06 grudnia 2017

XXXV



 XXXV
Początek czegoś wielkiego

Kruczoczarne włosy zaplątane w estetycznego warkocza który wił się wokół szyi, duże błękitne oczy oraz śnieżna cera, w moim mniemaniu zbyt wysoka jak na tak skromną posturę którą posiada. Wera zawsze poruszała się po zamku z kilkoma damami dworu które służyły jej w każdej sprawie. Mimo jej zamiłowania do zmiany postaci z każdą nowo odwiedzaną planetą zawsze jednak miała na sobie tradycyjne Kaspijskie szaty zgodne z etykietą zamkową.
Dziś był czas na jasną zieleń, z czarnymi zdobieniami podkreślającymi biust. W tym dniu codziennie rano grała dla swoich dam na fortepianie umiejscowionym w południowym skrzydle. Lubiłem się temu przyglądać, mimo że był to prywatny koncert. Przybierałem kształt śnieżnego motyla i siadałem na ramieniu jednej z dam dworu. Oczywiście Wera wiedziała, że to ja. Nigdy jednak nie zaczynała jeśli mnie nie było.
Muzyka którą Wera tworzyła nie była zwykła. Ona dotykała duszy i przeszywała ją od środka. Zaczynała powoli jak strumień wody wychodzący z źródła. Czuło się wtedy chłód wiatru który jakby zatrzymał się tylko po to by posłuchać tych kilku dźwięków. Powoli rytm przyspieszał jak stukot serca przy ukochanej osobie, jednak cichł na chwilę by znienacka uderzyć jak fala tsunami – zatopić wszystko wokół i pozwolić wsłuchać się w ciszę, a potem ponownie zacząć wspinać się po wyższych dźwiękach.
Zawsze wczuwała się w to, oddawała tym swoje emocje i starała się by wszystkie wyszły na zewnątrz, nie chciała ich zachowywać w środku. To był jeden z niewielu momentów kiedy otwierała się w pełni na świat.
- Dlaczego tylko podczas gry ujawniasz się światu w pełni? – spytałem kiedyś.
- Bo tylko wtedy patrzysz. – odpowiedziała spokojnie.
We wszystkim była aż za poprawna. Idealna na balach, podczas tańca, w rozmowach czy podczas jedzenia. Zawsze znająca rozwiązanie i nieznosząca porażek. Nigdy jej nie kochałem, choć nie powiem, że nie żywiłem do niej żadnych uczuć. Moi rodzice sprowadzili ją kiedy oboje mieliśmy po kilka lat – chcieli sobie wychować idealną synową, królową która stanie dumnie przy moim boku.
Oswoiłem się z tym i nie sprzeciwiałem, bo po co – miałem ważniejsze obowiązki: przygotowanie do Obana. Wera ładnie przy mnie wyglądała i wydawało mi się, że mnie wspiera choć wyścigi nie były jej największą pasją. W noc przed odlotem, zabrałem ją na spacer. Lasy Kaspijskie kiedyś były najpiękniejsze w całym wszechświecie zwłaszcza nocą. W dzień były zwykłym zlepkiem drzew i krzewów w nocy zamieniały się w festiwal kolorów i żywych arcydzieł.
- Wrócę jako zwycięzca i oświadczę Ci się wtedy. – oznajmiłem trzymając w kieszeni medalion od ojca.
- A jak przegrasz? – spytała poważnie. Wtedy nie przyjmowałem tego do wiadomości, dlatego odpowiedziałem pewnie.
- Będziesz wolna od zobowiązań wobec mnie.
Wróciłem szybciej niż się tego spodziewałem, zostałem pokonany przez istotę zwaną Sul. Nie dał mi żadnych szans i wróciłem z niczym. Całe życie przygotować poszło na marne. Kiedy wróciłem przywitała mnie jej chłodna śnieżna twarz.
Nigdy mnie nie pocieszyła, ani nawet nie przytuliła po tamtym dniu. Wyjechała zostawiając tylko list dostarczony mi przez posłańca.
Przegrałeś nie tylko wyścig. Liczę, że mimo przegranej staniesz się władcą na miarę naszej planety.
Potem nastąpił atak Crogów, moi ludzie uciekli z planety rozproszyli się po wszechświecie. Nas przyjęła Koalicja. Tu ułożyłem sobie życie, choć po pewnym czasie skomplikowało się o Evę. Los sprawił, że stała się moją narzeczoną. Z początku byłem okropnie sceptyczny jednak z czasem zauważyłem w Evie to czego brakowało mi w Werze: jej pasję do prędkości. Jej rządza ryzyka i rozwijania pasji za wszelką cenę. W każdy dzień zacząłem kochać ją bardziej, aż w końcu postanowiłem: to ona stanie się moją wybraną i tak zacząłem ją traktować, choć ona jest zafascynowana Rickiem – nie zrezygnuję z niej tak łatwo.

Wieczór zapadł szybciej niż myślałam. Ledwo zdążyłam się przygotować. Starannie spięte włosy w schludny kok, zielonkawa dopasowana suknia z złotym wykończeniem. Łańcuszek od Arona wiszący dumnie pomiędzy piersiami.
- Gotowa? – Aron zjawił się jak w zegarku. Zaprosił do samochodu i pojechaliśmy na przyjęcie z okazji naszych zaręczyn. Był ubrany w czarny schludny garnitur z zielono-złotym krawatem. Przez całą drogę nie powiedział słowa. Przez cały dzień był zajęty przygotowaniami oraz próbował dowiedzieć się czegoś o Holi. Jednak milczał, więc i ja o nic nie pytałam.
W ambasadzie było mnóstwo ludzi którzy z zaciekawieniem przyglądali się naszemu wejściu. Kątem oka zauważyłam mojego tatę który rozmawiał z Rickiem. Przyjechali trochę wcześniej, ja i Aron byliśmy gwiazdami tego wieczora. Etykieta nakazuje, że powinniśmy się pojawić dopiero w chwili kiedy wszyscy goście są już obecni.
Poczułam jak ściska moją dłoń mocniej. Czułam jak się denerwuje tym co miało nastąpić, ja też jednak z zupełnie innych pobudek. On chciał wypaść jak najlepiej jako przyszły władca, a ja nie chciałam bardziej zdenerwować Ricka swoją postawą. Dziś jednak musiałam wypaść najlepiej jak potrafię. Wszyscy goście muszą uwierzyć, że jesteśmy zakochaną w sobie parą gotową stanąć jako przyszli władcy całej planety.
- Niczym się dziś nie denerwuj. Cokolwiek usłyszysz, wszyscy obecni tutaj są wtajemniczeni w Wyścig Obana. – usłyszałam od Arona chwilę przed tym jak o marmurową posadzkę zastukała ciężka laska, stary Kaspijczyk w szarym stroju odezwał się tak donośnym głosem, że rozniósł się po całej posiadłości.
- Następca Kaspijskiego Tronu – Książe Argamon Drugi. – Aron podniósł podbródek wyżej i przystanął pociągając mnie bym zrobiła to samo.
- Narzeczona księcia, Triumfatorka Wielkiego Wyścigu Oban – Panienka Eva Wei. – ogłosił Kspijczyk, a mnie zmroziło. Pierwszy raz ktoś mnie tak przedstawił oficjalnie, pierwszy raz usłyszałam to w takiej formie. Brzmiało, jak zasłużona nagroda. 

Na część następną zapraszam w piątek  15.12 ;) Jeszcze musicie poczekać, na te urocze sceny które szykuje, ale nie pożałujecie. Wracam do regularnych notek z wyrwaniem drzwi z nawiasami. ;)

3 komentarze:

  1. Cieszę się bardzo! Już nie mogę się doczekać :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już się zaczęłam wkręcać a tu takie urwane zakończenie... :( Dobrze, że do piątku już blisko :D
    Podoba mi się, że nakreśliłaś dlaczego Aron w ogóle tak zawzięcie stara się zdobyć Evę. Ciekawy pomysł i fajnie przedstawione :) Chociaż czy fascynacja Księcia względem zamiłowania Evy do wyścigów to wystarczający powód jego uczuć i walki o jej serce? Przecież mógłby wybrać każdą inną pilotkę z takim samym upartym dążeniem do celu ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetne, najlepszy blog Obana jaki czytałam! Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje że chcesz podzielić się swoją opinią, jest ona dla mnie cenna dlatego nie lukruj jej, jeśli będzie to nieszczere ;)