Rozdział XXIII
NIEBEZPIECZNY
KIEROWCA NADAL NA WOLNOŚCI.
Służby
mundurowe w dalszym ciągu poszukują tajemniczego kierowcy nielegalnych wyścigów
na ulicach Kansas City. Jak do tej pory nie zabezpieczono żadnych śladów
biologicznych, ani nie ujawniono żadnych świadków. Policja podkreśla, że jeżeli
ktoś posiada jakieś informacje powinien zgłosić się na najbliższą komendę.
W
ciągu tygodnia policja aresztowała już ponad 250 osób zamieszanych w nielegalne
wyścigi na terenie Kansas i zapowiada, że to nie koniec. Wśród zatrzymanych
jest 123 Ziemian. Kilku z nich już usłyszało zarzuty…
Ekran nagle zrobił się
czarny.
- Oglądałam to! -
Odkrzyknęłam z oburzeniem. Siedziałam na kanapie u Ricka i gryzłam kubek ze
zdenerwowania. Moje zdrowie psychiczne nie było jeszcze w najlepszym stanie.
- Za chwilę złamiesz
sobie zęby. - Powiedział spokojnie siadając obok i zabierając mi kubek z dawno
zimnym już lekarstwem. Był bez koszulki odsłaniając tym samym swoje czerwone
tatuaże i umięśniony tors. Siedziałam zakopana w koc. W jego zniszczonym
mieszkaniu było dość chłodno a fakt, iż była już połowa grudnia tylko to
pogarszał. Nie wiem jak on może siedzieć bez koszulki.
- Chodź do mnie. -
Szarpnął za koc i subtelnie, aczkolwiek stanowczo, przyciągnął mnie do siebie.
Usiadłam na niego okrakiem, bardzo lubiłam tą pozycję. Przez ostatni tydzień
często przesiadywałam w jego mieszkaniu i równie często tak właśnie z nim
rozmawiałam.
- Jak Twoja głowa? -
Spytał wplatając palce w moje włosy.
- Dobrze. -
Odpowiedziałam łagodnie. Uśmiechnął się figlarnie i jednym ruchem zdjął mi
koszulkę zrzucając ją na podłogę. Spojrzał na dolinę na mojej klatce
piersiowej. Wisiorek od Arona.
- To nie będzie Ci dziś
potrzebne. - Poinformował bawiąc się tą zawieszką i ścigając ją. Siedziałam na
nim w biustonoszu i spodniach. Wszystko to było takie nierealne… ja i Rick.
Razem. W jednym pomieszczeniu. W tak bardzo intymnej sytuacji.
W ciągu tego tygodnia
zaczęliśmy treningi Arona, dlatego Rick często zaprasza mnie do siebie pod
pretekstem uzgodnienia planu treningowego na następny dzień. To oficjalna
wersja dla taty. Często jednak strategia treningu kończy się na założeniu, że
trening się jutro odbędzie. Byłam całkowicie szczera z Rickiem. Opowiedziałam
mu o wypadku, Jordanie a nawet o Aronie.
Wypadkiem się zmartwił.
Codziennie spędzał przynajmniej godzinę na masowaniu mojej zabliźnionej już
nogi. Jordana natomiast z jednej strony przeklina, a z drugiej dziękuje mu, że
mnie uratował. Jeśli zaś chodzi o Arona… No cóż, tą informację przyjął
najgorzej. Na treningach był przewrażliwiony by Aron nie rozmawiał ze mną za dużo,
a już na pewno nie zostawiał mnie samej z nim. Zasłaniał się przy tym, że w
mojej umowie mogę przebywać na terenie Wei Race tylko w bliskiej obecności
Ricka.
Było to niezręczne, ale
jednak w duchu mi to odpowiadało, starałam się nie zbliżać do Arona bardziej
niż to było wymagane. W końcu nie chcę się przypadkiem zakochać, Aron jest
tylko przyjacielem i tak powinno pozostać.
- Co z Twoimi długami? -
Spytałam gładząc go po policzku. On mocniej naparł na tył mojej głowy i zbliżył
swoje usta do moich. Były twarde i zdrętwiałe. Lekko przygryzł mi wargę po czym
ją puścił.
- Zostało niewiele. -
Oznajmił. Zdziwiłam się tym, bo przez ostatni tydzień nie było wyścigów. Nawet
żadnej informacji by w najbliższym czasie się odbyły. Popatrzyłam na niego
pytająco.
- Twój tata. Jak zobaczył
w jakich warunkach mieszkam, dał mi pieniądze na wynajem czegoś lepszego. -
Poinformował spokojnie.
- Mój tata tu był?
- Tak Myszko, w końcu
musiałem podać jakiś adres. Kiedy byłaś nieprzytomna przyjechał pogadać. Dzień
później wziął swoje oszczędności i mi je dał. Dodatkowo podwyższył mi pensję,
bo jest pewien sukcesu co do tego Księcia. Było tego tyle, że spłaciłem prawie
wszystko. Resztę pokryję ze swoich trzech kolejnych pensji.
- I Już nie wrócisz do
tego? - Spytałam zmartwiona. Bałam się, że znowu w coś “zainwestuje”
- Teraz mam Ciebie. -
Ponownie zatopił się w moje usta. W mojej głowie jednak kreowała się ta mała
istotka która gdzieś tam jest i czeka na ojca... Klara, córka Ricka. Córka jego
i Samary, o której on nie ma pojęcia. Rick nigdy nie będzie sam, a ja nigdy nie
będę do końca jego.
Mój telefon wciśnięty
gdzieś w kanapę za wibrował.
- Zostaw. - Mruczał mi do
ucha i trzymał w tali jak jakieś dziecko kiedy ja próbowałam znaleźć komórkę.
- To może być tata. -
Poinformowałam w końcu łapiąc małe urządzenie. Na wyświetlaczu było jak byk
TATA. Rick wyrwał mi komórkę i przystawił do ucha.
- Słucham.
- Tak jest u mnie.
- Jest już dość późno. -
Rick teatralnie się przestraszył.
-Wiesz co, ja wypiłem
Don, a Eva nie… - mój tata przerwał w połowie zdania.
- Świetnie. To miłej
nocy. - Rick skończył rozmowę. Patrzyłam na niego pytająco.
- Chcesz zostać na noc? -
Spytał z wielkim uśmiechem.
- Chyba już powiedziałeś
tacie, że zostaję. - Odpowiedziałam trochę z wyrzutem.
- Sam to zaproponował. -
Bronił się Rick. Chwycił mnie mocniej za pośladki i wstał. Trzymałam się nogami
jego bioder. - Powiedział, że mam się Tobą zająć.
- Myślisz, że to miał na
myśli? - Spytałam kiedy ten kierował się do sypialni, którą na potrzeby naszych
spotkań trochę ocieplił. Łóżko było wygodniejsze, pościel zmieniona.
- Brzmiało jak polecenie
służbowe. - Odpowiedział kładąc mnie delikatnie i całując w szyję. Nagle
usłyszałam kolejny dzwonek telefonu. Wstałam i chciałam go sięgnąć, ale Rick
mnie lekko przygniótł swoim ciężarem.
- To nic ważnego. -
Powiedział mocniej mnie przytulając.
- Nikt o tej porze nie
dzwoni bez powodu. - Lekko klepnęłam go po ramieniu. Puścił. - To będzie
moment. - Dodałam. Kiedy dobiegłam do telefonu na wyświetlaczu widniał napis
“ARON”. Spojrzałam niepewnie na Ricka i odebrałam odchodząc trochę na bok.
-Halo.
- Nie obudziłem Cię? -
Aron w telefonie miał bardzo spokojny głos.
- Nie.
- To dobrze. Pomyślałem,
że moglibyśmy się spotkać.
- Teraz? - Zdziwiłam się.
Patrzyłam jak Rick w sypialni wygodnie ułożył się na łóżku i założył ręce za
głowę.
- Czemu nie? Jeszcze nie
ma północy. - Rick spojrzał wyczekująco.
- Jutro masz trening.
- Przyjadę po Ciebie i
odwiozę. - Obiecywał.
- Przykro mi. Dzisiaj nie
mogę. - Odpowiedziałam chcąc się rozłączyć.
- Proszę Evo. Moi rodzice
zapomnieli mi powiedzieć, że jest dzisiaj kolacja z hrabią jednej z naszych
krain. On nadzoruje odbudowę pałacu na Kaspii. - Odpowiedział już trochę
błagalnie.
- I?
- Chcieli Cię
przedstawić. No wiesz... Jako moją narzeczoną. - Dokończył skrępowany.
- Aron ja… - widziałam
jak Rick wstaje zdziwiony i podchodzi powoli.
- Proszę, tylko ten raz.
- Przymknęłam mocno oczy. Czułam jak Rick łapię mnie za ramiona.
- Dobrze przyjadę. -
Zgodziłam się i spojrzałam w jego oczy. Były trochę złe.
- Przyjechać? - Dopytał
Aron.
- Nie, sama przyjadę. Za
ile?
- Właściwie to już się
zaczęło. Gram na zwłokę. - Odpowiedział półgłosem. Rozłączyłam się. Rick już
się wyprostował.
- Zawieziesz mnie do
Ambasady Kaspii? - Spytałam wieszając mu się na szyi. Rick zacisnął mocno usta.
Nie podobał mu się ten pomysł, jednak co miał zrobić? Zrezygnowany poszedł po
koszulkę.
- Dziękuje! - Zawołałam
przepraszająco sama szukając koszulki. Nie wiem jak bardzo odpowiednim strojem
jest biały sweter i czarne spodnie oraz ten cholerny wisiorek jednak lepszego
stroju nie mam.
- Mówisz że kiedy to się
skończy? - Pytał
- Jakoś za rok. -
Westchnęłam patrząc na ogromny budynek, w którym paliły się światła. Rick znowu
napiął swoje mięśnie.
- Baw się dobrze. -
Wydukał i uruchomił silnik. Wysiadłam a on odjechał z piskiem opon zostawiając
mnie samą na ulicy.
Na kolacji bawiłam się bardzo dobrze choć
skończyła się na tyle późno, że mimo oporów zgodziłam się przenocować w
Ambasadzie. Aron był gentelmanem. Wcale się nie narzucał i był dobrym
towarzyszem do rozmowy. Odprowadził mnie pod drzwi pokoju gościnnego i oparł
się ręką o framugę jak zawodowy podrywacz.
- Dziękuje. - Powiedział
z wielkim uśmiechem.
- Od czego są
przyjaciele. - Odpowiedziałam już bardziej zmęczona.
- Mogę wejść? - Spytał
wskazując nosem drzwi do pokoju.
- Wolałabym nie. -
Spokojnie odpowiedziałam w pełni przekonana tej decyzji. Uśmiechnął się blado.
- Okey. Śpij dobrze. -
Nachylił się, jedną ręką dotknął mój policzek i pocałował mnie delikatnie w
drugi. Pachniał solą i różami. Pachniał bezpieczeństwem, jednak trwało to tylko
chwilę bo się odsunął. Uśmiechnął i odszedł w swoją stronę.
Otrząśnij się Wei, nie
możesz zakochać się w księciu z bajki.
Problem w tym że to był
prawdziwy Książę i w każdej chwili może stać się mój na zawsze, dzięki małemu
wisiorkowi trzymanemu na sercu.
- Może kolor włosów…
rudy, czarny, brązowy? - Aron przy śniadaniu chciał mi to wszystko “ułatwić” i
od ponad półgodziny próbuje upodobnić się do mojego ideału. Dla niego to nie
problem… chwila i już. Kolor włosów zmieniał mu się jak cieniowanie w programie
edytorskim. Starałam się nie śmiać, ale wyglądał uroczo gdy tak bardzo się
starał.
- Wiedziałem! - tryumfalnie
zawołał a jego blond włosy zmieniły się w czarne jak kosmos kosmyki. - Kręcą
Cię ciemnowłosi.
- Zostaw jak miałeś,
proszę. - Owsianka, którą mi zaserwowano była niesamowita. Powrócił do starego
koloru.
- Słuchaj, chcę Ci to
maksymalnie ułatwić. Jeżeli masz ulubionego aktora, niespełnione fantazje lub
cokolwiek to powiedz. - Zakomunikował nachylając się nad stołem i dopijając
herbatę. Skończyliśmy śniadanie i szykowaliśmy się do wyjścia. Aron był na tyle
miły, że zaopatrzył pokój gościnny w zapasowe ubrania przypadkowo pasujące na
mnie, dlatego po treningu będę musiała wytłumaczyć się Rickowi skąd mam nowe
ubrania. Podejrzewam, że nie będzie to łatwa rozmowa.
Aron woził się limuzyną, nic zaskakującego
w końcu był księciem, ale bardzo się z tym obnosił. Zauważyłam jednak, że od
kiedy jestem bliżej niego zniknął gdzieś Tom. Kiedy o to spytałam, Aron tylko
się uśmiechnął.
- Nie martw się o niego.
Od kiedy jesteśmy zaręczeni moi rodzice uznali, że czas przygotować mi grunt
pod rządzenie. Tom będzie moim głównym dowódcą straży królewskiej, pojechał się
szkolić u najlepszych. - Uśmiechnął się. Tom był jego przyjacielem, ale również
ochroniarzem, prawie mi to umknęło przez to jak swobodnie się przy sobie
zachowywali.
- To kto jest teraz Twoją
zaufaną niańką? - Spytałam z drwiną, jednak byłam zgodna co do kwestii, że
księcia cały czas ktoś powinien pilnować.
- Wypraszam sobie niańkę!
- Pierścień Arona nagle zaczął się “topić” a plama płynu rosła na podłodze
samochodu by po chwili przyjąć kształt kobiety. Prawdziwej, wyzywającej
wojowniczki. Czarne, długie włosy splecione w gruby warkocz sięgający do kolan,
biała cera i czerwone oczy. Ubrana w zbroję z brązu i przypiętym do pasa
mieczem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jest to ta sama dziewczyna, z
którą trenował Aron w altance.
- Poznaj Izamel. Jest
moją trenerką szermierki, a na czas nieobecności Toma, również moją osobistą
ochroną. Aron bardzo lubił otaczać się pięknymi kobietami. Ona nie była
wyjątkiem, choć mam świadomość, że może przybrać każdą postać.
- Miło mi poznać. -
Wymamrotałam cicho nadal lekko przestraszona tą przemianą.
- Mnie również miło
poznać przyszłą królową Kaspii. - Zatkało mnie. Dopiero po chwili ciężar
wisiorka stał się nie do wytrzymania. Owszem zaakceptowałam to, że mam być
udawaną narzeczoną Arona, jednak nie patrzyłam na to z perspektywy… bycia
królową jakieś planety!. Aron szybko zauważył moje zmieszanie. Uchylił okno.
- Chciałbym porozmawiać z
Evą na osobności, mogłabyś… - wskazał okno. Spojrzała na niego karcąco, zamieniła
się w dostojnego brunatnego orła i wyleciała przez okno z prędkością
błyskawicy.
- Nie możesz w ten sposób
reagować. Izamel w końcu się połapie i powie mojemu ojcu. - Spojrzał na mnie z
lekkim skarceniem w głosie.
- Myślałam, że masz same
zaufane osoby wśród siebie. - Spokojnie rozejrzałam się wokół siebie by upewnić
się, że żaden dodatkowy ochroniarz nie jest w pobliżu.
- Bo mam, ale Izamel… no…
była kochanką mojego ojca. - Lekko się zawahał, jednak obiecał być szczery
wobec mnie a i tego samego wymagał od mojej osoby.
- I ty tak spokojnie o
tym mówisz? - Podniosłam brwi ze zdziwienia.
- Póki mój ojciec się nie
zaręczył mógł spokojnie wybierać. Izamel była jedną z opcji, tak jak ja miałem
wiele opcji póki nie wparowałaś na widok publiczny z tym wisiorkiem. -
Usprawiedliwiał, jednak w jego słowach nie było ani trochę żalu.
- Co? - Wydaje mi się, że
źle zrozumiałam jego słowa… kochanka króla? Oficjalna kochanka króla jest
ochroniarzem jego syna i to ma być zaufana osoba?
- Izamel była kochanką
ojca jeszcze przed poznaniem mojej mamy. Uczyła go szermierki. - Doprecyzował.
Nie wiem dlaczego to podkreślił... Tą szermierkę... Wtem wyobraziłam sobie
Arona w roli kochanka Izamel i nagle mnie olśniło:
- Przecież ona jest taka
młoda! - Zdawało mi się, że nawet kierowca, który był od nas oddzielony
dźwiękoszczelną przegrodą słyszał moje zaskoczenie.
- Zapominasz o
podstawowej umiejętności mojej rasy. - upomniał mnie
- Jakiej?
- Dostosowanie się.
Musisz zrozumieć, że nasza rasa nie tylko przyjmuje kształt danej osoby czy
przedmiotu, ale też jego cechy, układy wewnętrzne… wszystko. Będąc człowiekiem
jestem w pełni człowiekiem, mam układ kostny, pokarmowy a nawet rozrodczy taki
jak mają Ziemianie. Jeżeli ktoś umie latać, my też to umiemy. Dlatego wygodniej
jest zamienić się w dwudziestolatkę niż żyć w ciele staruszka, bo wtedy też
takie cechy odziedziczymy.
- To ile Izamel ma lat w
takim razie?
- Na Ziemskie lata ma
około pięćdziesięciu lat, jednak jeżeli ma być w pełni sprawna w królewskiej
straży i jako nadworna szermierka musi przyjąć postać młodej przedstawicielki
płci kobiecej.
- A Ty ile masz lat? - Zawahałam
się, a on się uśmiechnął.
- Podobnie jak moi
rodzice. Jestem zwolennikiem przyjmowania formy podobnej mi wiekowo. - Odprężył
się na kanapie.
- Podobnej czyli jakiej?
- Aron nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia pięć, ale jeżeli pięćdziesięciolatka
może wyglądać jak moja rówieśniczka to wolę się upewnić.
- Nie martw się, nie
zaręczyłaś się z dziadkiem… - jego uśmiech był już od ucha do ucha. - Mam 22
lata na ziemskie.
- Czyli jesteś 4 lata
starszy ode mnie. - Policzyłam szybko w głowie. Spojrzał na mnie czule po czym
zaraz ponownie przybrał zadowolony uśmiech.
- Miło mi w końcu
wiedzieć ile masz lat Evo.
- A Tom? - Spytałam by
szybko przegonić z moich myśli te jego oczy.
- Tom jest starszy. Jest
moim opiekunem od kiedy pamiętam. Sam nie wiem ile ma lat, prawdopodobnie jest
po trzydziestce.
- Ale się przyjaźnicie.
- Tak jak mówię, zajmował
się mną zawsze. To całkowicie normalne, że mamy dobre kontakty. Oddałbym za
niego życie, dlatego wyznaczyłem go jako swojego dowódcę straży.
- Chyba rozumiem. - Aron
nachylił się koło mnie i złapał za dłonie. W filmach lekarze tak biorą ręce
matek po tym jak nie udało się uratować ich dzieci.
- Posłuchaj. Nie chcę Cię
naciskać, po prostu oswój się z tą myślą o mnie, o królestwie i nie krzyw się
tak na myśl o zostaniu królową Kaspii.
- Nie krzywię się!
- Krzywisz się i to
widać. Wiem, że Cię to przerasta, ale obiecuję, że w odpowiednim momencie
wszystko się naprostuje.
- To znaczy, że ze sobą
“zerwiemy”. - Doprecyzowałam. Choć technicznie rzecz ujmując nigdy nie byliśmy
razem i myślenie, że jakiś zwykły przedmiot może połączyć dwójkę ludzi jest
bezsensowny.
- Jeżeli taka będzie
Twoja wola. - Odpowiedział spokojnie.
- A Twoja? - Chciałam się
upewnić, że on myśli tak samo.
- Nie będę ukrywać, że
podoba mi się perspektywa bycia mężem kobiety, która wygrała Wielki Wyścig
Obana, kocha wyścigi tak samo mocno jak ja, jest atrakcyjna, inteligentna i
pewna siebie. Trochę mam nadzieję, że przez ten rok uda mi się zmienić Twoje
zdanie na nasz temat.
- Nie ma nas. - Powiedziałam
stanowczo. Sympatia Arona wobec mnie jeszcze bardziej zaburzyłaby nam całą tę
naszą przyjaźń.
- Oczywiście, że nie ma.
- Mruknął pod nosem z lekkim uśmiechem. Uchylił okno i wyciągnął dłoń. Po
chwili na jego palcu widniał złoty pierścień. Do końca podróży nie odezwaliśmy
się do siebie. Martwiłam się tym co powiedział… w końcu technicznie rzecz
biorąc nic nie stoi na przeszkodzie byśmy stanęli na ślubnym kobiercu, jednak
również mam świadomość, że siłą mnie tam nie zaprowadza. Mamy plan. Pojadę z
nim na Kaspię i stwierdzę, że to mnie przerasta i będzie koniec. Muszę tylko
wytrzymać ten rok... Jeden rok.
Trening Arona przebiegał
całkiem sprawnie. Już trzecią godzinę przecinał tor z prędkością graniczącą z
głupotą. Siedziałam na trybunach i cały czas monitorowałam jego tętno, Rick
podpowiadał bez przerwy jak może poprawić swoją technikę, kiedy nagle mój
telefon wydał głośny dźwięk. Spojrzałam na wyświetlacz i ręka mi zadrżała.
- To z wyścigów. - Pokazałam
Rickowi wyświetlacz, na którym widniał tajemniczy telefon. Wiadomość wideo.
Rick pokiwał ze zrozumieniem.
- Wasza wysokość zjedzie
do boksu. Pozwolimy techniką po czarować. - Aron tylko potwierdził i zaczął
zwalniać.
- Aron wyskoczył z
kokpitu w południowym garażu. Wiedziałam o co mu chodzi: też zadzwonił mu
telefon. Rick się usunął i zostaliśmy sami.
- Odpal pierwsza. - Zaproponował.
Otworzyłam holo wiadomość. Podobnie jak ostatnio pojawiała się postać stojąca w
mroku.
- Z powodów dużych
działań policyjnych, których się nie spodziewaliśmy jesteśmy zmuszeni odwołać
dalszą rywalizację w Kansas City. Życzymy sukcesów w przyszłości.
Nastąpiła przerwa.
Myślałam, że nadajnik się spali jednak po chwili wyświetliła się druga
wiadomość. Niespodziewana. Kobieca sylwetka nadal była ogarnięta ciemnością.
- Uczestniku 76,
ubolewamy nad stratą Twojego ścigacza, jednak ze względu na Twoje niesamowite
zdolności, chcielibyśmy Cię zaprosić do wyścigów w Paryżu z ominięciem rundy
eliminacyjnej. Mamy nadzieje, że zjawisz się i jeszcze nie raz pokarzesz swoje
niesamowite umiejętności. Wyścigi zaczynają się za trzy tygodnie. Pierwsze
Twoje niepojawienie się daje do zrozumienia, że nie jesteś zainteresowany i
nadajnik zostanie zniszczony.
Wiadomość Arona zaczęła
się tak samo i podobnie jak mi wyświetlił się drugi komunikat.
- Uczestniku 531, zdajemy
sobie sprawę, że jesteś teraz poszukiwany z powodu incydentu podczas obławy
policyjnej. Mamy nadzieje, że Twoje zdrowie Ci dopisuje. Wiemy, że Twój ścigacz
uległ zniszczeniu jednak mimo to chcemy Cię zaprosić do kontynuacji swojej
przygody za trzy tygodnie w Paryżu. W ramach rekompensaty za zniszczenia
ścigacza i zdrowia nie weźmiesz udziału w rundzie eliminacyjnej. Twoje pierwsze
niepojawienie się daje do zrozumienia, że nie jesteś zainteresowany i Twój
nadajnik zostanie zniszczony.
Spojrzeliśmy po sobie
lekko zaskoczeni. Spodziewałam się odwołania zawodów ale nigdy propozycji
ponownego uczestnictwa na innym kontynencie. U Arona sprawa była jasna, teraz
codziennie musi być w siedzibie firmy nie może sobie pozwolić na spontaniczne
wypady do miasta za oceanem. Ja miałam trochę inną sytuację. Sądzę, że ojciec
sam wysłałby mnie w podróż do Europy bym tylko jak najdalej była od wyścigów.
- Przemyśl, to Twoja
szansa. - Aron wiedział co stało się po mojej ostatniej szansie. Wizja, że
miałabym znowu wsiąść za stery ścigaczy trochę mnie przerażała. Mimo, że nie
był to mój pierwszy wypadek, to ten był inny… byłam w nim sama i gdyby nie
interwencji Jordana dawno bym nie żyła.
- Ja raczej spasuje, nie
chcę zaczynać współpracy z Twoim ojcem od proszenia o wolne. - Dodał,
uśmiechnął się tak jak tylko on potrafił.
- Też spasuję. Nie rzucę
się w wir wyścigów na nieznanym terenie bez Ricka, funduszy i Gruchotka. Muszę
oszczędzać siły na przejęcie schedy po Aronie w Wei Race na przyszły sezon.
5 miesięcy później
- Przyspieszę na ostatnim
zakręcie co Słonko? – Głos Arona rozległ w słuchawce.
- Nie szarżuj. – Don
przemówił swoim twardym głosem obserwując jak ścigacz Arona mknie przez tor.
Tata był bardzo surowo nastawiony do wyścigów i treningów. Wymagał
bezwzględnego posłuszeństwa, tak jak na Obanie.
- Jeśli przejedziesz
przez metę w ciągu 6 sekund pobijesz swój rekord życiowy. – Odpowiedziałam z
pełną premedytacją. Jego srebrny ścigacz nabierał przyspieszenia.
- Aron i tak wygrasz, nie
musisz nic udowadniać. – Rick próbował załagodzić sytuację jednak w odpowiedzi
Aron jeszcze bardziej piłował silnik. Uśmiechnęłam się pod nosem. Był tak samo
uparty jak ja.
Na ścianie wyników
pojawiła się pierwsza pozycja ARGAMON WEI RACE. Kolejne zwycięstwo do
klasyfikacji generalnej, choć Aron w tym co robi jest prawie niepokonany.
Zastanawiam się co by się stało gdyby nie przegrał z Soulem w rundzie
kwalifikacyjnej, czy spotkałabym go już na Obanie?
Aron wyskoczył z kokpitu
jak największy zwycięzca na świecie. Gdy nasze spojrzenia się spotkały posłał
mi najbardziej szczery uśmiech. Gdy go odwzajemniłam dał mi znać, że musimy
porozmawiać a potem wrócił do świętowania.
- Zapraszam do wspólnego
zdjęcia! - Jak zwykle po uroczystości rozdania nagród była mała sesja zdjęciowa
zwycięzcy, jednak tym razem Aron zaprosił do niej całą ekipę teamu. Ustawiłam
się gdzieś z boku koło Ricka, ale Aron szybko zgarnął mnie bliżej niego
twierdząc, że “piękne panie mają prawo do zdjęcia z mistrzem”. Objął mnie
ramieniem i uśmiechnął się do obiektywu.
- GDYBY NIE ONE NIE
WYGRAŁBYM! - Krzyknął na cały głos i podniósł zwycięsko puchar ku niebu
jednocześnie przyciągając mnie jeszcze bardziej siebie. Jego dwa trofea w
jednym miejscu. Kiedy tak pozowaliśmy przypomniałam sobie podobne zdjęcie.
Ricka i Samary w jej domu. Czy los chce mi coś powiedzieć?
Sesja się skończyła i
większość ekipy zaczęła rozchodzić się by spakować sprzęt do podróży. Mój tata
podszedł do Arona by mu pogratulować. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu patrzył
na mnie z dużym podziwem, że większą część czasu poświęcam Aronowi. Z kilku
balów i bankietów zrobiło się ich owszem kilka ale w ciągu miesiąca. Prawie
codziennie się widzimy, a przynajmniej z perspektywy mojego taty. Czasem
wychodząc z domu po prostu mówię, że idę na spotkanie z Aronem i wymykam się do
Ricka. Wydaje mi się, że po cichu tata nam przyklaskuje, choć wiem też, że
wolałby bym nie wiązała się z Księciem z innej planety. Za niedługo go
uspokoję: “tato nie zostanę królową planety oddalonej o milion lat świetlnych,
za to przedstawiam Ci mojego chłopaka, twojego długoletniego przyjaciela Ricka
Thunderbolata. Cieszysz się? … Tato…? tato…?! “.
- Musimy popracować
jeszcze nad Twoimi zakrętami. - Rick zjawił się za moimi plecami przypominając
o swojej obecności. Obaj ostatnio mają jakieś dziwne spięcie między sobą i z
każdym dniem narasta ono coraz bardziej.
- Sądzę, że Ty mógłbyś
popracować nad systemem motywacyjnym… trenerze. - Prawie splunął mu w twarz i odszedł
na bok. Rick dyskretnie pociągnął mnie do garażu gdzie mogliśmy chwilę
spokojnie porozmawiać. Kiedy byliśmy już poza zasięgiem wszystkich oczu Rick
przykuł mnie do betonowej ściany i przyłożył swoje usta do moich porywając mnie
w agresywnym i szybkim pocałunku.
- Przypominam Ci o sobie.
- Mruknął zazdrośnie.
- Nigdy o Tobie nie
zapominam. - Odpowiedziałam muskając tatuaż na jego obojczyku.
- Zaczyna mnie męczyć ta
Twoja zabawa w narzeczoną księcia. - Wyznał i oparł się o ścianę koło mnie
chwytając dyskretnie za moją dłoń.
- Jeszcze trochę.
- Nie wiem czy
zauważyłaś, ale Donowi zaczyna się ta historia podobać…
- Zauważyłam, ale to nie
ma znaczenia. Aron jest tylko przyjacielem, któremu wyświadczam przysługę.
- Niech tak lepiej
zostanie. - Odpowiedział, co zabrzmiało jak groźba. Zaczął kierować się do
wyjścia zostawiając mnie z moimi myślami. Kiedy wyszłam większość rzeczy była
już schowana. Aron rozmawiał ze swoją strażniczką Izamel jednak kiedy mnie
zobaczył odprawił ją i podbiegł do mnie.
- Jedziesz dziś ze mną. -
Zakomunikował szczęśliwy. Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem, to już trzeci
raz w tym tygodniu kiedy “jadę z nim”. Kaspijczyku wyluzuj, mam własne życie i
mega zazdrosnego faceta. Już miałam odmówić kiedy zasłonił mi usta.
- To nie podlega dyskusji
Piękna. Jedziesz ze mną, wszystko już załatwione. - Złapał mnie za ramiona i
poprowadził do swojej limuzyny. Szukałam jeszcze ratunku w ojcu jednak on był
zbyt zajęty krzyczeniem na swoją ekipie i nie zauważył, że ktoś porywa mu
córkę! Rick… Rick… gdzie jesteś?
Długowłosego zauważyłam
już w chwili wsiadania do auta… wywiadów się mu zachciało z cycatą dziennikarką
w kusej sukience… Kochanie, oczy kobieta posiada trochę wyżej pomyślałam kiedy
zatrzasnęły się za mną drzwi, a auto błyskawicznie ruszyło.
- Nie przebrałam się. - Poinformowałam
patrząc, że nadal jestem w czarnym kombinezonie ojca firmy.
-Wyglądasz pięknie. - Skomplementował
rozsiadając się wygodnie.
- To dokąd jedziemy? - Spytałam
niecierpliwie wpatrując się w ulice, które prowadziły nas w bardziej zamożną
część Kansas City.
- Samara wróciła do
miasta. - Powiedział. Mimo, że byliśmy w aucie poczułam jak zimny wiatr mnie
owiewa. Przeszła mnie gęsia skórka. Samara była pewnym tematem tabu. Była matką
dziecka mojego faceta. Dziecka, o którym Rick nie ma pojęcia, a w dodatku po
ostatniej wizycie w jej domu mogę wnioskować, że Samara nadal coś do niego
czuje. Boję się tej wizyty. Najchętniej wyskoczyłabym teraz przez okno.
Pod domem Samary stał
duży czerwony wóz w stylu rodzinnym, z tyłu był fotelik dla małego pasażera.
Oprócz tego nie umknął mojej uwadze motocykl widziany już wcześniej pod
sierocińcem, w którym mieszka Em i Holi, oraz ciemny sportowy wóz z porysowanym
lakierem, zapewne należący do Marka.
Od wejścia dało się
zauważyć ciepłą i miłą atmosferę. Było tu znacznie inaczej od poprzedniej
wizyty. Aron wszedł trzymając mnie w pasie.
- Przyjechali! - Usłyszałam
ochrypły głos Holi, która zaraz rzuciła się by uściskać mnie i Arona. Po jej
ostatniej wpadce z przedawkowaniem opanowała się. Nie do końca wiem jak
potoczyła się jej sprawa z gangiem ale ona zdaje się tym już nie przejmować,
albo zwyczajnie udaje. Wydaje się kwitnącą młodą kobietą, która cieszy się
życiem.
- Już myślałam, że nie
dotrzecie. - Niebieska skóra Em pojawiła się w progu z wielkim uśmiechem. -
Gratuluje wygranej! - Rozłożyła ręce do uścisku a Aron porwał ją w ramiona,
okręcił dwa razy i odstawił na ziemię.
- Jak zwykle łatwizna!
Chciałbym by w końcu trafił się ktoś, kto byłby dla mnie wyzwaniem!
- Oj wyzwanie dostaniesz.
Przy basenie kreci się taka jedna co mówiła coś o słoniu? - Holi kiwnęła głową
w stronę drzwi balkonowych. Aron wyszczerzył się i jego skóra zaczęła
przybierać szarawy odcień, a po chwili jego ciało przybrało kształt małego
słonika z dużymi uszami, trąbą i ogonem!
- Zatrąbił i ruszył
szturmem w stronę balkonu. Holi pobiegła za nim najwidoczniej po to by otworzyć
mu drzwi, które chyba był skłonny staranować.
- Dzieci się bawią, to ja
zapraszam dorosłych do rozmowy. - Chwyciła mnie za ramię i zaprowadziła do
kuchni gdzie siedziała Samara. Była ubrana w cienki, kremowy golf i krótkie
szorty w różowe kwiaty. Jej białe włosy były splecione i niechlujny kok.
- Zdawało mi się, że
zapraszałam Arona. - Chłód jej wypowiedzi był niemiłosierny.
- Daj spokój, Molly jest
jak rodzina. - Em zaciągnęła mnie do stołu i podała herbatę. Samara jednak na
uwagę Em oparła się głęboko w krześle i postanowiła najwyraźniej wbić mi nóż w
głowę.
- Taka niechciana siostra,
która przychodzi i wszystko niszczy. - Samara była jedną z tych osób, które
znały moją prawdziwą tożsamość.
- Wybacz jej, jest
zmęczona po podróży. - Wtrąciła pośpiesznie błekitnoskóra próbując załagodzić
sytuację.
- Tak, to podróż.
Niedługo ruszam w kolejną. - Oznajmiła, czym z pewnością zaskoczyła Em.
- Myślałam, że teraz tu
zostaniesz.
- Muszę zapewnić Klarze
sto procent bezpieczeństwa. - Poinformowała patrząc na mnie wręcz z wyrzutem.
- Jest z nami bezpieczna.
Nie możesz wiecznie uciekać z nią z miejsc gdzie przebywa jej ojciec. Poza tym
Omira też Cię tu potrzebuje.
- Mogę.
- Zachowujesz się jak
niedojrzałe dziecko! - Em chyba poczuła się urażona, bo wstała i wyszła z
kuchni. Poczułam, że sama muszę spróbować uspokoić byłą Ricka.
- Nie musisz uciekać z
mojego powodu. Rick ode mnie się nie dowie o Klarze.
- Nie ufam Ci. Znasz ich
pół roku i ani razu nie przyszło Ci do głowy by powiedzieć im, że naprawdę
jesteś Evą Wei, córką Don Weia. Nawet nie wiem jak ukrywasz to przed Aronem o
ile w ogóle ukrywasz.
- Mam własny cel w tym,
by Rick się nie dowiedział. - Odpowiedziałam bez zastanowienia na jej zarzuty.
- Jaki? - Zaskoczyła
mnie. Tego się nie spodziewałam, musiałam szybko coś wymyślić.
- Jeśli Rick dowie się o
Klarze, przestanie być trenerem w Wei Race. A ja mam zamiar zająć miejsce Arona
za rok.
- Czyli za rok będę
musiała uciekać. - Oznajmiła z westchnieniem.
- Uważam, że sama
powinnaś mu powiedzieć. Nie będę wtrącać się w jego przeszłość.
- Pamiętaj, że matka za
wszelką cenę chroni swoje dzieci. - Ostrzegła i dopiła herbatę.
- Em! Zaczekaj! - Zignorowała
mnie i ruszyła w ślady niebieskoskórej. Siedziałam w kuchni starając się
otrząsnąć. Samara ma rację: powinnam im powiedzieć prawdę, ale jak to zrobić,
by ich nie zranić?
Resztę wieczoru spędziłam
na unikaniu przyjaciół. Każdy zajmował się Klarą, bawiąc ją do późnych godzin.
W końcu jednak każde dziecko musi iść spać. Za punkt honoru usypianie tej
“małej księżniczki” wzięli sobie faceci: Mark i Aron. Miło było posłuchać gruchotania
grzechotek i uspakajających kołysanek, jednak nie mam zamiaru zżywać się z
Klarą. Boję się tego spotkania. Aron odwożąc mnie do domu zauważył, a
przynajmniej tak mi się na początku zdawało, mój stosunek do Klary.
- Wiesz że Samara jest
moją przyjaciółką dłużej niż Ty? - Spytał kiedy wjeżdżaliśmy już na moją ulicę.
Wszędzie było bardzo ciemno.
- Wiem.
- Samara pomogła mi się
odnaleźć po tragedii na mojej planecie. Dużo jej zawdzięczam. - Dodał. Kiedy
spostrzegł moje zainteresowanie kontynuował. - Nie zawaham się stanąć przeciwko
Tobie jeśli zajdzie taka potrzeba. Dlatego powiedz mi co jest między Tobą a
Rickiem?
- Co ma z tym wspólnego
Samara? - Spytałam zirytowana.
- Dużo. Bo cokolwiek masz
do Ricka jest związane z Klarą. - Odpowiedział. - Więc?
- Nie Twój interes.
- Mój. Odpowiedz.
- Nie. - Chciałam wysiąść
jednak chwycił mnie za nadgarstek.
- Proszę. - Zrezygnowałam.
- Rick jest ojcem Klary.
- Zaczęłam jednak Aron szybko mi przerwał
- Wiemy o tym, to nie
tajemnica. - Zignorowałam.
- Porzucił Samarę w dniu,
w którym chciała mu powiedzieć o ciąży.
- Tak. – Przytaknął. Wypuściłam
powietrze z ust.
- Rick był pierwszym
kierowcą, który reprezentował Ziemię na Wielkim Wyścigu.
- Ty byłaś kierowcą… -
Aron wydawał się zmieszany.
- Zastępczym.
- Nie mówiłaś mi o tym.
- To teraz nie ważne.
Prezydent Koalicji dał mojemu tacie 16 godzin na zorganizowanie ludzi, sprzętu
i wyjazd na Oban.
- Każdy miał tyle samo
czasu… ja szkoliłem się od dzieciństwa.
- Koalicja zignorowała
zaproszenie. - Odpowiedziałam szybko.
- To tak w ogóle można
było? - Aron wydawał się bardzo zdzwiony i spojrzał na mnie z lkką pogardą…
ziemianie zignorowali zaproszenie Avatara! AVATARA!
- Najwidoczniej tak. Mój
tata w pośpiechu zbierał drużynę i zabrał Ricka, który…
- Wyleciał chwilę potem.
Nie miał czasu poinformowania bliskich. Czyli Rick nie zostawił Samary
specjalnie? - Aron wyprzedał to co chciałam powiedzieć ale miał zupełną rację w
tym co mówi. Musiałam w końcu to wyrzucić z siebie, mając nadzieje że Aron nie
poleci z tym do Samary ani do mojego ojca.
- Nie. Szukał jej po
wyścigu, ale jej nie było. - Potwierdziłam niechętnie. Aron zrobił wielkie
oczy. Odezwał się po dłuższej chwili.
- Trzeba to powiedzieć
Samarze. - Wyszeptał analizując coś w głowie.
- Nie możesz. - Odpowiedziałam.
- Mogę. Jakbyś nie
zauważyła Samara nadal coś do niego czuje choć odczuwa do niego żal.
- Właśnie dlatego nie
możesz nic powiedzieć. - Nie chce by Samara stała się moją konkurencją do
Ricka, jest mój. Jej był kiedyś. Teraz jest mój.
- Co chcesz przez to
powiedzieć?
- Rick ma już kogoś
innego. - Odpowiedziałam starając się nie rumieniąc.
- Kogo? - Aron wydawał
się zdziwiony, faktycznie nikogo nie zauważył w otoczeniu Ricka z kim mógłby
się spotykać… prócz…
- Chyba sobie jaja robisz…
- Aron nie mógł uwierzyć. Analizował każdy kawałek mojego ciała po kolei i
nadal nie umiał znaleźć odpowiedzi.
- Nie. - Odpowiedziałam
po dłuższej ciszy i nie czekając na reakcję wyszłam z auta.
Zauwazylam jedna niescislosc- w pierwszym rozdziale napisalas, ze Eva ma na dzien dzisiejszy 20 lat i dodalas potem, zebysmy uznali to za specjalna pomylke a teraz wychodzi na to, ze ma 18. To jak jest w koncu? :-) pomijajac ten drobiazg to musze powiedziec, ze podziwiam Twoja wyobraznie i kreatywnosc w tworzeniu opowiadania. Zawsze z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuje za uwagę, szczerze powiem że ta notka szła mi jak krew z nosa i marzyłam by ją skończyć i nie zwróciłam uwagi na taki szczegół. Dziękuje! :)
UsuńJej, notka bardzo bogata w wydarzenia :)
OdpowiedzUsuńMimo, iż jak twierdzisz: szła Ci ona jak krew z nosa, to jednak podziwiam Cię, bo świetnie sobie z nią poradziłaś. Nie miałam wrażenia, że w jakimś stopniu mogła Ci przysporzyć trudności. Wszystkie dialogi i sceny są naturalne i czyta się je z przyjemnością.
Najbardziej chyba podobały mi się momenty z Aronem :) Trochę szkoda mi się go zrobiło jak dowiedział się, że Eva jest z Rickiem. No i jeszcze jej słowa "Nie ma nas".. Auć... Eva i jej delikatność :D Szkoda mi Arona, bo wiem, że zaczyna darzyć ją uczuciem. Jak dobrze wiesz kibicuję im od dawna i jest mi przykro, że Eva tak bardzo broni się przed własnymi uczuciami. Przecież to widać jak na dłoni, że on jej się podoba. Zastanawia mnie też jak może być z Rickiem skrywając przed nim fakt, że gdzieś tam ma córusię i byłą dziewczynę, która nadal darzy go uczuciem. Nie potrafiłabym być z kimś, patrzeć na niego, całować go i być z nim szczęśliwa ze świadomością, że nie jestem wobec niego fair. Nie sądziłam, że Eva byłaby do tego zdolna. Chyba powinna zdawać sobie sprawę, że im bardziej się zaangażuje w ten związek tym trudniej będzie jej się pozbierać po ewentualnym odrzuceniu, gdy już prawda wyjdzie na jaw. Chociaż w sumie ona ma drugie wyjście z sytuacji. Jak Rock by ją zostawił dla Samary to zawsze przecież ma Księcia Kaspii xD A przez ten rok (już w sumie pół roku) jak nic zdążyłaby się w nim zakochać. I taki wielki Happy End :P
Ciekawi mnie tez Don. Zastanawiam się jak długo będzie żył w tak nieświadomym stanie :D Oni definitywnie z niego od samego początku robią głupca, hehe xD Eva zostaje często na noc u Ricka, ale przecież co w tym dziwnego? xD Jak jego córka mogłaby kręcić z jego przyjacielem kiedy jest zaręczona z przyszłym królem innej planety? Ona taka nie jest :P Eh ten wiecznie zapracowany Wei....
Inna kwestia to nielegalne wyścigi. Uwielbiam czytać jak je opisujesz i trochę mi szkoda, że i Eva i Aron z nich zrezygnowali. Chociaż wiem, że miałaś ku temu powody, i że bez zwątpienia wcale nie ułatwiliby sobie życia ścigając się w nich. Zwłaszcza po ostatniej tragedii. Mam jednak cichą nadzieję, że w najbliższym czasie znajdziesz jakąś pustą lukę w swoich niecnych planach i jakiś wyścig nam podarujesz. :)
PS. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale ostatnio wiecznie brakuje mi czasu, no i weny.
Trzymam kciuki za Ciebie :*