym gestem dłoni.
- Omira podobno jest w kiepskim stanie, Em i Holi chcą tam jechać, a ja trochę już wypiłem… - przeciągał bardzo, nie będąc pewnym czy ja nie jestem w równie złym stanie.
- Daj nam chwilę, zaraz będziemy na dole – powiedział szybko Aron, a drzwi zamknęły się prawie natychmiast. Aron chwycił mnie za podbródek i zmusił do otwarcia oczu. Patrzył na mnie ze współczuciem, bolało go moje wewnętrzne rozdarcie.
- Pojedź ze mną, nie chcę Cię zostawiać z Rickiem i Samarą – delikatnie starł pozostałe łzy z moich policzków i przez chwilę zerknął na moje usta. Coś analizował. Oceniał ryzyko. Jednak najwidoczniej wycofał się z tego pomysłu i odsunął o parę centymetrów. Też się odsunęłam i z lekkimi oporami wstałam z łóżka poprawiając fioletowy podkoszulek.
- Jedziemy? – spytałam patrząc na zamknięte drzwi. Aron otworzył mi drzwi. Schodząc na dół zauważyłam niemal skaczącą z niecierpliwością Em i Holi która stała zgaszona w ramionach Marka. Przy kuchni stała natomiast Samara z Klarą na rękach oraz Rick, obejmujący jej biodro. Jednak jak tylko pojawiłam się na szczycie schodów skrzyżował ręce na piersi i oparł się luźno o framugę. Nawet się na niego nie spojrzałam kiedy wychodziłam z ich domu.

Sierociniec dla porzuconych kosmitów wyglądał coraz gorzej. Farba która jeszcze niedawno trzymała się ścian, teraz wręcz krzyczała by ktoś ją zerwał. Kawałki tynku leżały w równych rzędach przy ścianach budynku. Nadal to miejsce przyprawiało mnie o dreszcze. W środku czekało mnóstwo miniaturek kosmitów stłoczonych w jednym miejscu. Em zwinnie przedzierała się przez ten mały tłum, aby jak najszybciej wbiec do pomieszczenia w którym nigdy nie byłam. Aron mocno trzymając mnie w pasie szedł w jej ślady i w końcu też znaleźliśmy się w małym pomieszczeniu.
Pomieszczenie wyglądało trochę jak salon Ricka: zaniedbane, z odchodzącą tapetą, zapachem pleśni i małym dostępem światła. Różnica polegała na ścianie zajętej przez kilkanaście błękitnych pustych na mój gust beczek i małego zielnika z którego jakimś cudem wyrastały jaskrawo zielone liście. W pomieszczeniu były też drugie drzwi. Szklane z których biło ciepłe słoneczne światło. Em zniknęła za nimi bardzo szybko, a Holi dołączyła zaraz za nią. Ja, Aron i Mark nieśmiało zbliżaliśmy się do nich.
Zza szyby zobaczyłam pomieszczenie niewiele większe od tego w którym się znajdujemy. Biło od niego słoneczne słońce z lamp zainstalowanych na suficie. Ściany były wytapetowane lasami amazońskimi. Na łóżku z liści palmowych leżała kosmitka na której widok aż się cofnęłam.
Była otyła, jej skóra była pokryta ciemnozielonymi łuskami, a jej twarz przypominała mi najgorsze opowieści o demonie Cathulu. Duże i głębokie zmarszczki na czole, głęboko osadzone ciemne oczy. Nos i usta zasłonięte przez tysiące macek wyrastające od połowy twarzy, jakby dredy postanowiły zadomowić się na przodzie głowy zamiast z tyłu. Jej włosy były czarne, napuszone i długie.
- Nie bój się, to jedna z milszych istot na tym świecie – przekonywał Aron łapiąc mnie mocniej w biodrach i nie pozwalając mi się cofnąć.
- To jest Omira? – upewniłam się. Kiedy słyszałam o niej czasami od dziewczyn, zdawało mi się, że jest to sympatycznie wyglądająca stara kosmitka, a ona przypominała bardziej potwora niż opiekuńczą istotę.
- Opiekunka Em, Holi, Samary i wielu innych – doprecyzował Aron starając się przekonać mnie, że istota którą widzę wcale nie jest wymyślnym demonem dążącym do zagłady ludzkości. Przeszły mnie ciarki na myśl, że Em z taką czułością wyraża się o tej istocie.
- Podobno kiedyś wyglądała lepiej, odcień jej skóry wskazuje na jej skażenie organizmu – Aron kontynuował. – Białe łuski oznaczają czyste środowisko, im ciemniej tym gorzej. Kiedy pierwszy raz ją poznałem miała odcień szarości. Czarne łuski najprawdopodobniej będą oznaczać śmierć.
Em wraz z Holi pomagały jej teraz wstać. Wyglądała bardzo źle. Podprowadziły ją do małej wanienki w rogu pokoju, kiedy Em przytrzymywała ją w pasie, Holi nalała z jednej z beczek trochę wody. Obie zaczęły ją obmywać i miałam wrażenie, że jej skóra zaczyna się robić jaśniejsza. Aron jakby czytał mi w myślach powiedział:
- Dzięki styczności z rzeczami naturalnymi można spowolnić jej…
- Śmierć – dokończył Mark który w skupieniu oglądał pracę Holi. Ta kosmitka wyglądająca jak hybryda kota i człowieka, na co dzień bardzo twarda i budząca postrach, teraz troskliwa i delikatna.
- Dlaczego jej skóra teraz zmienia kolor? – Spytałam obserwując jak z każdą chwilą robiła się coraz jaśniejsza.
- Dzięki wodzie z Nourasii – odparł Aron, kiedy zobaczył moją zdziwioną twarz zaczął tłumaczyć.
- Omira jest z planty silnie naturalnej. Jeżeli ma zbyt duży kontakt z skażonym środowiskiem zatruwa się. Nie ma odporności na szkodliwe czynniki.
- Dlaczego nie jest na swojej planecie? – spytałam
- Jest na banicji – Mark odpowiadał lakonicznie. Nie dopytywałam więcej, jednak zainteresowało mnie pochodzenie wody. Specjalnie odwróciłam się w stronę wielkich beczek z wodą i odeszłam parę kroków w bok. Aron poszedł za moim przykładem.
- Dlaczego…
- Z Nourasii? – dokończył za mnie. – Jest to planeta najbliższa klasyfikująca się jako naturalna, dodatkowo książę Aikka jest moim bliskim przyjacielem.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego ona nie może w takim razie być na Nourasii? – nie umiałam zrozumieć, dlaczego ona z własnej woli się zabija.
- Jest na banicji, żadna planeta naturalna nie chce jej przyjąć. Ziemia była najlepszą alternatywą. – Aron tłumaczył mi to bez większego sensu. – W chwili kiedy będę wyjeżdżał na Kaspię mam zabrać Omirę ze sobą – wyznał spokojnie. – Będzie to dla niej lepsze, może nawet wróci do pełni sił.
- To będzie dla niej dobre - uspokoiłam się, że nie czeka jej powolna śmierć.
Usiadłam na jednej z beczek i czekałam, aż wyjdzie Em. Aron stanął za mną i objął w pasie, oparł swoją głowę o moje ramię. Nie sprzeciwiałam się, jednak nie uznawałam tego za przejaw jakiś większych uczuć. Po prostu potrzebowałam teraz kogoś blisko.

Em wyszła z pokoju Omiry dopiero pod wieczór. Czułem się już zdrętwiały, jednak Eva pierwszy raz dała mi możliwość bycia tak blisko. Delektowałem się tą chwilą. Em podeszła do mnie i ignorując całkowicie Molly złapała mnie za dłonie przysuwając je sobie do piersi.
- Potrzebujemy wody. Jeśli niedługo wyjeżdżasz moglibyśmy się tam wybrać jeszcze raz przed Twoim wyjazdem?
- Em – westchnąłem ciężko – To będzie podejrzane ponownie tam lecieć. – Aikka na pewno nie będzie miał nic przeciwko naszej wizycie, z pewnością się ucieszy, jednak nie chciałem nadużywać jego gościnności.
- Wymyśl coś, proszę ona umiera – Em nie odpuszczała. Spojrzałem niepewnie na Molly.
- Mógłbym przedstawić swoją narzeczoną, - zacząłem ostrożnie - gdyby Molly się zgodziła. To już jest powód do wizyty. – Em spojrzała błagalnie na Evę i chwyciła ją mocno za dłonie. Molly mogłaby w tej chwili uratować życie Omiry, a przynajmniej jej je przedłużyć, jednak znając jej stosunek do naszych zaręczyn sama musiała podjąć decyzję.
- Proszę – Jej słowa zalewały serce jak woda spod prysznica otula ciało podczas kąpieli. Eva spojrzała na mnie z równie wielkim błaganiem, mając nadzieje, że jest jeszcze plan B, ale ja go nie miałem. To było jedyne wyjście z tej sytuacji. Wahała się, a Em wciąż napierała na nią widząc w niej jedyną nadzieję.
Prawie skoczyłem ze szczęścia, słysząc jej zgodę. Oznaczało to jeszcze jedną wspólną podróż, jeszcze jedną szansę by przekonać ją do zastania ze mną. Nigdy nie planowałem choroby Omiry, jednak pomimo tragiczności w tej chwili była najlepszym co mogło mnie spotkać. Wiedziałem, że jest to moja szansa by raz na zawsze wyleczyć Evę z poczucia, że kocha Ricka Thunderbolta.
- Ten ostatni raz – Eva zagroziła mi palcem i odeszła na bok.

Na nowy rozdział zapraszam w okolicy 12 listopada. 

5 komentarzy:

  1. Czy mi się wydaje czy Rick robi na złość Evie? Jeśli tak, to ma to sens. Może nie było rozmowy, ale cieszy mnie taka zmiana w jego zachowaniu. Chociaż nie domyślam się jakie będzie zakończenie, podoba mi się to w jaką stronę ta historia zmierza. Już nie mogę się doczekać wyprawy Evy i Arona na Nourasję. Coś czuję, że Rick się wkurzy. Mam tylko nadzieję, że Eva nie będzie się przed nim korzyć. To takie nie w jej stylu więc proszę nie rób mi tego ;D. Choć nie przepadam za Aikką to cieszę się, że znowu pojawiają się wzmianki o nim i być może Eva się z nim spotka. Czekam z niecierpliwością na ten moment. Pozdrawiam cię i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmowa na którą czekasz będzie w następnej notce, będzie dość burzliwa :)

      Usuń
  2. No i chyba Aron dopiął swego.. Związek Evy z Rickiem się sypie, a on coraz bardziej zyskuje w jej oczach. Intrygant jeden... Chociaż w zasadzie lepszy on niż krzywdzący ją Rick.
    Bardzo ciekawi mnie spotkanie Molly z Aikką xD Jestem ciekawa jego reakcji, gdy Aron przedstawi ją jako swoją narzeczoną ^^" Oj Eva brnie w coraz większe komplikacje :D
    Super, że w końcu poznaliśmy osławioną Omirę. Z początku wydawało mi się, że już kiedyś Eva miała okazję ją poznać jak była w sierocińcu. I aż się cofnęłam do tego rozdziału, ale nie :D Wtedy nie dopuścili jej do niej ze względu na jej toksyczność xD Cwanie wymyśliłaś tą chorobę ;) Ciekawi mnie tylko czemu Omira tak właściwe została skazana na banicję. O ile pamiętam bohaterowie nie znali powodu. Co mogła zrobić takiego istota, która przyjmuje pod swój dach sieroty, by zostać wygnaną z własnej planety?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Diana, kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje że chcesz podzielić się swoją opinią, jest ona dla mnie cenna dlatego nie lukruj jej, jeśli będzie to nieszczere ;)