21 lutego 2016

Rozdział XXIII



 Rozdział XXIII


NIEBEZPIECZNY KIEROWCA NADAL NA WOLNOŚCI.
Służby mundurowe w dalszym ciągu poszukują tajemniczego kierowcy nielegalnych wyścigów na ulicach Kansas City. Jak do tej pory nie zabezpieczono żadnych śladów biologicznych, ani nie ujawniono żadnych świadków. Policja podkreśla, że jeżeli ktoś posiada jakieś informacje powinien zgłosić się na najbliższą komendę.
W ciągu tygodnia policja aresztowała już ponad 250 osób zamieszanych w nielegalne wyścigi na terenie Kansas i zapowiada, że to nie koniec. Wśród zatrzymanych jest 123 Ziemian. Kilku z nich już usłyszało zarzuty…

Ekran nagle zrobił się czarny.
- Oglądałam to! - Odkrzyknęłam z oburzeniem. Siedziałam na kanapie u Ricka i gryzłam kubek ze zdenerwowania. Moje zdrowie psychiczne nie było jeszcze w najlepszym stanie.
- Za chwilę złamiesz sobie zęby. - Powiedział spokojnie siadając obok i zabierając mi kubek z dawno zimnym już lekarstwem. Był bez koszulki odsłaniając tym samym swoje czerwone tatuaże i umięśniony tors. Siedziałam zakopana w koc. W jego zniszczonym mieszkaniu było dość chłodno a fakt, iż była już połowa grudnia tylko to pogarszał. Nie wiem jak on może siedzieć bez koszulki.
- Chodź do mnie. - Szarpnął za koc i subtelnie, aczkolwiek stanowczo, przyciągnął mnie do siebie. Usiadłam na niego okrakiem, bardzo lubiłam tą pozycję. Przez ostatni tydzień często przesiadywałam w jego mieszkaniu i równie często tak właśnie z nim rozmawiałam.
- Jak Twoja głowa? - Spytał wplatając palce w moje włosy.
- Dobrze. - Odpowiedziałam łagodnie. Uśmiechnął się figlarnie i jednym ruchem zdjął mi koszulkę zrzucając ją na podłogę. Spojrzał na dolinę na mojej klatce piersiowej. Wisiorek od Arona.
- To nie będzie Ci dziś potrzebne. - Poinformował bawiąc się tą zawieszką i ścigając ją. Siedziałam na nim w biustonoszu i spodniach. Wszystko to było takie nierealne… ja i Rick. Razem. W jednym pomieszczeniu. W tak bardzo intymnej sytuacji.
W ciągu tego tygodnia zaczęliśmy treningi Arona, dlatego Rick często zaprasza mnie do siebie pod pretekstem uzgodnienia planu treningowego na następny dzień. To oficjalna wersja dla taty. Często jednak strategia treningu kończy się na założeniu, że trening się jutro odbędzie. Byłam całkowicie szczera z Rickiem. Opowiedziałam mu o wypadku, Jordanie a nawet o Aronie.
Wypadkiem się zmartwił. Codziennie spędzał przynajmniej godzinę na masowaniu mojej zabliźnionej już nogi. Jordana natomiast z jednej strony przeklina, a z drugiej dziękuje mu, że mnie uratował. Jeśli zaś chodzi o Arona… No cóż, tą informację przyjął najgorzej. Na treningach był przewrażliwiony by Aron nie rozmawiał ze mną za dużo, a już na pewno nie zostawiał mnie samej z nim. Zasłaniał się przy tym, że w mojej umowie mogę przebywać na terenie Wei Race tylko w bliskiej obecności Ricka.
Było to niezręczne, ale jednak w duchu mi to odpowiadało, starałam się nie zbliżać do Arona bardziej niż to było wymagane. W końcu nie chcę się przypadkiem zakochać, Aron jest tylko przyjacielem i tak powinno pozostać.
- Co z Twoimi długami? - Spytałam gładząc go po policzku. On mocniej naparł na tył mojej głowy i zbliżył swoje usta do moich. Były twarde i zdrętwiałe. Lekko przygryzł mi wargę po czym ją puścił.
- Zostało niewiele. - Oznajmił. Zdziwiłam się tym, bo przez ostatni tydzień nie było wyścigów. Nawet żadnej informacji by w najbliższym czasie się odbyły. Popatrzyłam na niego pytająco.
- Twój tata. Jak zobaczył w jakich warunkach mieszkam, dał mi pieniądze na wynajem czegoś lepszego. - Poinformował spokojnie.
- Mój tata tu był?
- Tak Myszko, w końcu musiałem podać jakiś adres. Kiedy byłaś nieprzytomna przyjechał pogadać. Dzień później wziął swoje oszczędności i mi je dał. Dodatkowo podwyższył mi pensję, bo jest pewien sukcesu co do tego Księcia. Było tego tyle, że spłaciłem prawie wszystko. Resztę pokryję ze swoich trzech kolejnych pensji.
- I Już nie wrócisz do tego? - Spytałam zmartwiona. Bałam się, że znowu w coś “zainwestuje”
- Teraz mam Ciebie. - Ponownie zatopił się w moje usta. W mojej głowie jednak kreowała się ta mała istotka która gdzieś tam jest i czeka na ojca... Klara, córka Ricka. Córka jego i Samary, o której on nie ma pojęcia. Rick nigdy nie będzie sam, a ja nigdy nie będę do końca jego.
Mój telefon wciśnięty gdzieś w kanapę za wibrował.
- Zostaw. - Mruczał mi do ucha i trzymał w tali jak jakieś dziecko kiedy ja próbowałam znaleźć komórkę.
- To może być tata. - Poinformowałam w końcu łapiąc małe urządzenie. Na wyświetlaczu było jak byk TATA. Rick wyrwał mi komórkę i przystawił do ucha.
- Słucham.
- Tak jest u mnie.
- Jest już dość późno. - Rick teatralnie się przestraszył.
-Wiesz co, ja wypiłem Don, a Eva nie… - mój tata przerwał w połowie zdania.
- Świetnie. To miłej nocy. - Rick skończył rozmowę. Patrzyłam na niego pytająco.
- Chcesz zostać na noc? - Spytał z wielkim uśmiechem.
- Chyba już powiedziałeś tacie, że zostaję. - Odpowiedziałam trochę z wyrzutem.
- Sam to zaproponował. - Bronił się Rick. Chwycił mnie mocniej za pośladki i wstał. Trzymałam się nogami jego bioder. - Powiedział, że mam się Tobą zająć.
- Myślisz, że to miał na myśli? - Spytałam kiedy ten kierował się do sypialni, którą na potrzeby naszych spotkań trochę ocieplił. Łóżko było wygodniejsze, pościel zmieniona.
- Brzmiało jak polecenie służbowe. - Odpowiedział kładąc mnie delikatnie i całując w szyję. Nagle usłyszałam kolejny dzwonek telefonu. Wstałam i chciałam go sięgnąć, ale Rick mnie lekko przygniótł swoim ciężarem.
- To nic ważnego. - Powiedział mocniej mnie przytulając.
- Nikt o tej porze nie dzwoni bez powodu. - Lekko klepnęłam go po ramieniu. Puścił. - To będzie moment. - Dodałam. Kiedy dobiegłam do telefonu na wyświetlaczu widniał napis “ARON”. Spojrzałam niepewnie na Ricka i odebrałam odchodząc trochę na bok.
-Halo.
- Nie obudziłem Cię? - Aron w telefonie miał bardzo spokojny głos.
- Nie.
- To dobrze. Pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać.
- Teraz? - Zdziwiłam się. Patrzyłam jak Rick w sypialni wygodnie ułożył się na łóżku i założył ręce za głowę.
- Czemu nie? Jeszcze nie ma północy. - Rick spojrzał wyczekująco.
- Jutro masz trening.
- Przyjadę po Ciebie i odwiozę. - Obiecywał.
- Przykro mi. Dzisiaj nie mogę. - Odpowiedziałam chcąc się rozłączyć.
- Proszę Evo. Moi rodzice zapomnieli mi powiedzieć, że jest dzisiaj kolacja z hrabią jednej z naszych krain. On nadzoruje odbudowę pałacu na Kaspii. - Odpowiedział już trochę błagalnie.
- I?
- Chcieli Cię przedstawić. No wiesz... Jako moją narzeczoną. - Dokończył skrępowany.
- Aron ja… - widziałam jak Rick wstaje zdziwiony i podchodzi powoli.
- Proszę, tylko ten raz. - Przymknęłam mocno oczy. Czułam jak Rick łapię mnie za ramiona.
- Dobrze przyjadę. - Zgodziłam się i spojrzałam w jego oczy. Były trochę złe.
- Przyjechać? - Dopytał Aron.
- Nie, sama przyjadę. Za ile?
- Właściwie to już się zaczęło. Gram na zwłokę. - Odpowiedział półgłosem. Rozłączyłam się. Rick już się wyprostował.
- Zawieziesz mnie do Ambasady Kaspii? - Spytałam wieszając mu się na szyi. Rick zacisnął mocno usta. Nie podobał mu się ten pomysł, jednak co miał zrobić? Zrezygnowany poszedł po koszulkę.
- Dziękuje! - Zawołałam przepraszająco sama szukając koszulki. Nie wiem jak bardzo odpowiednim strojem jest biały sweter i czarne spodnie oraz ten cholerny wisiorek jednak lepszego stroju nie mam.

- Mówisz że kiedy to się skończy? - Pytał
- Jakoś za rok. - Westchnęłam patrząc na ogromny budynek, w którym paliły się światła. Rick znowu napiął swoje mięśnie.
- Baw się dobrze. - Wydukał i uruchomił silnik. Wysiadłam a on odjechał z piskiem opon zostawiając mnie samą na ulicy.
    Na kolacji bawiłam się bardzo dobrze choć skończyła się na tyle późno, że mimo oporów zgodziłam się przenocować w Ambasadzie. Aron był gentelmanem. Wcale się nie narzucał i był dobrym towarzyszem do rozmowy. Odprowadził mnie pod drzwi pokoju gościnnego i oparł się ręką o framugę jak zawodowy podrywacz.
- Dziękuje. - Powiedział z wielkim uśmiechem.
- Od czego są przyjaciele. - Odpowiedziałam już bardziej zmęczona.
- Mogę wejść? - Spytał wskazując nosem drzwi do pokoju.
- Wolałabym nie. - Spokojnie odpowiedziałam w pełni przekonana tej decyzji. Uśmiechnął się blado.
- Okey. Śpij dobrze. - Nachylił się, jedną ręką dotknął mój policzek i pocałował mnie delikatnie w drugi. Pachniał solą i różami. Pachniał bezpieczeństwem, jednak trwało to tylko chwilę bo się odsunął. Uśmiechnął i odszedł w swoją stronę.
Otrząśnij się Wei, nie możesz zakochać się w księciu z bajki.
Problem w tym że to był prawdziwy Książę i w każdej chwili może stać się mój na zawsze, dzięki małemu wisiorkowi trzymanemu na sercu.

- Może kolor włosów… rudy, czarny, brązowy? - Aron przy śniadaniu chciał mi to wszystko “ułatwić” i od ponad półgodziny próbuje upodobnić się do mojego ideału. Dla niego to nie problem… chwila i już. Kolor włosów zmieniał mu się jak cieniowanie w programie edytorskim. Starałam się nie śmiać, ale wyglądał uroczo gdy tak bardzo się starał.
- Wiedziałem! - tryumfalnie zawołał a jego blond włosy zmieniły się w czarne jak kosmos kosmyki. - Kręcą Cię ciemnowłosi.
- Zostaw jak miałeś, proszę. - Owsianka, którą mi zaserwowano była niesamowita. Powrócił do starego koloru.
- Słuchaj, chcę Ci to maksymalnie ułatwić. Jeżeli masz ulubionego aktora, niespełnione fantazje lub cokolwiek to powiedz. - Zakomunikował nachylając się nad stołem i dopijając herbatę. Skończyliśmy śniadanie i szykowaliśmy się do wyjścia. Aron był na tyle miły, że zaopatrzył pokój gościnny w zapasowe ubrania przypadkowo pasujące na mnie, dlatego po treningu będę musiała wytłumaczyć się Rickowi skąd mam nowe ubrania. Podejrzewam, że nie będzie to łatwa rozmowa.

    Aron woził się limuzyną, nic zaskakującego w końcu był księciem, ale bardzo się z tym obnosił. Zauważyłam jednak, że od kiedy jestem bliżej niego zniknął gdzieś Tom. Kiedy o to spytałam, Aron tylko się uśmiechnął.
- Nie martw się o niego. Od kiedy jesteśmy zaręczeni moi rodzice uznali, że czas przygotować mi grunt pod rządzenie. Tom będzie moim głównym dowódcą straży królewskiej, pojechał się szkolić u najlepszych. - Uśmiechnął się. Tom był jego przyjacielem, ale również ochroniarzem, prawie mi to umknęło przez to jak swobodnie się przy sobie zachowywali.
- To kto jest teraz Twoją zaufaną niańką? - Spytałam z drwiną, jednak byłam zgodna co do kwestii, że księcia cały czas ktoś powinien pilnować.
- Wypraszam sobie niańkę! - Pierścień Arona nagle zaczął się “topić” a plama płynu rosła na podłodze samochodu by po chwili przyjąć kształt kobiety. Prawdziwej, wyzywającej wojowniczki. Czarne, długie włosy splecione w gruby warkocz sięgający do kolan, biała cera i czerwone oczy. Ubrana w zbroję z brązu i przypiętym do pasa mieczem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jest to ta sama dziewczyna, z którą trenował Aron w altance.
- Poznaj Izamel. Jest moją trenerką szermierki, a na czas nieobecności Toma, również moją osobistą ochroną. Aron bardzo lubił otaczać się pięknymi kobietami. Ona nie była wyjątkiem, choć mam świadomość, że może przybrać każdą postać.
- Miło mi poznać. - Wymamrotałam cicho nadal lekko przestraszona tą przemianą.
- Mnie również miło poznać przyszłą królową Kaspii. - Zatkało mnie. Dopiero po chwili ciężar wisiorka stał się nie do wytrzymania. Owszem zaakceptowałam to, że mam być udawaną narzeczoną Arona, jednak nie patrzyłam na to z perspektywy… bycia królową jakieś planety!. Aron szybko zauważył moje zmieszanie. Uchylił okno.
- Chciałbym porozmawiać z Evą na osobności, mogłabyś… - wskazał okno. Spojrzała na niego karcąco, zamieniła się w dostojnego brunatnego orła i wyleciała przez okno z prędkością błyskawicy.
- Nie możesz w ten sposób reagować. Izamel w końcu się połapie i powie mojemu ojcu. - Spojrzał na mnie z lekkim skarceniem w głosie.
- Myślałam, że masz same zaufane osoby wśród siebie. - Spokojnie rozejrzałam się wokół siebie by upewnić się, że żaden dodatkowy ochroniarz nie jest w pobliżu.
- Bo mam, ale Izamel… no… była kochanką mojego ojca. - Lekko się zawahał, jednak obiecał być szczery wobec mnie a i tego samego wymagał od mojej osoby.
- I ty tak spokojnie o tym mówisz? - Podniosłam brwi ze zdziwienia.
- Póki mój ojciec się nie zaręczył mógł spokojnie wybierać. Izamel była jedną z opcji, tak jak ja miałem wiele opcji póki nie wparowałaś na widok publiczny z tym wisiorkiem. - Usprawiedliwiał, jednak w jego słowach nie było ani trochę żalu.
- Co? - Wydaje mi się, że źle zrozumiałam jego słowa… kochanka króla? Oficjalna kochanka króla jest ochroniarzem jego syna i to ma być zaufana osoba?
- Izamel była kochanką ojca jeszcze przed poznaniem mojej mamy. Uczyła go szermierki. - Doprecyzował. Nie wiem dlaczego to podkreślił... Tą szermierkę... Wtem wyobraziłam sobie Arona w roli kochanka Izamel i nagle mnie olśniło:
- Przecież ona jest taka młoda! - Zdawało mi się, że nawet kierowca, który był od nas oddzielony dźwiękoszczelną przegrodą słyszał moje zaskoczenie.
- Zapominasz o podstawowej umiejętności mojej rasy. - upomniał mnie
- Jakiej?
- Dostosowanie się. Musisz zrozumieć, że nasza rasa nie tylko przyjmuje kształt danej osoby czy przedmiotu, ale też jego cechy, układy wewnętrzne… wszystko. Będąc człowiekiem jestem w pełni człowiekiem, mam układ kostny, pokarmowy a nawet rozrodczy taki jak mają Ziemianie. Jeżeli ktoś umie latać, my też to umiemy. Dlatego wygodniej jest zamienić się w dwudziestolatkę niż żyć w ciele staruszka, bo wtedy też takie cechy odziedziczymy.
- To ile Izamel ma lat w takim razie?
- Na Ziemskie lata ma około pięćdziesięciu lat, jednak jeżeli ma być w pełni sprawna w królewskiej straży i jako nadworna szermierka musi przyjąć postać młodej przedstawicielki płci kobiecej.
- A Ty ile masz lat? - Zawahałam się, a on się uśmiechnął.
- Podobnie jak moi rodzice. Jestem zwolennikiem przyjmowania formy podobnej mi wiekowo. - Odprężył się na kanapie.
- Podobnej czyli jakiej? - Aron nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia pięć, ale jeżeli pięćdziesięciolatka może wyglądać jak moja rówieśniczka to wolę się upewnić.
- Nie martw się, nie zaręczyłaś się z dziadkiem… - jego uśmiech był już od ucha do ucha. - Mam 22 lata na ziemskie.
- Czyli jesteś 4 lata starszy ode mnie. - Policzyłam szybko w głowie. Spojrzał na mnie czule po czym zaraz ponownie przybrał zadowolony uśmiech.
- Miło mi w końcu wiedzieć ile masz lat Evo.
- A Tom? - Spytałam by szybko przegonić z moich myśli te jego oczy.
- Tom jest starszy. Jest moim opiekunem od kiedy pamiętam. Sam nie wiem ile ma lat, prawdopodobnie jest po trzydziestce.
- Ale się przyjaźnicie.
- Tak jak mówię, zajmował się mną zawsze. To całkowicie normalne, że mamy dobre kontakty. Oddałbym za niego życie, dlatego wyznaczyłem go jako swojego dowódcę straży.
- Chyba rozumiem. - Aron nachylił się koło mnie i złapał za dłonie. W filmach lekarze tak biorą ręce matek po tym jak nie udało się uratować ich dzieci.
- Posłuchaj. Nie chcę Cię naciskać, po prostu oswój się z tą myślą o mnie, o królestwie i nie krzyw się tak na myśl o zostaniu królową Kaspii.
- Nie krzywię się!
- Krzywisz się i to widać. Wiem, że Cię to przerasta, ale obiecuję, że w odpowiednim momencie wszystko się naprostuje.
- To znaczy, że ze sobą “zerwiemy”. - Doprecyzowałam. Choć technicznie rzecz ujmując nigdy nie byliśmy razem i myślenie, że jakiś zwykły przedmiot może połączyć dwójkę ludzi jest bezsensowny.
- Jeżeli taka będzie Twoja wola. - Odpowiedział spokojnie.
- A Twoja? - Chciałam się upewnić, że on myśli tak samo.
- Nie będę ukrywać, że podoba mi się perspektywa bycia mężem kobiety, która wygrała Wielki Wyścig Obana, kocha wyścigi tak samo mocno jak ja, jest atrakcyjna, inteligentna i pewna siebie. Trochę mam nadzieję, że przez ten rok uda mi się zmienić Twoje zdanie na nasz temat.
- Nie ma nas. - Powiedziałam stanowczo. Sympatia Arona wobec mnie jeszcze bardziej zaburzyłaby nam całą tę naszą przyjaźń.
- Oczywiście, że nie ma. - Mruknął pod nosem z lekkim uśmiechem. Uchylił okno i wyciągnął dłoń. Po chwili na jego palcu widniał złoty pierścień. Do końca podróży nie odezwaliśmy się do siebie. Martwiłam się tym co powiedział… w końcu technicznie rzecz biorąc nic nie stoi na przeszkodzie byśmy stanęli na ślubnym kobiercu, jednak również mam świadomość, że siłą mnie tam nie zaprowadza. Mamy plan. Pojadę z nim na Kaspię i stwierdzę, że to mnie przerasta i będzie koniec. Muszę tylko wytrzymać ten rok... Jeden rok.

Trening Arona przebiegał całkiem sprawnie. Już trzecią godzinę przecinał tor z prędkością graniczącą z głupotą. Siedziałam na trybunach i cały czas monitorowałam jego tętno, Rick podpowiadał bez przerwy jak może poprawić swoją technikę, kiedy nagle mój telefon wydał głośny dźwięk. Spojrzałam na wyświetlacz i ręka mi zadrżała.
- To z wyścigów. - Pokazałam Rickowi wyświetlacz, na którym widniał tajemniczy telefon. Wiadomość wideo. Rick pokiwał ze zrozumieniem.
- Wasza wysokość zjedzie do boksu. Pozwolimy techniką po czarować. - Aron tylko potwierdził i zaczął zwalniać.

- Aron wyskoczył z kokpitu w południowym garażu. Wiedziałam o co mu chodzi: też zadzwonił mu telefon. Rick się usunął i zostaliśmy sami.
- Odpal pierwsza. - Zaproponował. Otworzyłam holo wiadomość. Podobnie jak ostatnio pojawiała się postać stojąca w mroku.
- Z powodów dużych działań policyjnych, których się nie spodziewaliśmy jesteśmy zmuszeni odwołać dalszą rywalizację w Kansas City. Życzymy sukcesów w przyszłości.
Nastąpiła przerwa. Myślałam, że nadajnik się spali jednak po chwili wyświetliła się druga wiadomość. Niespodziewana. Kobieca sylwetka nadal była ogarnięta ciemnością.
- Uczestniku 76, ubolewamy nad stratą Twojego ścigacza, jednak ze względu na Twoje niesamowite zdolności, chcielibyśmy Cię zaprosić do wyścigów w Paryżu z ominięciem rundy eliminacyjnej. Mamy nadzieje, że zjawisz się i jeszcze nie raz pokarzesz swoje niesamowite umiejętności. Wyścigi zaczynają się za trzy tygodnie. Pierwsze Twoje niepojawienie się daje do zrozumienia, że nie jesteś zainteresowany i nadajnik zostanie zniszczony.
Wiadomość Arona zaczęła się tak samo i podobnie jak mi wyświetlił się drugi komunikat.
- Uczestniku 531, zdajemy sobie sprawę, że jesteś teraz poszukiwany z powodu incydentu podczas obławy policyjnej. Mamy nadzieje, że Twoje zdrowie Ci dopisuje. Wiemy, że Twój ścigacz uległ zniszczeniu jednak mimo to chcemy Cię zaprosić do kontynuacji swojej przygody za trzy tygodnie w Paryżu. W ramach rekompensaty za zniszczenia ścigacza i zdrowia nie weźmiesz udziału w rundzie eliminacyjnej. Twoje pierwsze niepojawienie się daje do zrozumienia, że nie jesteś zainteresowany i Twój nadajnik zostanie zniszczony.
Spojrzeliśmy po sobie lekko zaskoczeni. Spodziewałam się odwołania zawodów ale nigdy propozycji ponownego uczestnictwa na innym kontynencie. U Arona sprawa była jasna, teraz codziennie musi być w siedzibie firmy nie może sobie pozwolić na spontaniczne wypady do miasta za oceanem. Ja miałam trochę inną sytuację. Sądzę, że ojciec sam wysłałby mnie w podróż do Europy bym tylko jak najdalej była od wyścigów.
- Przemyśl, to Twoja szansa. - Aron wiedział co stało się po mojej ostatniej szansie. Wizja, że miałabym znowu wsiąść za stery ścigaczy trochę mnie przerażała. Mimo, że nie był to mój pierwszy wypadek, to ten był inny… byłam w nim sama i gdyby nie interwencji Jordana dawno bym nie żyła.
- Ja raczej spasuje, nie chcę zaczynać współpracy z Twoim ojcem od proszenia o wolne. - Dodał, uśmiechnął się tak jak tylko on potrafił.
- Też spasuję. Nie rzucę się w wir wyścigów na nieznanym terenie bez Ricka, funduszy i Gruchotka. Muszę oszczędzać siły na przejęcie schedy po Aronie w Wei Race na przyszły sezon.

5 miesięcy później

- Przyspieszę na ostatnim zakręcie co Słonko? – Głos Arona rozległ w słuchawce.
- Nie szarżuj. – Don przemówił swoim twardym głosem obserwując jak ścigacz Arona mknie przez tor. Tata był bardzo surowo nastawiony do wyścigów i treningów. Wymagał bezwzględnego posłuszeństwa, tak jak na Obanie.
- Jeśli przejedziesz przez metę w ciągu 6 sekund pobijesz swój rekord życiowy. – Odpowiedziałam z pełną premedytacją. Jego srebrny ścigacz nabierał przyspieszenia.
- Aron i tak wygrasz, nie musisz nic udowadniać. – Rick próbował załagodzić sytuację jednak w odpowiedzi Aron jeszcze bardziej piłował silnik. Uśmiechnęłam się pod nosem. Był tak samo uparty jak ja.
Na ścianie wyników pojawiła się pierwsza pozycja ARGAMON WEI RACE. Kolejne zwycięstwo do klasyfikacji generalnej, choć Aron w tym co robi jest prawie niepokonany. Zastanawiam się co by się stało gdyby nie przegrał z Soulem w rundzie kwalifikacyjnej, czy spotkałabym go już na Obanie?
Aron wyskoczył z kokpitu jak największy zwycięzca na świecie. Gdy nasze spojrzenia się spotkały posłał mi najbardziej szczery uśmiech. Gdy go odwzajemniłam dał mi znać, że musimy porozmawiać a potem wrócił do świętowania.

- Zapraszam do wspólnego zdjęcia! - Jak zwykle po uroczystości rozdania nagród była mała sesja zdjęciowa zwycięzcy, jednak tym razem Aron zaprosił do niej całą ekipę teamu. Ustawiłam się gdzieś z boku koło Ricka, ale Aron szybko zgarnął mnie bliżej niego twierdząc, że “piękne panie mają prawo do zdjęcia z mistrzem”. Objął mnie ramieniem i uśmiechnął się do obiektywu.
- GDYBY NIE ONE NIE WYGRAŁBYM! - Krzyknął na cały głos i podniósł zwycięsko puchar ku niebu jednocześnie przyciągając mnie jeszcze bardziej siebie. Jego dwa trofea w jednym miejscu. Kiedy tak pozowaliśmy przypomniałam sobie podobne zdjęcie. Ricka i Samary w jej domu. Czy los chce mi coś powiedzieć?
Sesja się skończyła i większość ekipy zaczęła rozchodzić się by spakować sprzęt do podróży. Mój tata podszedł do Arona by mu pogratulować. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu patrzył na mnie z dużym podziwem, że większą część czasu poświęcam Aronowi. Z kilku balów i bankietów zrobiło się ich owszem kilka ale w ciągu miesiąca. Prawie codziennie się widzimy, a przynajmniej z perspektywy mojego taty. Czasem wychodząc z domu po prostu mówię, że idę na spotkanie z Aronem i wymykam się do Ricka. Wydaje mi się, że po cichu tata nam przyklaskuje, choć wiem też, że wolałby bym nie wiązała się z Księciem z innej planety. Za niedługo go uspokoję: “tato nie zostanę królową planety oddalonej o milion lat świetlnych, za to przedstawiam Ci mojego chłopaka, twojego długoletniego przyjaciela Ricka Thunderbolata. Cieszysz się? … Tato…? tato…?! “.
- Musimy popracować jeszcze nad Twoimi zakrętami. - Rick zjawił się za moimi plecami przypominając o swojej obecności. Obaj ostatnio mają jakieś dziwne spięcie między sobą i z każdym dniem narasta ono coraz bardziej.
- Sądzę, że Ty mógłbyś popracować nad systemem motywacyjnym… trenerze. - Prawie splunął mu w twarz i odszedł na bok. Rick dyskretnie pociągnął mnie do garażu gdzie mogliśmy chwilę spokojnie porozmawiać. Kiedy byliśmy już poza zasięgiem wszystkich oczu Rick przykuł mnie do betonowej ściany i przyłożył swoje usta do moich porywając mnie w agresywnym i szybkim pocałunku.
- Przypominam Ci o sobie. - Mruknął zazdrośnie.
- Nigdy o Tobie nie zapominam. - Odpowiedziałam muskając tatuaż na jego obojczyku.
- Zaczyna mnie męczyć ta Twoja zabawa w narzeczoną księcia. - Wyznał i oparł się o ścianę koło mnie chwytając dyskretnie za moją dłoń.
- Jeszcze trochę.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale Donowi zaczyna się ta historia podobać…
- Zauważyłam, ale to nie ma znaczenia. Aron jest tylko przyjacielem, któremu wyświadczam przysługę.
- Niech tak lepiej zostanie. - Odpowiedział, co zabrzmiało jak groźba. Zaczął kierować się do wyjścia zostawiając mnie z moimi myślami. Kiedy wyszłam większość rzeczy była już schowana. Aron rozmawiał ze swoją strażniczką Izamel jednak kiedy mnie zobaczył odprawił ją i podbiegł do mnie.
- Jedziesz dziś ze mną. - Zakomunikował szczęśliwy. Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem, to już trzeci raz w tym tygodniu kiedy “jadę z nim”. Kaspijczyku wyluzuj, mam własne życie i mega zazdrosnego faceta. Już miałam odmówić kiedy zasłonił mi usta.
- To nie podlega dyskusji Piękna. Jedziesz ze mną, wszystko już załatwione. - Złapał mnie za ramiona i poprowadził do swojej limuzyny. Szukałam jeszcze ratunku w ojcu jednak on był zbyt zajęty krzyczeniem na swoją ekipie i nie zauważył, że ktoś porywa mu córkę! Rick… Rick… gdzie jesteś?
Długowłosego zauważyłam już w chwili wsiadania do auta… wywiadów się mu zachciało z cycatą dziennikarką w kusej sukience… Kochanie, oczy kobieta posiada trochę wyżej pomyślałam kiedy zatrzasnęły się za mną drzwi, a auto błyskawicznie ruszyło.
- Nie przebrałam się. - Poinformowałam patrząc, że nadal jestem w czarnym kombinezonie ojca firmy.
-Wyglądasz pięknie. - Skomplementował rozsiadając się wygodnie.
- To dokąd jedziemy? - Spytałam niecierpliwie wpatrując się w ulice, które prowadziły nas w bardziej zamożną część Kansas City.
- Samara wróciła do miasta. - Powiedział. Mimo, że byliśmy w aucie poczułam jak zimny wiatr mnie owiewa. Przeszła mnie gęsia skórka. Samara była pewnym tematem tabu. Była matką dziecka mojego faceta. Dziecka, o którym Rick nie ma pojęcia, a w dodatku po ostatniej wizycie w jej domu mogę wnioskować, że Samara nadal coś do niego czuje. Boję się tej wizyty. Najchętniej wyskoczyłabym teraz przez okno.
Pod domem Samary stał duży czerwony wóz w stylu rodzinnym, z tyłu był fotelik dla małego pasażera. Oprócz tego nie umknął mojej uwadze motocykl widziany już wcześniej pod sierocińcem, w którym mieszka Em i Holi, oraz ciemny sportowy wóz z porysowanym lakierem, zapewne należący do Marka.
Od wejścia dało się zauważyć ciepłą i miłą atmosferę. Było tu znacznie inaczej od poprzedniej wizyty. Aron wszedł trzymając mnie w pasie.
- Przyjechali! - Usłyszałam ochrypły głos Holi, która zaraz rzuciła się by uściskać mnie i Arona. Po jej ostatniej wpadce z przedawkowaniem opanowała się. Nie do końca wiem jak potoczyła się jej sprawa z gangiem ale ona zdaje się tym już nie przejmować, albo zwyczajnie udaje. Wydaje się kwitnącą młodą kobietą, która cieszy się życiem.
- Już myślałam, że nie dotrzecie. - Niebieska skóra Em pojawiła się w progu z wielkim uśmiechem. - Gratuluje wygranej! - Rozłożyła ręce do uścisku a Aron porwał ją w ramiona, okręcił dwa razy i odstawił na ziemię.
- Jak zwykle łatwizna! Chciałbym by w końcu trafił się ktoś, kto byłby dla mnie wyzwaniem!
- Oj wyzwanie dostaniesz. Przy basenie kreci się taka jedna co mówiła coś o słoniu? - Holi kiwnęła głową w stronę drzwi balkonowych. Aron wyszczerzył się i jego skóra zaczęła przybierać szarawy odcień, a po chwili jego ciało przybrało kształt małego słonika z dużymi uszami, trąbą i ogonem!
- Zatrąbił i ruszył szturmem w stronę balkonu. Holi pobiegła za nim najwidoczniej po to by otworzyć mu drzwi, które chyba był skłonny staranować.
- Dzieci się bawią, to ja zapraszam dorosłych do rozmowy. - Chwyciła mnie za ramię i zaprowadziła do kuchni gdzie siedziała Samara. Była ubrana w cienki, kremowy golf i krótkie szorty w różowe kwiaty. Jej białe włosy były splecione i niechlujny kok.
- Zdawało mi się, że zapraszałam Arona. - Chłód jej wypowiedzi był niemiłosierny.
- Daj spokój, Molly jest jak rodzina. - Em zaciągnęła mnie do stołu i podała herbatę. Samara jednak na uwagę Em oparła się głęboko w krześle i postanowiła najwyraźniej wbić mi nóż w głowę.
- Taka niechciana siostra, która przychodzi i wszystko niszczy. - Samara była jedną z tych osób, które znały moją prawdziwą tożsamość.
- Wybacz jej, jest zmęczona po podróży. - Wtrąciła pośpiesznie błekitnoskóra próbując załagodzić sytuację. 
- Tak, to podróż. Niedługo ruszam w kolejną. - Oznajmiła, czym z pewnością zaskoczyła Em.
- Myślałam, że teraz tu zostaniesz.
- Muszę zapewnić Klarze sto procent bezpieczeństwa. - Poinformowała patrząc na mnie wręcz z wyrzutem.
- Jest z nami bezpieczna. Nie możesz wiecznie uciekać z nią z miejsc gdzie przebywa jej ojciec. Poza tym Omira też Cię tu potrzebuje.
- Mogę.
- Zachowujesz się jak niedojrzałe dziecko! - Em chyba poczuła się urażona, bo wstała i wyszła z kuchni. Poczułam, że sama muszę spróbować uspokoić byłą Ricka.
- Nie musisz uciekać z mojego powodu. Rick ode mnie się nie dowie o Klarze.
- Nie ufam Ci. Znasz ich pół roku i ani razu nie przyszło Ci do głowy by powiedzieć im, że naprawdę jesteś Evą Wei, córką Don Weia. Nawet nie wiem jak ukrywasz to przed Aronem o ile w ogóle ukrywasz.
- Mam własny cel w tym, by Rick się nie dowiedział. - Odpowiedziałam bez zastanowienia na jej zarzuty.
- Jaki? - Zaskoczyła mnie. Tego się nie spodziewałam, musiałam szybko coś wymyślić.
- Jeśli Rick dowie się o Klarze, przestanie być trenerem w Wei Race. A ja mam zamiar zająć miejsce Arona za rok.
- Czyli za rok będę musiała uciekać. - Oznajmiła z westchnieniem.
- Uważam, że sama powinnaś mu powiedzieć. Nie będę wtrącać się w jego przeszłość.
- Pamiętaj, że matka za wszelką cenę chroni swoje dzieci. - Ostrzegła i dopiła herbatę.
- Em! Zaczekaj! - Zignorowała mnie i ruszyła w ślady niebieskoskórej. Siedziałam w kuchni starając się otrząsnąć. Samara ma rację: powinnam im powiedzieć prawdę, ale jak to zrobić, by ich nie zranić?

Resztę wieczoru spędziłam na unikaniu przyjaciół. Każdy zajmował się Klarą, bawiąc ją do późnych godzin. W końcu jednak każde dziecko musi iść spać. Za punkt honoru usypianie tej “małej księżniczki” wzięli sobie faceci: Mark i Aron. Miło było posłuchać gruchotania grzechotek i uspakajających kołysanek, jednak nie mam zamiaru zżywać się z Klarą. Boję się tego spotkania. Aron odwożąc mnie do domu zauważył, a przynajmniej tak mi się na początku zdawało, mój stosunek do Klary.
- Wiesz że Samara jest moją przyjaciółką dłużej niż Ty? - Spytał kiedy wjeżdżaliśmy już na moją ulicę. Wszędzie było bardzo ciemno.
- Wiem.
- Samara pomogła mi się odnaleźć po tragedii na mojej planecie. Dużo jej zawdzięczam. - Dodał. Kiedy spostrzegł moje zainteresowanie kontynuował. - Nie zawaham się stanąć przeciwko Tobie jeśli zajdzie taka potrzeba. Dlatego powiedz mi co jest między Tobą a Rickiem?
- Co ma z tym wspólnego Samara? - Spytałam zirytowana.
- Dużo. Bo cokolwiek masz do Ricka jest związane z Klarą. - Odpowiedział. - Więc?
- Nie Twój interes.
- Mój. Odpowiedz.
- Nie. - Chciałam wysiąść jednak chwycił mnie za nadgarstek.
- Proszę. - Zrezygnowałam.
- Rick jest ojcem Klary. - Zaczęłam jednak Aron szybko mi przerwał
- Wiemy o tym, to nie tajemnica. - Zignorowałam.
- Porzucił Samarę w dniu, w którym chciała mu powiedzieć o ciąży.
- Tak. – Przytaknął. Wypuściłam powietrze z ust.
- Rick był pierwszym kierowcą, który reprezentował Ziemię na Wielkim Wyścigu.
- Ty byłaś kierowcą… - Aron wydawał się zmieszany.
- Zastępczym.
- Nie mówiłaś mi o tym.
- To teraz nie ważne. Prezydent Koalicji dał mojemu tacie 16 godzin na zorganizowanie ludzi, sprzętu i wyjazd na Oban.
- Każdy miał tyle samo czasu… ja szkoliłem się od dzieciństwa.
- Koalicja zignorowała zaproszenie. - Odpowiedziałam szybko.
- To tak w ogóle można było? - Aron wydawał się bardzo zdzwiony i spojrzał na mnie z lkką pogardą… ziemianie zignorowali zaproszenie Avatara! AVATARA!
- Najwidoczniej tak. Mój tata w pośpiechu zbierał drużynę i zabrał Ricka, który…
- Wyleciał chwilę potem. Nie miał czasu poinformowania bliskich. Czyli Rick nie zostawił Samary specjalnie? - Aron wyprzedał to co chciałam powiedzieć ale miał zupełną rację w tym co mówi. Musiałam w końcu to wyrzucić z siebie, mając nadzieje że Aron nie poleci z tym do Samary ani do mojego ojca.
- Nie. Szukał jej po wyścigu, ale jej nie było. - Potwierdziłam niechętnie. Aron zrobił wielkie oczy. Odezwał się po dłuższej chwili.
- Trzeba to powiedzieć Samarze. - Wyszeptał analizując coś w głowie.
- Nie możesz. - Odpowiedziałam.
- Mogę. Jakbyś nie zauważyła Samara nadal coś do niego czuje choć odczuwa do niego żal.
- Właśnie dlatego nie możesz nic powiedzieć. - Nie chce by Samara stała się moją konkurencją do Ricka, jest mój. Jej był kiedyś. Teraz jest mój.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Rick ma już kogoś innego. - Odpowiedziałam starając się nie rumieniąc.
- Kogo? - Aron wydawał się zdziwiony, faktycznie nikogo nie zauważył w otoczeniu Ricka z kim mógłby się spotykać… prócz…
- Chyba sobie jaja robisz… - Aron nie mógł uwierzyć. Analizował każdy kawałek mojego ciała po kolei i nadal nie umiał znaleźć odpowiedzi.
- Nie. - Odpowiedziałam po dłuższej ciszy i nie czekając na reakcję wyszłam z auta.

3 komentarze:

  1. Zauwazylam jedna niescislosc- w pierwszym rozdziale napisalas, ze Eva ma na dzien dzisiejszy 20 lat i dodalas potem, zebysmy uznali to za specjalna pomylke a teraz wychodzi na to, ze ma 18. To jak jest w koncu? :-) pomijajac ten drobiazg to musze powiedziec, ze podziwiam Twoja wyobraznie i kreatywnosc w tworzeniu opowiadania. Zawsze z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial :-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za uwagę, szczerze powiem że ta notka szła mi jak krew z nosa i marzyłam by ją skończyć i nie zwróciłam uwagi na taki szczegół. Dziękuje! :)

      Usuń
  2. Jej, notka bardzo bogata w wydarzenia :)
    Mimo, iż jak twierdzisz: szła Ci ona jak krew z nosa, to jednak podziwiam Cię, bo świetnie sobie z nią poradziłaś. Nie miałam wrażenia, że w jakimś stopniu mogła Ci przysporzyć trudności. Wszystkie dialogi i sceny są naturalne i czyta się je z przyjemnością.
    Najbardziej chyba podobały mi się momenty z Aronem :) Trochę szkoda mi się go zrobiło jak dowiedział się, że Eva jest z Rickiem. No i jeszcze jej słowa "Nie ma nas".. Auć... Eva i jej delikatność :D Szkoda mi Arona, bo wiem, że zaczyna darzyć ją uczuciem. Jak dobrze wiesz kibicuję im od dawna i jest mi przykro, że Eva tak bardzo broni się przed własnymi uczuciami. Przecież to widać jak na dłoni, że on jej się podoba. Zastanawia mnie też jak może być z Rickiem skrywając przed nim fakt, że gdzieś tam ma córusię i byłą dziewczynę, która nadal darzy go uczuciem. Nie potrafiłabym być z kimś, patrzeć na niego, całować go i być z nim szczęśliwa ze świadomością, że nie jestem wobec niego fair. Nie sądziłam, że Eva byłaby do tego zdolna. Chyba powinna zdawać sobie sprawę, że im bardziej się zaangażuje w ten związek tym trudniej będzie jej się pozbierać po ewentualnym odrzuceniu, gdy już prawda wyjdzie na jaw. Chociaż w sumie ona ma drugie wyjście z sytuacji. Jak Rock by ją zostawił dla Samary to zawsze przecież ma Księcia Kaspii xD A przez ten rok (już w sumie pół roku) jak nic zdążyłaby się w nim zakochać. I taki wielki Happy End :P
    Ciekawi mnie tez Don. Zastanawiam się jak długo będzie żył w tak nieświadomym stanie :D Oni definitywnie z niego od samego początku robią głupca, hehe xD Eva zostaje często na noc u Ricka, ale przecież co w tym dziwnego? xD Jak jego córka mogłaby kręcić z jego przyjacielem kiedy jest zaręczona z przyszłym królem innej planety? Ona taka nie jest :P Eh ten wiecznie zapracowany Wei....
    Inna kwestia to nielegalne wyścigi. Uwielbiam czytać jak je opisujesz i trochę mi szkoda, że i Eva i Aron z nich zrezygnowali. Chociaż wiem, że miałaś ku temu powody, i że bez zwątpienia wcale nie ułatwiliby sobie życia ścigając się w nich. Zwłaszcza po ostatniej tragedii. Mam jednak cichą nadzieję, że w najbliższym czasie znajdziesz jakąś pustą lukę w swoich niecnych planach i jakiś wyścig nam podarujesz. :)
    PS. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale ostatnio wiecznie brakuje mi czasu, no i weny.
    Trzymam kciuki za Ciebie :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje że chcesz podzielić się swoją opinią, jest ona dla mnie cenna dlatego nie lukruj jej, jeśli będzie to nieszczere ;)